Kwiatowy Zestaw: Opowieść o Weronice i cieniu rodzinnych tajemnic
Leżałam z zamkniętymi oczami, próbując nie słyszeć szeleszczenia kartek i monotonnego głosu Jagody, która po raz kolejny czytała na głos podręcznik do psychologii. Pokój był duszny, pachniał starymi książkami i tanimi perfumami. Czułam, jak narasta we mnie irytacja, ale nie miałam siły się odezwać. Wtedy rozległ się dźwięk mojego telefonu – ta sama, głupia, popularna melodia, którą ustawiłam tylko po to, żeby nie przegapić żadnego połączenia od mamy.
Jagoda zatrzasnęła książkę z głośnym westchnieniem i spojrzała na mnie z wyrzutem. „Naprawdę? Znowu?” – rzuciła, a ja poczułam się winna, choć przecież to nie moja wina, że ktoś do mnie dzwoni. Niechętnie sięgnęłam po telefon. Na ekranie widniało imię: „Mama”. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, udawać, że śpię. Ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, mama zadzwoni jeszcze pięć razy pod rząd.
– Halo? – powiedziałam cicho.
– Weronika? Musisz natychmiast wrócić do domu – głos mamy był napięty, niemal drżący. – Stało się coś strasznego.
Serce zaczęło mi walić. Usiadłam na łóżku, czując jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co się stało? – zapytałam, ale mama tylko powtórzyła: – Przyjedź jak najszybciej.
Odrzuciłam telefon na łóżko i zerwałam się na równe nogi. Zaczęłam krążyć po wąskim pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jagoda patrzyła na mnie zaniepokojona.
– Coś się stało? – zapytała.
– Muszę wracać do domu. Mama… coś się stało – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie w głosie.
Zebrałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i wybiegłam z akademika. Całą drogę do domu czułam narastający niepokój. W głowie kłębiły mi się najczarniejsze scenariusze: wypadek taty, choroba babci, może coś z moim młodszym bratem? Nie byłam gotowa na żadne z tych wiadomości.
Kiedy weszłam do mieszkania, mama siedziała przy stole w kuchni. Jej twarz była blada, oczy podkrążone od płaczu. Obok niej leżał bukiet kwiatów – różowe tulipany i białe lilie – oraz małe pudełko przewiązane zieloną wstążką.
– Co się stało? – zapytałam jeszcze raz, siadając naprzeciwko niej.
Mama przez chwilę milczała, patrząc na kwiaty jakby były czymś obcym i groźnym.
– To przyszło dzisiaj rano – powiedziała cicho. – Kwiatowy zestaw… od niego.
Zamarłam. Od razu wiedziałam, o kim mówi. O ojcu. O człowieku, który zostawił nas pięć lat temu bez słowa wyjaśnienia i od tamtej pory nie dawał znaku życia.
– Przysłał kwiaty? Po tylu latach? – spytałam z niedowierzaniem.
Mama skinęła głową i otworzyła pudełko. W środku leżał list. Drżącymi rękami podała mi go.
Weroniko,
Wiem, że nie masz powodu mi ufać ani mnie słuchać. Ale musisz wiedzieć prawdę. Nie mogłem zostać wtedy z wami… Zrobiłem coś strasznego i musiałem uciec. Teraz wracam do Polski i chcę cię zobaczyć. Proszę, spotkaj się ze mną w niedzielę o 17:00 w parku przy fontannie.
Tata
Czytałam list kilka razy, próbując zrozumieć jego sens. Mama patrzyła na mnie bezradnie.
– Co zamierzasz zrobić? – zapytała cicho.
Nie wiedziałam. Przez lata nienawidziłam ojca za to, że nas zostawił. Za to, że musiałam dorosnąć szybciej niż inni, pomagać mamie pracować na dwa etaty i opiekować się bratem. Za to, że nigdy nie odpowiedział na moje maile ani listy. Teraz nagle wraca i chce się spotkać?
Przez kolejne dni chodziłam jak w transie. Jagoda próbowała mnie pocieszać, ale nie potrafiła zrozumieć mojej sytuacji. „Może powinno się dać mu szansę?” – mówiła ostrożnie. Ale ja nie byłam pewna, czy potrafię wybaczyć.
W niedzielę poszłam do parku. Fontanna szumiała cicho, dzieci biegały wokół z balonami. Czekałam dziesięć minut, potem dwadzieścia. W końcu zobaczyłam go – postarzałego mężczyznę z siwymi włosami i zmęczonym spojrzeniem.
– Weronika… – powiedział cicho.
Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę.
– Przepraszam – wyszeptał w końcu. – Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie. Ale musisz wiedzieć… wtedy… miałem długi hazardowe. Grozili mi ludzie… Bałem się o wasze życie.
Poczułam gniew i żal naraz.
– A myślisz, że nam było łatwo? Że mama nie płakała po nocach? Że brat nie pytał codziennie gdzie jesteś?!
Ojciec spuścił głowę.
– Wiem… dlatego wróciłem. Chcę wam pomóc. Zacząć od nowa.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam go uderzyć i przytulić jednocześnie.
Wróciłam do domu rozbita emocjonalnie jak nigdy wcześniej. Mama patrzyła na mnie pytająco, ale tylko pokręciłam głową.
Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Ojciec dzwonił kilka razy, wysyłał wiadomości, przynosił kwiaty – zawsze ten sam zestaw: tulipany i lilie. Mama była rozdarta między gniewem a nadzieją na normalność.
W końcu usiedliśmy wszyscy razem przy stole – ja, mama, brat i ojciec. Rozmawialiśmy długo, płakaliśmy jeszcze dłużej. Nie wiem czy potrafię mu wybaczyć całkowicie… Ale wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne zdjęcia na ścianie czy nazwisko w dowodzie. To wybory, które podejmujemy każdego dnia.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy przeszłość zawsze będzie cieniem nad naszymi głowami? Może każdy z nas nosi swój własny „kwiatowy zestaw” wspomnień i ran…