Svadba mojej siostry podzieliła naszą rodzinę: kiedy babcia się wprowadziła, wszystko się posypało
– Znowu zostawiłaś kubek na stole! – Babcia podniosła głos, a ja poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Stałam w kuchni, trzymając w ręku mokrą ściereczkę, i patrzyłam na nią bez słowa. Od kiedy Ania wyszła za mąż i wyprowadziła się do swojego nowego mieszkania na drugim końcu miasta, wszystko się zmieniło. Nasz dom, kiedyś pełen śmiechu i ciepła, zamienił się w pole minowe.
Babcia wprowadziła się do nas tuż po weselu Ani. Rodzice uznali, że nie może już mieszkać sama – po upadku na schodach lekarz powiedział jasno: „Pani Zofia nie powinna być już sama ani dnia”. Mama spojrzała wtedy na mnie z tym swoim błagalnym wzrokiem, jakby chciała powiedzieć: „Musimy to zrobić dla niej”. Ale nikt nie zapytał mnie, czy jestem gotowa na to wszystko.
Pierwsze tygodnie były trudne, ale próbowałam się dostosować. Babcia była wymagająca – wszystko musiało być po jej myśli. „Nie tak się gotuje rosół!”, „Za głośno chodzisz po schodach!”, „Nie zostawiaj światła w łazience!” – jej uwagi sypały się jak z rękawa. Rodzice byli wiecznie zajęci – tata pracował do późna, mama wracała zmęczona z przychodni. Zostawałam z babcią sama przez większość dnia.
Pewnego popołudnia, kiedy próbowałam odrobić pracę magisterską, babcia weszła do mojego pokoju bez pukania.
– Co tak siedzisz przy tym komputerze? Idź, pomóż mamie w kuchni! – rzuciła oskarżycielskim tonem.
– Babciu, muszę skończyć rozdział… – próbowałam tłumaczyć.
– Kiedyś dziewczyny nie siedziały tyle przy książkach! – mruknęła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Ania dzwoniła rzadko – była zajęta swoim nowym życiem, mężem, planowaniem podróży poślubnej. Kiedy raz zadzwoniłam do niej z płaczem, powiedziała tylko:
– Musisz być silna. Babcia już długo nie pociągnie, a rodzicom jest ciężko.
Ale czy tylko ja miałam być silna? Czy tylko ja miałam rezygnować ze swojego życia?
W domu narastało napięcie. Mama coraz częściej płakała po nocach, tata zamykał się w garażu pod pretekstem naprawiania samochodu. Babcia była coraz bardziej wymagająca – domagała się uwagi, krzyczała, kiedy coś nie było po jej myśli. Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi jej szept:
– Gdyby Ania została, byłoby inaczej… Ona zawsze była grzeczna.
Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę byłam tą gorszą córką? Czy dlatego zostałam tutaj – żeby być tą „drugą”?
W końcu wybuchłam. Podczas niedzielnego obiadu babcia zaczęła narzekać na moją zupę:
– Za słona! Nie umiesz gotować!
Wstałam od stołu i krzyknęłam:
– To nie jest już mój dom! Nikt mnie tu nie widzi!
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Proszę cię… Nie zostawiaj nas teraz.
Tata spuścił wzrok.
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po parku. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem egoistką? Czy naprawdę powinnam poświęcić swoje życie dla rodziny? A może mam prawo do własnego szczęścia?
Kiedy wróciłam późno w nocy, babcia spała już w swoim pokoju. Mama czekała na mnie w kuchni.
– Przepraszam cię – powiedziała cicho. – Wiem, że jest ci ciężko. Ale ja też nie daję już rady.
Objęłyśmy się i obie płakałyśmy długo.
Od tamtej pory próbowałyśmy rozmawiać więcej. Czasem udawało nam się znaleźć wspólny język z babcią – opowiadałam jej o studiach, ona o swoim dzieciństwie na wsi pod Lublinem. Ale rany pozostały. Czułam żal do Ani, że zostawiła mnie samą z tym wszystkim. Czułam żal do rodziców, że nie potrafili postawić granic. I do siebie – że nie umiałam wcześniej zawalczyć o siebie.
Dziś babcia już nie żyje. Ania wróciła na pogrzeb i płakałyśmy razem nad jej grobem. Ale między nami pozostało coś niewypowiedzianego – pytanie o to, ile jesteśmy winni swoim bliskim i gdzie kończy się poświęcenie, a zaczyna krzywda wobec siebie samej.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy naprawdę musimy zawsze rezygnować z siebie dla innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?