„Dlaczego mój wnuk milczy?” – Historia babci, która czeka na jeden telefon
– Znowu nie zadzwonił – westchnęłam, odkładając telefon na stół. Siedziałam przy kuchennym oknie, patrząc na mokre od deszczu ulice Warszawy. Na stole leżała koperta z potwierdzeniem przelewu – 300 złotych dla Michała, mojego najstarszego wnuka. Wysłałam mu te pieniądze na urodziny, jak co roku. Tak samo jak jego młodszym siostrom: Kasi i Julce. Dziewczynki zawsze dzwonią, śmieją się przez słuchawkę, opowiadają, co kupiły za te pieniądze. Michał… cisza.
Pamiętam, jak był mały. Zawsze przybiegał do mnie z rozczochraną grzywką i pytał: „Babciu, a masz coś słodkiego?” Teraz ma dwadzieścia jeden lat, studiuje informatykę na Politechnice Warszawskiej i… jakby mnie nie było.
– Może jest zajęty – próbowała mnie pocieszyć córka, Ania, kiedy ostatnio o tym wspomniałam. – Studia, praca, znajomi…
Ale przecież Kasia i Julka też mają swoje życie. A jednak znajdują chwilę, żeby zadzwonić. Nawet jeśli to tylko kilka minut rozmowy o niczym.
Wczoraj wieczorem zadzwoniła Kasia.
– Babciu! Dziękuję za przelew! Kupiłam sobie nowe słuchawki do telefonu! – jej głos był pełen radości.
– Cieszę się, kochanie. A jak w szkole?
– Dobrze! A wiesz, Julka też już planuje, co sobie kupi za swoje pieniądze.
Rozmowa z nimi zawsze daje mi tyle ciepła. Ale po niej czuję jeszcze większą pustkę po tej jednej osobie, która milczy.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy coś zrobiłam nie tak? Czy Michał mnie nie lubi? Czy może wstydzi się rozmawiać ze starą babcią?
W końcu postanowiłam napisać do niego SMS-a:
„Michałku, mam nadzieję, że dostałeś pieniądze. Babcia.”
Czekałam cały dzień na odpowiedź. Nic. Nawet krótkiego „dziękuję”.
Przypomniałam sobie święta sprzed dwóch lat. Michał przyjechał wtedy do nas z rodzicami. Siedział przy stole z telefonem w ręku, ledwo się odzywał. Kiedy zapytałam go o studia, odpowiedział krótko: „Jest okej.” Potem poszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi.
– On taki już jest – tłumaczyła mnie Ania. – Zamknięty w sobie.
Ale przecież kiedyś taki nie był! Pamiętam, jak razem piekliśmy pierniki na Boże Narodzenie. Jak śmiał się do łez, kiedy opowiadałam mu bajki o smokach i rycerzach.
Może to ja się zmieniłam? Może jestem dla niego zbyt nachalna? Może niepotrzebnie wysyłam te pieniądze?
Dziś rano zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zofia.
– Pani Haniu, widziałam pani wnuka ostatnio na przystanku. Taki dorosły już! – powiedziała z uśmiechem.
– Tak… dorósł – odpowiedziałam cicho.
Po południu przyszła Julka z mamą.
– Babciu, a może Michał po prostu nie wie, jak rozmawiać? – zapytała nieśmiało.
– Ale przecież to tylko jedno słowo… „Dziękuję” – odpowiedziałam ze łzami w oczach.
Ania przytuliła mnie mocno.
– Mamo, on cię kocha. Tylko nie umie tego okazać.
Ale czy to wystarczy? Czy miłość bez słów naprawdę istnieje?
Wieczorem usiadłam przy starym albumie ze zdjęciami. Na pierwszej stronie Michał jako niemowlę w moich ramionach. Potem pierwsze kroki w parku Skaryszewskim, wspólne lody na Starówce…
Zawsze byłam dla niego wsparciem. Kiedy miał trudności w szkole podstawowej, to ja pomagałam mu z matematyką. Kiedy rodzice się kłócili, przychodził do mnie i płakał w poduszkę.
Może teraz to ja powinnam zrobić pierwszy krok? Zadzwonić do niego? Ale co powiedzieć? „Dlaczego się nie odzywasz?” Boję się usłyszeć odpowiedź.
Następnego dnia postanowiłam pojechać na Politechnikę. Może go spotkam? Może porozmawiamy twarzą w twarz?
Przed wejściem do budynku stała grupka studentów. Rozpoznałam Michała od razu – wysoki, chudy chłopak z plecakiem przewieszonym przez ramię.
– Michał! – zawołałam nieśmiało.
Odwrócił się zaskoczony.
– Babciu? Co ty tu robisz?
– Chciałam cię zobaczyć… Porozmawiać…
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.
– Przepraszam, babciu… Ja… Ja po prostu nie wiem, co powiedzieć. Wiem, że wysyłasz mi pieniądze i jestem wdzięczny… Ale jakoś głupio mi dzwonić tylko po to, żeby podziękować…
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.
– Wiesz, czasem jedno słowo znaczy więcej niż tysiąc gestów – powiedziałam cicho.
Michał spuścił głowę.
– Postaram się… naprawdę.
Wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Może rzeczywiście młodzi ludzie inaczej okazują wdzięczność? Może oczekuję za dużo?
Wieczorem dostałam SMS-a:
„Babciu, dziękuję za wszystko. Przepraszam, że tak długo milczałem.”
Łzy popłynęły mi po policzkach. Może to tylko kilka słów… ale dla mnie znaczą wszystko.
Czy naprawdę tak trudno jest powiedzieć „dziękuję”? Czy dzisiejsze pokolenie już tego nie potrafi? A może to my – starsi – musimy nauczyć się rozumieć ich milczenie?