Zapomnij o niej, chłopaku – historia Adama i rodzinnych sekretów

— Adam! Adam, otwieraj! — głos mojej siostry Kasi rozbrzmiewał za drzwiami jak alarm przeciwpożarowy. Była szósta rano, niedziela, a ja jeszcze nie zdążyłem dobrze otworzyć oczu. Przez chwilę miałem nadzieję, że to tylko sen, ale pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Zerwałem się z łóżka, potykając się o własne spodnie, które leżały na podłodze od piątku. Telefon milczał, ekran czarny – rozładowany. Wciągnąłem na siebie pierwszą lepszą bluzę i otworzyłem drzwi.

Kasia wpadła do mieszkania jak burza, nie czekając na zaproszenie. Miała rozczochrane włosy i oczy pełne łez. — Długo będziesz się wylegiwał? — rzuciła z wyrzutem. — Co, nie cieszysz się na mój widok?

— Co się stało? — zapytałem, próbując ukryć niepokój. Kasia nigdy nie przychodziła bez powodu, a już na pewno nie o tej porze.

— Mama… — zaczęła, ale głos jej się załamał. — Mama znowu była u tej kobiety. Widziałam ją wczoraj wieczorem pod domem tej… tej Anny.

Zamarłem. Anna. Imię, które od miesięcy wisiało nad naszą rodziną jak czarna chmura. Ojciec poznał ją na kursie tańca dla seniorów i od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać. Mama najpierw udawała, że nic się nie dzieje, potem zaczęła znikać z domu na całe wieczory. Ojciec milczał, zamykał się w swoim warsztacie i pił coraz więcej herbaty z rumem.

— Może po prostu… rozmawiały? — próbowałem bronić mamy, choć sam nie wierzyłem w to, co mówię.

Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem. — Ty zawsze wszystko tłumaczysz! A może czas spojrzeć prawdzie w oczy? Mama nas zostawi, jeśli nic nie zrobimy!

Usiadłem ciężko na krześle. W głowie miałem mętlik. Przez ostatnie miesiące próbowałem żyć swoim życiem – praca w biurze rachunkowym, wieczorne piwo z kolegami, czasem randka z Martą, która coraz częściej pytała mnie o przyszłość. Ale rodzina była jak cień – zawsze obecna, nawet gdy próbowałem uciec.

— Musimy z nią porozmawiać — powiedziałem w końcu. — Ale spokojnie. Bez krzyków.

Kasia prychnęła. — Ty zawsze taki ugodowy…

Nie odpowiedziałem. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i razem pojechaliśmy do domu rodziców na obrzeżach Krakowa. Droga dłużyła się niemiłosiernie. Kasia co chwilę sprawdzała telefon, ja patrzyłem przez okno na szare bloki i puste ulice.

W domu panowała cisza. Ojciec siedział przy stole z gazetą, ale nie czytał – patrzył w jeden punkt na ścianie. Mama krzątała się w kuchni, jakby nic się nie stało.

— Dzień dobry — rzuciłem niepewnie.

Mama spojrzała na mnie szybko i odwróciła wzrok.

— Musimy porozmawiać — zaczęła Kasia bez ogródek. — O Annie.

Mama zamarła z nożem w ręku nad bochenkiem chleba. Przez chwilę myślałem, że upuści nóż.

— To nie jest wasza sprawa — powiedziała cicho.

— Jak to nie? Jesteśmy twoimi dziećmi! — Kasia podniosła głos.

Ojciec odłożył gazetę i spojrzał na mamę z bólem w oczach.

— Zostawcie ją — powiedział nagle. — Każdy ma prawo do szczęścia.

Zapanowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

— Tata… ty wiedziałeś? — zapytałem cicho.

Skinął głową. — Wiedziałem od dawna. Ale myślałem, że to minie…

Mama usiadła przy stole i zaczęła płakać. Nigdy wcześniej nie widziałem jej takiej bezbronnej.

— Przepraszam was… Próbowałam być dobrą żoną, matką… Ale czegoś mi brakowało. Anna… ona mnie rozumie jak nikt inny.

Kasia zerwała się z miejsca i wybiegła z kuchni trzaskając drzwiami.

Siedzieliśmy tak we troje – ja, ojciec i mama – każdy pogrążony we własnych myślach. Czułem gniew, żal i… ulgę? Może to dziwne, ale przez chwilę poczułem, że coś we mnie pęka i robi miejsce na coś nowego.

Po południu poszedłem do Kasi. Siedziała na ławce przed blokiem i paliła papierosa.

— I co teraz? — zapytała beznadziejnie.

— Nie wiem… Może musimy pozwolić mamie być szczęśliwą? Nawet jeśli to boli.

Kasia spojrzała na mnie przez łzy.

— A co z nami? Z rodziną?

Nie umiałem odpowiedzieć. Wróciłem do siebie wieczorem i długo patrzyłem w sufit. Marta napisała SMS-a: „Jak tam?” Odpisałem tylko: „Nie wiem”.

Minęły tygodnie. Mama coraz częściej nocowała u Anny. Ojciec zaczął spotykać się ze starymi znajomymi z pracy, a ja… Ja próbowałem poukładać sobie życie na nowo. Z Martą było coraz trudniej – czułem, że nie potrafię jej zaufać tak jak kiedyś ufałem rodzinie.

Pewnego dnia zadzwoniła mama.

— Adam… Chciałam ci podziękować za wszystko. Wiem, że ci trudno, ale muszę być sobą.

Zacisnąłem powieki.

— Kocham cię, mamo — powiedziałem cicho.

Po rozmowie długo siedziałem w ciszy. Czy można zapomnieć o kimś, kto był dla ciebie wszystkim? Czy można wybaczyć zdradę, jeśli jest ona drogą do czyjegoś szczęścia?

Może czasem trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej… Ale czy wtedy naprawdę przestajemy ich kochać?