Oddać dom bratu? Historia, która rozdarła moje serce i rodzinę
– Aniu, musisz to zrobić dla rodziny – głos mamy drżał, choć próbowała brzmieć stanowczo. Stałam przy oknie w moim dwupokojowym mieszkaniu na warszawskiej Pradze, patrząc na szare niebo i próbując zrozumieć, jakim cudem znalazłam się w tej sytuacji. W słuchawce słyszałam jeszcze cichy szloch, a potem głęboki oddech mamy. – Twój brat nie ma gdzie mieszkać. Ty sobie poradzisz.
To był ten moment, w którym poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przez całe życie byłam tą „rozsądną”, „zaradną”, „tą, która zawsze daje radę”. Michał, mój młodszy brat, zawsze miał pod górkę – przynajmniej tak twierdziła mama. Problemy w szkole, potem nieudane studia, praca, z której go zwolnili. Teraz rozwód i alimenty. A ja? Ja miałam być tą, która wszystko naprawi.
– Mamo, to jest moje mieszkanie! – wybuchłam. – Sama na nie pracowałam przez lata! To nie jest sprawiedliwe.
– Aniu, proszę cię… On nie ma nikogo oprócz nas. Ty możesz wynająć coś innego, przecież masz dobrą pracę…
Zamknęłam oczy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Michał rozbijał rower, a ja opatrywałam mu kolano; jak mama zawsze stawała po jego stronie, nawet gdy to on coś przeskrobał; jak tata powtarzał: „Michał jest jeszcze młody, daj mu czas”. Ten czas trwał już trzydzieści dwa lata.
Wieczorem zadzwonił Michał. Nie prosił. Oczekiwał.
– Anka, mama mówiła ci już? – zapytał bez ogródek. – Wiesz, że nie mam gdzie się podziać. Ty zawsze sobie radzisz…
– Michał, to nie jest takie proste…
– Daj spokój! Przecież i tak cię stać na coś lepszego. Ja nie mam nic.
W jego głosie słyszałam żal i rozgoryczenie. Ale czyja to była wina? Moja? Czy naprawdę powinnam poświęcić wszystko dla niego?
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, w nocy przewracałam się z boku na bok. Rozmawiałam z przyjaciółką, Kasią.
– Anka, nie możesz dać się szantażować emocjonalnie! – powiedziała stanowczo. – To twoje życie! Zawsze byłaś dla wszystkich podporą, a kto jest dla ciebie?
Ale co miałam zrobić? Mama płakała przez telefon, tata milczał z rezygnacją. Michał pisał krótkie wiadomości: „I co postanowiłaś?”
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do rodziców do Otwocka. Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Mama miała zaczerwienione oczy.
– Aniu, musisz zrozumieć…
– Nie muszę! – przerwałam jej pierwszy raz w życiu. – To nie jest sprawiedliwe! Całe życie stawialiście Michała na pierwszym miejscu. Ja też mam prawo do szczęścia!
Tata spuścił wzrok.
– Może rzeczywiście przesadziliśmy… – mruknął.
Michał patrzył na mnie z wyrzutem.
– Ty zawsze miałaś łatwiej…
– Łatwiej? Bo musiałam być dorosła za dwoje? Bo nikt nigdy nie pytał mnie o zdanie?
Wybiegłam z domu z płaczem. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna.
Minęły tygodnie. Mama przestała dzwonić tak często. Michał znalazł pokój do wynajęcia na obrzeżach miasta i przestał się odzywać. Ja zostałam ze swoim mieszkaniem… i poczuciem winy.
Czasem wracam myślami do tamtej rozmowy. Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była poświęcić swoje szczęście dla rodziny? A może w końcu postawiłam granicę tam, gdzie powinna być od dawna?
Patrzę teraz na swoje odbicie w oknie i pytam sama siebie: czy naprawdę można być szczęśliwym, jeśli wszyscy wokół są nieszczęśliwi? Czy rodzina to obowiązek czy wybór? Co wy byście zrobili na moim miejscu?