„Mamo, od dziś śpisz w kuchni” – Jak stałam się obca we własnym domu
– Anna, od dziś będziesz spała w kuchni. – Głos Magdy, mojej synowej, był zimny jak lód. Stałam w progu, ściskając w dłoniach sweter, który jeszcze rano pachniał domem. Teraz wszystko wydawało się obce.
– Ale… przecież zawsze spałam w swoim pokoju… – wyszeptałam, czując jak gardło ściska mi się z bólu.
– Potrzebujemy miejsca dla małego. – Marek, mój syn, nawet na mnie nie spojrzał. – To tylko na jakiś czas, mamo.
Tylko na jakiś czas. Ile razy już to słyszałam? Najpierw, gdy po śmierci męża zaproponowali, żebym zamieszkała z nimi, „żeby nie była sama”. Potem, gdy oddałam im swoje oszczędności na remont mieszkania, bo „przecież to dla nas wszystkich”. Teraz, kiedy wnuk miał się urodzić, nagle zabrakło dla mnie miejsca.
Weszłam do kuchni, usiadłam na krześle i spojrzałam na znajome kafelki. Każda rysa, każda plama przypominała mi o latach, które tu spędziłam. To ja gotowałam dla nich rosół, to ja piekłam ciasta na urodziny Marka. To ja tuliłam go, gdy miał gorączkę, i to ja płakałam po nocach, gdy nie wracał do domu. Teraz miałam spać na rozkładanym łóżku, między lodówką a stołem.
Wieczorem usłyszałam, jak Magda rozmawia przez telefon:
– Wiesz, ona jest już stara. Ciągle się wtrąca, wszystko robi po swojemu. Marek nie ma odwagi jej powiedzieć, ale ja muszę dbać o swoje dziecko.
Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę stałam się ciężarem? Czy całe moje życie, każda nieprzespana noc, każdy grosz oddany dzieciom, nie znaczyły już nic?
Następnego dnia próbowałam porozmawiać z Markiem. Siedział przy komputerze, nawet nie oderwał wzroku od ekranu.
– Synku… czy naprawdę muszę spać w kuchni? Przecież mogę pomóc przy małym, mogę…
– Mamo, Magda jest zmęczona. Musisz to zrozumieć. To jej dom.
Zabolało. Jej dom? Przecież to ja oddałam im wszystko. Nawet mieszkanie, które zapisałam na Marka, żeby „było łatwiej”.
Wieczorami leżałam na wąskim łóżku, słuchając szumu lodówki i cichych rozmów z drugiego pokoju. Czułam się jak intruz. Nawet wnuk, którego tak bardzo kochałam, płakał, gdy próbowałam go przytulić. Magda patrzyła na mnie z niechęcią, jakby bała się, że zrobię coś nie tak.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia. Zobaczyła mnie w kuchni, z podkrążonymi oczami.
– Aniu, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.
– Wszystko w porządku – skłamałam. – Po prostu jestem zmęczona.
– Nie wierzę ci. Zawsze byłaś silna. Ale teraz…
Zawahałam się. Może powinnam komuś powiedzieć? Może powinnam poprosić o pomoc? Ale przecież matka nie narzeka. Matka znosi wszystko w milczeniu.
Tego wieczoru usłyszałam kłótnię w salonie.
– Marek, twoja matka powinna się wyprowadzić. Nie mogę już tego znieść! – krzyczała Magda.
– Gdzie ma pójść? – odpowiedział cicho mój syn.
– To nie mój problem! Ja nie będę się nią zajmować!
Leżałam bez ruchu, łzy spływały mi po policzkach. Czy naprawdę byłam dla nich tylko problemem?
Następnego dnia zebrałam się na odwagę. Usiadłam z Markiem przy stole.
– Synku, jeśli naprawdę wam przeszkadzam… mogę się wyprowadzić. Mam jeszcze trochę pieniędzy, może znajdę jakiś pokój…
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Mamo, nie o to chodzi… Po prostu Magda jest zmęczona. Ty też powinnaś odpocząć.
Odpocząć? Od czego? Od bycia matką?
Przez kolejne dni czułam się coraz gorzej. Magda przestała ze mną rozmawiać, Marek unikał wzroku. Wnuk rósł, a ja stawałam się coraz bardziej niewidzialna. Nawet sąsiadki zaczęły pytać, dlaczego nie wychodzę z domu.
Pewnej nocy nie wytrzymałam. Spakowałam kilka rzeczy do torby, zostawiłam list na stole:
„Nie chcę być ciężarem. Kocham was, ale muszę pomyśleć o sobie. Anna.”
Wyszłam na klatkę schodową, serce waliło mi jak młot. Nie wiedziałam, dokąd pójdę. Może do pani Zofii? Może do schroniska dla samotnych matek? Byłam przerażona, ale po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.
Dziś mieszkam w małym pokoiku na obrzeżach miasta. Sama robię sobie herbatę, sama decyduję, kiedy wstać i kiedy położyć się spać. Czasem płaczę z tęsknoty za wnukiem, czasem śmieję się z własnej niezręczności. Ale wiem jedno: nie jestem już niewidzialna.
Czy naprawdę matczyna miłość powinna oznaczać rezygnację z siebie? Czy dzieci mają prawo zapominać o tych, którzy dali im wszystko? Czekam na wasze historie – może nie jestem sama.