Matczyna Sprawiedliwość: Kiedy Miłość To Za Mało – Moja Walka o Równość w Rodzinie
– Marta, nie przesadzaj, przecież mama nie robi tego specjalnie – usłyszałam po raz setny od Piotra, mojego męża, kiedy wracaliśmy z kolejnej rodzinnej niedzieli u teściowej. W samochodzie panowała napięta cisza, a ja czułam, jak w gardle rośnie mi gula.
Widziałam to znowu: Halina, moja teściowa, z uśmiechem wręczała Kasi kopertę. „Na nową kuchnię, kochanie, wiem, że ci się przyda” – powiedziała, głaszcząc ją po ramieniu. Kasia, żona młodszego syna, uśmiechnęła się szeroko, nawet nie próbując ukryć satysfakcji. Ja dostałam tylko pytanie, czy nie mogłabym następnym razem upiec sernika, bo „twój zawsze taki suchy”.
Nie chodziło o pieniądze. Chodziło o to, jak bardzo byłam przezroczysta. Jakby moje starania, moje życie, moje dzieci były mniej ważne. Przez lata tłumaczyłam sobie, że to ja jestem przewrażliwiona. Ale kiedy zobaczyłam, jak moja córka, Zosia, patrzy na kuzynkę z zazdrością, coś we mnie pękło.
– Piotr, czy ty naprawdę nie widzisz, jak ona nas traktuje? – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy.
– Marta, przestań. Mama jest już starsza, nie zmienisz jej. Po co się denerwować?
Zacisnęłam pięści. To nie była odpowiedź. To była ucieczka. Ale ja już nie chciałam uciekać.
Kiedy wróciliśmy do domu, Zosia podeszła do mnie i zapytała cicho:
– Mamo, dlaczego babcia nie daje nam prezentów, tylko Kasi?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie powiem dziecku, że jej babcia ma ulubienicę. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się. Piotr udawał, że nie widzi. Zajął się komputerem, jak zawsze, gdy sprawy robiły się trudne.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.
– Marto, czy możesz przyjść jutro wcześniej? Potrzebuję pomocy przy obiedzie. Kasia nie może, bo ma ważne spotkanie.
Zacisnęłam zęby. Oczywiście, że nie może. Kasia zawsze miała ważniejsze sprawy. Ja byłam od roboty.
Przyszłam. W kuchni Halina rzuciła mi spojrzenie, które mówiło wszystko.
– Zrób sałatkę. I nie zapomnij o koperku, bo ostatnio była bez smaku.
Pracowałam w milczeniu, słuchając, jak teściowa przez telefon opowiada koleżance, jaką to ma cudowną synową – Kasię. Jak pomaga, jak się stara, jak wnuczka Kasi jest taka zdolna. O mojej rodzinie – ani słowa.
Wieczorem, kiedy wszyscy siedzieli przy stole, Halina wyciągnęła kolejną kopertę.
– Kasiu, tu masz na kurs angielskiego dla Oliwki. To ważne, żeby dzieci się rozwijały.
Piotr spojrzał na mnie z niepokojem. Widziałam, że tym razem coś do niego dotarło. Po kolacji podszedł do matki.
– Mamo, a Zosia? Ona też chciałaby chodzić na kurs. Może mogłabyś jej trochę pomóc?
Halina spojrzała na niego z chłodem.
– Piotrze, wy sobie radzicie. Kasia ma trudniej. Poza tym, Zosia jest jeszcze mała.
Zosia miała osiem lat. Oliwka – siedem. Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Wróciliśmy do domu w milczeniu. Piotr nie odezwał się ani słowem.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kasią. Spotkałyśmy się w kawiarni.
– Kasiu, czy ty naprawdę nie widzisz, jak mama cię faworyzuje?
Kasia wzruszyła ramionami.
– Marto, ja nie mam na to wpływu. Może po prostu bardziej mnie lubi? Nie wiem, co ci powiedzieć.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Zosia coraz częściej pytała, dlaczego babcia jej nie kocha. Piotr zamykał się w sobie. Czułam, że tracę grunt pod nogami.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Haliny.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu. Siedziała naprzeciwko mnie, z założonymi rękami.
– O co chodzi?
– Chodzi o to, jak traktujesz mnie i moją rodzinę. Zosia czuje się gorsza. Ja też. Czy naprawdę nie widzisz, jak bardzo nas ranisz?
Halina spojrzała na mnie zaskoczona, a potem wzruszyła ramionami.
– Marto, nie przesadzaj. Każdy ma swoje miejsce w rodzinie. Ty zawsze byłaś taka drażliwa.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– To nie jest drażliwość. To ból. I nie pozwolę już więcej krzywdzić mojej córki.
Wyszłam stamtąd z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Wiedziałam, że przekroczyłam granicę, której nie powinnam była przekraczać według rodzinnych zasad. Ale nie mogłam już dłużej milczeć.
Przez kilka tygodni Halina nie odzywała się do nas. Piotr był rozdarty – z jednej strony rozumiał mnie coraz lepiej, z drugiej – czuł się winny wobec matki. Zosia była smutna, ale zaczęła zadawać mniej pytań.
W końcu, podczas świąt Bożego Narodzenia, Halina przyszła do nas z prezentami dla wszystkich wnucząt. Dla Zosi była książka i zestaw do rysowania. Dla Oliwki – tablet. Kasia dostała perfumy, ja – filiżankę z napisem „Najlepsza synowa”.
Nie było już kopert z pieniędzmi. Nie było już jawnego faworyzowania. Ale nie było też ciepła. Relacje stały się chłodne, oficjalne. Piotr próbował łagodzić sytuację, ale wiedziałam, że coś się skończyło.
Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. Czy warto było walczyć o sprawiedliwość kosztem rodzinnej atmosfery? Czy lepiej było milczeć i pozwolić, by Zosia dorastała w cieniu kuzynki?
Może miłość naprawdę nie wystarcza, gdy brakuje sprawiedliwości i szacunku. Czy wy też mieliście kiedyś poczucie bycia gorszym w rodzinie? Jak daleko można się posunąć, by chronić swoje dziecko i samego siebie?