Mój szwagier nagle chciał się spotkać: co tak naprawdę ukrywał?

– Michał, musimy porozmawiać. To ważne – głos szwagra, Artura, brzmiał przez telefon sucho i zdecydowanie. Nie rozmawialiśmy ze sobą od miesięcy, a on nigdy nie dzwonił bez powodu. W mojej głowie natychmiast pojawiły się pytania: czy coś się stało mojej siostrze? Czy chodzi o pieniądze? Czy może znowu coś przeskrobałem, o czym nie wiem?

Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie. Artur siedział już przy stoliku, ubrany w swój zawsze nienaganny garnitur, z telefonem w ręku i kawą, której nawet nie tknął. Gdy tylko usiadłem naprzeciwko niego, spojrzał mi prosto w oczy – tym swoim zimnym, analitycznym spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułem się jak dziecko.

– Michał, wiem, że nie jesteśmy sobie bliscy – zaczął bez zbędnych wstępów. – Ale muszę cię o coś poprosić. To dotyczy twojej siostry.

Zacisnąłem dłonie na filiżance. W mojej głowie natychmiast pojawiły się obrazy sprzed lat: ogień, dym, krzyki sąsiadów i ona – moja siostra Kasia – która wbiegła do płonącego mieszkania po siedmioletniego mnie. To ona uratowała mi życie. Od tamtej pory czułem wobec niej dług wdzięczności, którego nigdy nie potrafiłem spłacić.

– Co się stało? – zapytałem cicho.

Artur odchrząknął i spojrzał przez okno na szarą ulicę.

– Kasia… Kasia ma poważne problemy. Zaciągnęła kredyt na firmę bez mojej wiedzy. Teraz grozi jej komornik. Potrzebuję twojej pomocy.

Zatkało mnie. Kasia zawsze była odpowiedzialna, to ona trzymała naszą rodzinę w ryzach po śmierci rodziców. To ona płaciła rachunki, gotowała obiady i pilnowała, żebym odrabiał lekcje. Jak mogła zrobić coś takiego?

– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałem z goryczą. – Przecież to twoja żona.

Artur westchnął ciężko.

– Bo ona ci ufa. I bo wiem, że dla niej zrobisz wszystko. Potrzebuję, żebyś przekonał ją do sprzedaży mieszkania po rodzicach. To jedyny sposób, żeby wyjść z długów.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Mieszkanie po rodzicach było dla mnie świętością – jedyną pamiątką po nich i miejscem, do którego wracałem zawsze, gdy życie dawało mi w kość.

– Nie mogę tego zrobić – wyszeptałem. – To wszystko, co mi zostało po mamie i tacie.

Artur spojrzał na mnie z politowaniem.

– Michał, jeśli tego nie zrobisz, Kasia straci wszystko. I ja też. Firma upadnie, a ona… Ona nie wytrzyma kolejnego ciosu.

Wyszedłem z kawiarni bez słowa pożegnania. Przez kolejne dni nie mogłem spać ani jeść. W głowie miałem tylko jedno pytanie: jak mogłem nie zauważyć, że Kasia ma problemy? Przecież rozmawialiśmy co tydzień przez telefon. Zawsze mówiła, że wszystko jest w porządku.

W końcu zebrałem się na odwagę i pojechałem do niej. Otworzyła mi drzwi z podkrążonymi oczami i wymuszonym uśmiechem.

– Michaś, co ty tu robisz tak wcześnie? – zapytała cicho.

– Musimy pogadać – powiedziałem bez ogródek.

Usiedliśmy w kuchni przy herbacie. Kasia długo milczała, patrząc na swoje dłonie.

– Przepraszam – wyszeptała w końcu. – Nie chciałam cię w to mieszać. Myślałam, że dam radę sama.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytałem z wyrzutem.

Wzruszyła ramionami i otarła łzę.

– Bo ty już wystarczająco dużo przez mnie przeszedłeś. Nie chciałam być dla ciebie ciężarem jeszcze raz.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu zapytałem:

– Dlaczego to zrobiłaś? Przecież Artur jest biznesmenem, zawsze miał pieniądze…

Kasia spojrzała na mnie z bólem.

– Artur stracił większość oszczędności na nieudanej inwestycji. Nie chciał się przyznać przed rodziną ani przed tobą. Ja chciałam ratować firmę… i nasz dom.

Poczułem narastającą złość na Artura – za to, że zwalił winę na Kasię i próbował zmusić mnie do sprzedaży mieszkania pod pretekstem jej dobra.

– Kasia… On cię wykorzystuje – powiedziałem ostrożnie.

Zobaczyłem łzy w jej oczach.

– Wiem… Ale ja go kocham. I nie chcę go zostawiać samego z tym wszystkim.

Wróciłem do siebie rozbity wewnętrznie. Przez kolejne dni próbowałem znaleźć rozwiązanie: rozmawiałem z prawnikiem, szukałem możliwości spłaty długu bez sprzedaży mieszkania. W końcu udało mi się znaleźć kupca na samochód po ojcu i kilka innych rodzinnych pamiątek – to wystarczyło na spłatę części zadłużenia i odroczenie egzekucji komorniczej.

Kasia była wdzięczna, ale między nami zawisło milczenie pełne niewypowiedzianych żalów i pytań o przyszłość. Artur przestał się odzywać zupełnie – podobno wyjechał za granicę „za interesami”.

Dziś mam 29 lat i dwa razy w roku obchodzę swoje urodziny: raz za życie dane mi przez rodziców, drugi raz za życie uratowane przez siostrę. Ale czy potrafię jej wybaczyć to kłamstwo? Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż prawda?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje nasza rodzina? I czy można naprawdę zacząć od nowa, jeśli stare rany ciągle krwawią?