Między ciszą a burzą: Dziennik Dagmary

Dzień dobry — mruknęłam, wchodząc do biura i ciężko opadając na krzesło. Włączyłam komputer, spojrzałam przez okno, gdzie niskie chmury zlewały się z mokrym niebem. Nawet nie raczyłam spojrzeć na Weronikę i Jowitę. — Dzień dobry — odparły niemal jednocześnie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia i wzruszając ramionami. Zazwyczaj uśmiechnięta i rozmowna, dziś czułam się jak cień samej siebie.

Nie wiem, kiedy zaczęłam się tak czuć. Może to przez te wszystkie lata tłumienia emocji, udawania, że wszystko jest w porządku. Może przez to, że w domu od dawna panuje chłód, a w pracy coraz częściej czuję się jak intruz. Chciałabym po prostu żyć w spokoju i harmonii, ale życie najwyraźniej ma wobec mnie inne plany.

— Dagmara, masz chwilę? — Weronika podeszła do mojego biurka z kubkiem kawy. — Słuchaj, szefowa prosiła, żebyś przejęła projekt po Tomku. On… no wiesz, znowu się rozchorował.

Zacisnęłam usta. Kolejny raz ktoś zrzuca na mnie dodatkowe obowiązki. — Jasne — odpowiedziałam chłodno. — Prześlij mi szczegóły.

Weronika zawahała się przez moment. — Wszystko w porządku? Ostatnio jesteś jakaś… inna.

Chciałam jej powiedzieć prawdę: że nie śpię po nocach, że boję się wracać do domu, gdzie mąż milczy godzinami, a córka zamyka się w swoim pokoju. Ale tylko skinęłam głową i wróciłam do ekranu komputera.

W pracy zawsze byłam tą „ogarniętą”. Zawsze pomocna, zawsze zorganizowana. Ale ile można udawać? Ile można dźwigać na własnych barkach?

Po południu zadzwoniła mama. — Dagmarko, kiedy nas odwiedzisz? Dawno cię nie było.

Westchnęłam. — Mamo, mam dużo pracy… Może w weekend?

— Twój ojciec źle się czuje. Powinnaś przyjechać.

Znowu poczułam to znajome ukłucie winy. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Wszyscy czegoś oczekują.

Wieczorem wróciłam do domu. W przedpokoju panował półmrok. Mąż siedział przy stole z gazetą, nawet nie podniósł wzroku, gdy weszłam.

— Cześć — rzuciłam cicho.

— Cześć — odburknął.

W kuchni córka Lena grzebała w telefonie. — Jak było w szkole? — zapytałam.

— Normalnie — odpowiedziała bez entuzjazmu.

Usiadłam przy stole i poczułam łzy napływające do oczu. Tak bardzo chciałam, żeby było inaczej. Żebyśmy rozmawiali, śmiali się razem jak kiedyś. Ale coś się między nami popsuło i nie wiem nawet kiedy.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: o pracy, o rodzinie, o tym wszystkim, co mnie przytłacza. Czy to ja jestem winna? Czy mogłam coś zrobić inaczej?

Następnego dnia w pracy atmosfera była jeszcze gorsza. Szefowa wezwała mnie do siebie.

— Dagmara, musimy porozmawiać o twojej efektywności. Ostatnio popełniasz błędy, jesteś rozkojarzona… Co się dzieje?

Zacisnęłam dłonie na kolanach. — Przepraszam, postaram się poprawić.

— Wiesz, że zawsze mogłaś na mnie liczyć — powiedziała łagodniej. — Ale musisz też zadbać o siebie.

Z trudem powstrzymałam łzy. Chciałam jej powiedzieć wszystko: o samotności, o strachu przed kolejnym dniem, o tym, że czuję się niewidzialna nawet dla najbliższych. Ale tylko skinęłam głową i wyszłam z gabinetu.

W drodze do domu zadzwoniła Lena. — Mamo, mogę dziś zostać u Zuzy na noc?

— Tak, oczywiście — odpowiedziałam automatycznie.

W domu czekała mnie cisza. Mąż wyszedł do kolegi na mecz. Usiadłam na kanapie i poczułam pustkę tak wielką, że aż zabolało.

Wyciągnęłam stary dziennik z szuflady i zaczęłam pisać:

„Chcę po prostu żyć w spokoju i harmonii. Nie chcę już walczyć z każdym dniem, z każdym spojrzeniem pełnym pretensji lub obojętności. Chcę znów poczuć radość z małych rzeczy: zapachu kawy rano, śmiechu córki, ciepła dłoni męża… Czy to naprawdę za dużo?”

Pisząc te słowa poczułam ulgę. Może to pierwszy krok? Może muszę zacząć od siebie?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mężem.

— Szymon… Musimy pogadać.

Spojrzał na mnie zaskoczony. — O czym?

— O nas. O tym, co się dzieje między nami… Ja już nie daję rady.

Milczał przez chwilę, potem spuścił wzrok.

— Też to czuję — powiedział cicho. — Ale nie wiem, jak to naprawić.

— Może spróbujemy razem? Może pójdziemy do terapeuty?

Wzruszył ramionami, ale widziałam w jego oczach cień nadziei.

Wieczorem zapukała do mnie Lena.

— Mamo… Przepraszam, że byłam taka niemiła ostatnio.

Przytuliłam ją mocno. — Ja też przepraszam. Chcę być lepszą mamą… Po prostu czasem jest mi ciężko.

— Wiem — szepnęła Lena i pierwszy raz od dawna poczułam między nami bliskość.

Może jeszcze nie wszystko stracone? Może warto walczyć o siebie i o rodzinę?

Czasem myślę: ile kobiet wokół mnie czuje to samo? Ile z nas tłumi emocje i udaje przed światem? Czy naprawdę musimy być zawsze silne? A może czasem warto pozwolić sobie na słabość i poprosić o pomoc?