Podróż służbowa z posmakiem zdrady: notatka, która wszystko zmieniła

— Jutro jadę w delegację — rzuciłem sucho, ledwo przekraczając próg mieszkania. Teczka z hukiem upadła na podłogę, a ja poczułem, jak napięcie w moich ramionach jeszcze bardziej się nasila. Anna stała przy kuchence, smażąc kotlety, a zapach cebuli i mięsa mieszał się z ciężkim powietrzem, które wypełniało nasz dom od kilku tygodni.

Odwróciła się powoli, marszcząc brwi z niedowierzaniem. — A innych nie ma? — Jej głos był ostry jak nóż. — Znowu ty musisz jechać?

Westchnąłem ciężko. — Tak wyszło. Szef nie daje mi wyboru. — Unikałem jej wzroku, bo wiedziałem, że w jej oczach znajdę tylko rozczarowanie i coś jeszcze… coś, czego nie chciałem nazywać.

— Spakuj mi torbę — dodałem po chwili ciszy, która wydawała się trwać wieczność.

Anna rzuciła łopatkę na blat i odwróciła się do mnie plecami. — Może sam sobie spakuj. Skoro tak ci zależy na tej pracy…

Nie odpowiedziałem. Wyszedłem do salonu i usiadłem na kanapie, czując jak narasta we mnie frustracja. Ostatnie miesiące były dla nas trudne. Praca pochłaniała mnie coraz bardziej, a Anna coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem. Nasze rozmowy ograniczały się do krótkich zdań, a wspólne wieczory zamieniły się w milczące przesiadywanie przed telewizorem.

Następnego dnia rano atmosfera była jeszcze gęstsza. Anna podała mi śniadanie bez słowa, a ja zjadłem je w milczeniu. Kiedy wychodziłem z domu, rzuciła tylko:

— Nie zapomnij o tej delegacji wrócić.

Zignorowałem sarkazm i wyszedłem na klatkę schodową. W drodze na dworzec próbowałem uspokoić myśli, ale w głowie kłębiły mi się pytania: Czy naprawdę muszę to wszystko znosić? Czy Anna już mnie nie kocha? Czy ja ją jeszcze kocham?

Podróż do Krakowa minęła mi jak we śnie. W hotelu czekał już na mnie Tomek, kolega z pracy. Wieczorem poszliśmy na kolację z klientami. Rozmowy były kurtuazyjne, śmiechy wymuszone. Czułem się jak aktor odgrywający rolę szczęśliwego człowieka.

Po powrocie do pokoju znalazłem w kieszeni marynarki małą karteczkę. Była to notatka napisana kobiecą ręką: „Spotkajmy się jutro o 19:00 w tej samej kawiarni. Tylko my dwoje.”

Serce zabiło mi mocniej. Przez chwilę myślałem, że to pomyłka, ale rozpoznałem charakter pisma — to była Magda z działu marketingu. Od kilku miesięcy flirtowała ze mną przy każdej okazji, a ja… nie byłem święty. Lubiłem tę grę, choć nigdy nie przekroczyliśmy granicy.

Całą noc przewracałem się z boku na bok. Myśli o Annie mieszały się z obrazem Magdy uśmiechającej się do mnie przez biurko. Czułem się rozdarty, zagubiony i… samotny.

Następnego dnia cały dzień spędziłem na spotkaniach. Wieczorem długo stałem przed lustrem, zastanawiając się, czy pójść na to spotkanie. W końcu wyszedłem z hotelu i skierowałem się do kawiarni.

Magda już czekała przy stoliku w rogu sali. Uśmiechnęła się szeroko, gdy mnie zobaczyła.

— Myślałam, że nie przyjdziesz — powiedziała cicho.

Usiadłem naprzeciwko niej, czując jak serce wali mi w piersi.

— Magda… nie wiem, czy to dobry pomysł.

— Marcin, życie jest za krótkie na wieczne wahanie — szepnęła i dotknęła mojej dłoni.

W tej chwili poczułem coś dziwnego — nie ekscytację, nie pożądanie, ale… pustkę. Przypomniałem sobie Annę stojącą przy kuchence, jej zmęczone oczy i drżące ręce. Przypomniałem sobie nasze wspólne lata, narodziny syna, pierwsze wakacje nad morzem.

— Przepraszam — powiedziałem nagle i wstałem od stolika. — Nie mogę tego zrobić.

Magda patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

— To twoja decyzja — rzuciła chłodno.

Wyszedłem z kawiarni i długo błąkałem się po ulicach Krakowa. Czułem ulgę i jednocześnie żal — do siebie, do Anny, do całego świata.

Po powrocie do domu Anna czekała na mnie w kuchni. Milczenie było gęste jak zupa grochowa.

— Jak było? — zapytała bez emocji.

— Dobrze — odpowiedziałem krótko.

Chciałem jej powiedzieć o wszystkim: o notatce, o Magdzie, o tym jak blisko byłem zdrady… Ale zabrakło mi odwagi.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Anna coraz częściej wychodziła z domu wieczorami, wracała późno i unikała mojego wzroku. Zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak.

Pewnego dnia znalazłem w jej torebce bilet do teatru dla dwóch osób. Na odwrocie ktoś napisał: „Dziękuję za cudowny wieczór”.

Serce mi zamarło. Czy to możliwe, że Anna też szuka szczęścia gdzie indziej?

Wieczorem postanowiłem z nią porozmawiać.

— Anna… musimy pogadać.

Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

— O czym?

— O nas… O tym wszystkim. Ja… byłem blisko zdrady podczas delegacji. Ale nie zrobiłem tego. Bo ciągle cię kocham. Tylko nie wiem już, czy ty mnie jeszcze kochasz.

Anna długo milczała. W końcu powiedziała cicho:

— Ja też byłam blisko… Ale nie potrafię już być tą samą Anną co kiedyś.

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w ciszy, która była cięższa niż jakiekolwiek słowa.

Nie wiem, co będzie dalej. Może czasem trzeba dotknąć dna, żeby spróbować odbić się na nowo? Czy można odbudować coś, co tak bardzo się rozsypało? Może Wy wiecie lepiej niż ja…