Po latach wróciłam do miasta i spotkałam mężczyznę, który złamał mi serce. Czy można wybaczyć po tylu latach?

– Naprawdę ty? – usłyszałam głos, który kiedyś znałam na pamięć, zanim jeszcze zdążyłam się odwrócić. Stał przede mną Andrzej, z gazetą pod pachą, w tej samej granatowej kurtce, jaką nosił w liceum, choć teraz była już wyraźnie za ciasna. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się cofnął, że zaraz usiądzie obok mnie na ławce i zaczniemy rozmawiać o wszystkim i o niczym, jak wtedy, gdy miałam siedemnaście lat. Ale przecież minęło ponad trzydzieści lat.

– Cześć, Andrzej – odpowiedziałam, starając się, by mój głos nie zadrżał. – Dawno się nie widzieliśmy.

– Właściwie… nigdy się nie pożegnaliśmy – powiedział cicho, patrząc gdzieś w bok.

Usiadł obok mnie. Przez chwilę milczeliśmy, słuchając szumu drzew i odgłosów miasta, które wydawało się mniejsze, niż zapamiętałam, a jednocześnie dziwnie znajome. Wróciłam tu po śmierci mamy, żeby uporządkować mieszkanie, ale też – choć nie chciałam się do tego przyznać – żeby zmierzyć się z przeszłością. Z tym, co zostawiłam za sobą, uciekając do Warszawy, do nowego życia, które miało być lepsze, łatwiejsze, bardziej moje.

– Pamiętasz tamten dzień? – zapytał nagle Andrzej. – Czekałaś na mnie tutaj. W tej samej kurtce, z tym samym uśmiechem. A ja… nie przyszedłem.

Poczułam, jak ściska mnie w gardle. Przez lata próbowałam sobie wmówić, że to nie miało znaczenia, że byłam wtedy młoda i głupia, że życie i tak potoczyłoby się inaczej. Ale prawda była taka, że tamten dzień wyznaczył kierunek wszystkiego, co wydarzyło się później.

– Dlaczego nie przyszedłeś? – zapytałam, choć obiecałam sobie, że nigdy go o to nie zapytam.

Andrzej westchnął. – Bałem się. Dostałem list od twojej mamy. Napisała, żebym dał ci spokój, bo zasługujesz na kogoś lepszego. Że nie mam ci nic do zaoferowania. Wtedy wydawało mi się, że robię to dla ciebie. Ale przez te wszystkie lata… – urwał i spojrzał mi w oczy – …nie było dnia, żebym o tobie nie myślał.

Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie mamę, jej wieczne pretensje, że marnuję życie, że powinnam być kimś więcej niż tylko „dziewczyną z sąsiedztwa”. Przypomniałam sobie, jak bardzo chciałam jej udowodnić, że potrafię być szczęśliwa na własnych warunkach. A potem wyjechałam, zostawiając wszystko za sobą – Andrzeja, przyjaciół, nawet własne marzenia.

– Myślisz, że nasze życie wyglądałoby inaczej, gdybyś wtedy przyszedł? – zapytałam cicho.

Andrzej wzruszył ramionami. – Może. Może nie. Ale wiem jedno – nie powinienem był pozwolić, żeby ktoś inny decydował za mnie. Ani za ciebie.

Siedzieliśmy tak jeszcze długo. Opowiedział mi o swoim życiu – o żonie, która odeszła po dziesięciu latach, o synu, który mieszka w Norwegii i rzadko dzwoni. Ja opowiedziałam mu o swoim małżeństwie, które rozpadło się po dwudziestu latach milczenia i udawania, że wszystko jest w porządku. O córce, która mieszka w Krakowie i nie rozumie, dlaczego wróciłam do miasta, które zawsze uważała za prowincję.

– Wiesz – powiedziałam w końcu – czasem myślę, że całe życie próbowałam uciec od tego miejsca. Od ludzi, od wspomnień. A teraz… wracam tu i czuję się bardziej sobą niż kiedykolwiek.

Andrzej uśmiechnął się smutno. – Może to właśnie jest dorosłość? Pogodzenie się z tym, kim jesteśmy naprawdę.

Przez kolejne dni spotykaliśmy się codziennie w parku. Rozmawialiśmy o wszystkim – o polityce, o starych znajomych, o tym, jak bardzo zmieniło się miasto. Czasem milczeliśmy, patrząc na dzieci bawiące się na placu zabaw albo na starsze panie karmiące gołębie. Czułam, jak powoli opadają ze mnie warstwy żalu i rozczarowania, które nosiłam przez lata.

Ale nie wszystko było proste. Moja córka zadzwoniła pewnego wieczoru:

– Mamo, co ty tam właściwie robisz? Przecież tam nic nie ma! – krzyczała przez telefon.

– Jestem tu, bo muszę coś zrozumieć – odpowiedziałam spokojnie. – Muszę zamknąć pewne sprawy.

– Znowu wracasz do przeszłości! – rzuciła z wyrzutem. – Zawsze tak robisz!

Rozłączyła się bez pożegnania. Płakałam długo tej nocy. Zrozumiałam wtedy, jak bardzo powtarzam błędy mojej matki – próbując decydować za innych, narzucać im swoje wizje szczęścia.

Kiedy spotkałam się z Andrzejem następnego dnia, powiedziałam mu o tej rozmowie.

– Może powinnam wrócić do Warszawy – powiedziałam cicho. – Może nie powinnam tu być.

Andrzej spojrzał na mnie uważnie.

– A czego ty chcesz? Nie twoja córka, nie twoja mama. Ty.

Nie umiałam odpowiedzieć. Przez całe życie robiłam to, czego oczekiwali inni. Teraz po raz pierwszy musiałam zapytać samą siebie: czego ja właściwie chcę?

Ostatniego dnia mojego pobytu poszliśmy razem na cmentarz. Zapaliłam znicz na grobie mamy. Stałam długo w milczeniu.

– Mamo – szepnęłam – wybaczam ci. I proszę, wybacz mi też.

Andrzej trzymał mnie za rękę. W jego oczach widziałam łzy.

Kiedy wracałam do pustego mieszkania mamy, czułam się lżejsza niż kiedykolwiek. Może nie da się naprawić przeszłości. Może nie da się odzyskać straconego czasu. Ale można nauczyć się żyć z tym, co było – i z tym, co jeszcze przed nami.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można wybaczyć po tylu latach? Czy można zacząć od nowa, mając pięćdziesiąt kilka lat i bagaż dawnych rozczarowań? A może najważniejsze to w końcu zacząć żyć dla siebie?