Po miesiącu miodowym – gorzka prawda i nowy początek
— Jaki film oglądamy? — zawołałam w stronę łazienki, rozsiadając się wygodnie na naszej nowej, jeszcze pachnącej świeżością kanapie. W powietrzu wciąż unosił się zapach lawendy, którą przywiozłam z Chorwacji. Bartosz odpowiedział z łazienki: — Nie wiem, decyduj sama! — a ja uśmiechnęłam się pod nosem. To był nasz pierwszy wieczór po powrocie z miesiąca miodowego. Wydawało mi się, że wszystko jest możliwe, że świat stoi przed nami otworem.
Sięgnęłam po jego laptopa, bo mój był jeszcze w walizce. Chciałam tylko sprawdzić, co nowego na Netflixie. Gdy otworzyłam pokrywę, ekran rozbłysnął, a ja zobaczyłam otwartą skrzynkę mailową. Przez sekundę zawahałam się, czy powinnam patrzeć, ale wzrok sam mi uciekł na wiadomość oznaczoną gwiazdką: „Tęsknię za Tobą. Kiedy wrócisz?”. Serce mi zamarło. Przez chwilę próbowałam wmówić sobie, że to pewnie jakaś pomyłka, spam albo żart.
— Bartosz! — krzyknęłam, czując jak głos mi drży. — Możesz tu przyjść?
Wyszedł z łazienki w samym ręczniku, z miną niewiniątka. — Co się stało?
— Kto to jest Magda? — zapytałam cicho, pokazując mu ekran.
Zbladł. Widziałam, jak jego twarz robi się szara, a ręcznik niebezpiecznie osuwa się na biodrach. Przez chwilę milczał, potem usiadł obok mnie i spuścił głowę.
— Weronika… To nie tak…
— To jak? — przerwałam mu ostro. — To kto to jest i dlaczego do ciebie pisze takie rzeczy?
Zaczął coś mamrotać o starej znajomej, o tym, że to nic nie znaczyło, że to było zanim się poznaliśmy. Ale wiadomość była sprzed tygodnia. Jeszcze byliśmy w Chorwacji. Jeszcze wtedy myślałam, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
— Kłamałeś mi? — zapytałam już spokojniej, choć w środku czułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce i rzucił na podłogę.
— Weronika… Ja… Nie wiem, co powiedzieć… To był błąd…
Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. W głowie miałam mętlik. Przed oczami przewijały mi się obrazy z naszego ślubu, wspólne zdjęcia z plaży, jego uśmiech, kiedy mówił mi „kocham cię”.
— Czy ty ją kochasz? — zapytałam w końcu.
— Nie! To tylko… to był impuls… Ja naprawdę chcę być z tobą!
Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. Zawsze byłam tą rozsądną, tą która ufa ludziom i daje drugą szansę. Ale teraz czułam się jak idiotka. Jak ktoś, kto przez całe życie budował dom na piasku.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Bartosz próbował mnie przepraszać, przynosił kwiaty, gotował kolacje, zostawiał karteczki z serduszkami na lodówce. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć na niego tak samo.
W pracy wszyscy pytali o miesiąc miodowy. Uśmiechałam się sztucznie i opowiadałam o słońcu, winie i lawendowych polach. Nikt nie wiedział, że w środku umieram.
Najgorzej było w weekend, kiedy przyjechali moi rodzice na obiad. Mama od razu wyczuła napięcie.
— Coś się stało? — zapytała cicho w kuchni.
— Wszystko w porządku — skłamałam.
Ale ona znała mnie za dobrze. Po obiedzie podeszła do mnie i przytuliła mocno.
— Weronika… jeśli coś jest nie tak, możesz mi powiedzieć.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam jej powiedzieć wszystko, ale nie potrafiłam. Bałam się jej rozczarować. Bałam się przyznać do porażki już na samym początku małżeństwa.
Wieczorem Bartosz przyszedł do mnie do sypialni.
— Porozmawiamy? — zapytał cicho.
— O czym? — odpowiedziałam chłodno.
— O nas… Weronika, ja naprawdę żałuję tego wszystkiego. Wiem, że cię zraniłem. Ale proszę cię… daj mi szansę to naprawić.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach strach i żal. Może naprawdę żałował? Może każdy zasługuje na drugą szansę?
— Nie wiem, Bartosz… Potrzebuję czasu — powiedziałam w końcu.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Każdy dzień był walką o normalność. Czasem łapałam się na tym, że tęsknię za nim tak bardzo, jakby już odszedł na zawsze. Innym razem miałam ochotę wyrzucić go z mieszkania i zacząć wszystko od nowa.
Pewnego dnia zadzwoniła Magda. Odebrałam telefon przez przypadek.
— Bartosz? — usłyszałam kobiecy głos po drugiej stronie.
— Nie, tu Weronika — odpowiedziałam lodowato.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Przepraszam… nie chciałam…
Rozłączyła się szybko. Ale to wystarczyło, żeby poczuć jeszcze większy ból i upokorzenie.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.
— Musimy podjąć decyzję — powiedziałam stanowczo. — Albo próbujemy od nowa i idziemy razem na terapię, albo każde idzie swoją drogą.
Bartosz zgodził się bez wahania na terapię. Chciał walczyć o nas. Ja też chciałam spróbować, choć nie wiedziałam, czy potrafię jeszcze zaufać.
Terapia była trudna. Musieliśmy rozmawiać o rzeczach bolesnych i niewygodnych. Czasem miałam ochotę wybiec z gabinetu i nigdy nie wracać. Ale z każdym spotkaniem czułam, że coś we mnie pęka i zaczyna się goić.
Minęły trzy miesiące. Nadal nie było łatwo. Nadal czasem budziłam się w nocy z płaczem. Ale zaczynaliśmy powoli budować coś nowego – może mniej idealnego niż wcześniej, ale bardziej prawdziwego.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o miłość nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone? Może każdy zasługuje na nowy początek – nawet jeśli ten początek jest zupełnie inny niż sobie wymarzyliśmy.