Córka zadzwoniła w nocy zapłakana. Tajemnica, która rozdarła naszą rodzinę
Telefon zadzwonił tuż po północy. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młot. O tej godzinie nikt nie dzwoni z dobrymi wieściami. Na ekranie wyświetliło się imię mojej córki: Kasia. Odebrałam natychmiast, dłonie mi drżały.
– Mamo… – jej głos był zachrypnięty od płaczu. – Mogę przyjechać?
– Oczywiście. Co się stało?
– Tylko proszę… nikomu nie mów.
Dziesięć minut później stała już w drzwiach. Włosy miała rozczochrane, oczy czerwone i opuchnięte. Wtuliła się we mnie, jakby znowu miała pięć lat i bała się burzy. Czułam, jak jej ciało drży.
– Kasieńko, co się stało? – zapytałam, prowadząc ją do kuchni. Zaparzyłam herbatę, choć wiedziałam, że pewnie i tak jej nie wypije.
Usiadła przy stole, patrzyła w blat. Milczała długo, aż w końcu wyszeptała:
– On mnie zdradza, mamo. Michał…
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Michał, jej mąż, zawsze wydawał się taki porządny, taki rodzinny. Przypomniałam sobie, jak jeszcze dwa tygodnie temu razem z Kasią i wnuczką, Zosią, śmiali się przy niedzielnym obiedzie.
– Jesteś pewna? – zapytałam cicho.
– Widziałam wiadomości. I zdjęcia. – Zaczęła płakać jeszcze mocniej. – Mamo, ja nie wiem, co robić. Proszę, nie mów nikomu. Nawet tacie. Ani babci. Nikomu.
Objęłam ją, choć w środku sama czułam się rozbita. Chciałam ją chronić, ale też wiedziałam, że nie da się tego ukrywać wiecznie. Przez następne godziny siedziałyśmy razem, ona płakała, ja głaskałam ją po głowie. Nad ranem zasnęła na kanapie, skulona jak dziecko.
Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Kasia została u mnie, nie odbierała telefonów od Michała, nie wychodziła z pokoju. Ja musiałam kłamać rodzinie, dlaczego nie wraca do domu, dlaczego nie przychodzi do pracy. Ojciec Kasi, mój mąż Andrzej, dopytywał:
– Co się dzieje z Kasią? Pokłóciła się z Michałem?
– Ma dużo pracy, jest zmęczona – odpowiadałam wymijająco, czując, jak rośnie we mnie poczucie winy. Zosia, wnuczka, została z Michałem. Kasia nie miała siły się z nim kontaktować, nie chciała nawet słyszeć jego głosu. Codziennie patrzyłam na jej zapuchnięte oczy i zastanawiałam się, jak długo jeszcze wytrzyma.
W końcu, po tygodniu, Michał zadzwonił do mnie. Był roztrzęsiony:
– Pani Aniu, czy Kasia jest u pani? Proszę, niech wróci do domu. Zosia tęskni za mamą.
– Michał, co się stało? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.
– Pokłóciliśmy się. Ale… ja ją kocham. Proszę, niech wróci.
Nie wytrzymałam:
– Michał, zdradziłeś ją. Wiesz, jak ją skrzywdziłeś?
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu usłyszałam cichy szept:
– To był błąd. Jeden, głupi błąd. Proszę, niech wróci.
Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Kasią. Wieczorem usiadłam przy niej na łóżku.
– Michał dzwonił. Prosi, żebyś wróciła. Zosia tęskni.
Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Mamo, jak możesz? Przecież on mnie zdradził! Jak mam mu wybaczyć?
– Nie mówię, że masz wybaczyć. Ale Zosia potrzebuje mamy. I ty musisz zdecydować, co dalej. Nie możesz uciekać wiecznie.
Wybuchła płaczem. – Ja nie dam rady, mamo. Boję się, że jeśli wrócę, on znowu mnie zrani. Ale nie chcę też, żeby Zosia cierpiała.
Przez kolejne dni próbowałam ją wspierać, ale sama czułam się coraz bardziej rozdarta. Andrzej zaczął coś podejrzewać. Pewnego wieczoru, kiedy Kasia była w łazience, podszedł do mnie i powiedział:
– Aniu, powiedz mi prawdę. Co się dzieje z naszą córką?
Zawahałam się. Obiecałam Kasi, że nikomu nie powiem. Ale czy mogłam dalej kłamać własnemu mężowi?
– Andrzej… Kasia i Michał mają poważny kryzys. Proszę, nie naciskaj.
Spojrzał na mnie smutno. – Zasługuję na prawdę. To nasza córka.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, czy dobrze robię, ukrywając wszystko przed rodziną. Czy lojalność wobec córki jest ważniejsza niż szczerość wobec męża? Czy powinnam była powiedzieć prawdę, żeby wszyscy mogli jej pomóc?
Po dwóch tygodniach Kasia zdecydowała się wrócić do domu. Zosia rzuciła się jej na szyję, Michał płakał. Próbował ją przepraszać, obiecywał, że się zmieni. Kasia była chłodna, ale dla córki postanowiła spróbować jeszcze raz.
Rodzina nigdy nie dowiedziała się prawdy. Przynajmniej oficjalnie. Ale ja do dziś noszę w sobie ciężar tej tajemnicy. Czasem, kiedy patrzę na Kasię i Michała przy rodzinnym stole, zastanawiam się, czy postąpiłam słusznie. Czy powinnam była powiedzieć prawdę, nawet jeśli miałaby ona rozbić naszą rodzinę?
Czy milczenie w imię ochrony bliskich jest zawsze dobre? A może czasem prawda, choć bolesna, jest jedyną drogą do uzdrowienia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?