Córka tajemnic: Historia o zaufaniu, zdradzie i rodzinnych sekretach

— Po co puszcza się dziewczyny same, jeszcze takie młode, a już łapią stopa — mruknął Leon Kowal, hamując gwałtownie na zakurzonej drodze. Siedziałam na poboczu z Zosią, moją najlepszą przyjaciółką, a słońce paliło nam twarze. Byłyśmy spóźnione na próbę chóru w sąsiedniej wsi, a autobus odjechał przed czasem. Zosia śmiała się nerwowo, ale ja czułam w środku niepokój. — Gdzie wam trzeba? — zapytał Leon, otwierając okno. Jego głos był szorstki, ale w oczach miał coś ciepłego. — Do Lipowej — odpowiedziałam cicho. — Wskakujcie.

W samochodzie pachniało starym tytoniem i kurzem. Leon był kowalem, znałam go od dziecka, ale od lat nie jeździł do naszej wsi. Mówiło się, że po śmierci żony zamknął się w sobie i rzadko rozmawiał z ludźmi. Droga wiła się przez lasy i pola, a ja patrzyłam przez okno, próbując nie myśleć o tym, co czeka mnie w domu.

Moja mama, Teresa, była nauczycielką w miejscowej szkole. Surowa, wymagająca, zawsze miała dla mnie plan na życie. Ojciec odszedł, gdy miałam dziesięć lat. Zostawił nas bez słowa wyjaśnienia. Od tamtej pory mama była jeszcze bardziej zasadnicza. Każdy mój krok był oceniany, każde potknięcie wypominane. — Nie po to cię wychowuję sama, żebyś skończyła jak twój ojciec — powtarzała mi niemal codziennie.

Tego dnia wracałam do domu późno. Mama już czekała w kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi. — Gdzie byłaś? — zapytała lodowatym tonem. — Na próbie chóru — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — I co? Autobus ci uciekł? Znowu łapałaś stopa? Ile razy mam ci powtarzać, że to niebezpieczne? — Jej głos drżał ze złości.

Chciałam jej powiedzieć, że nie jestem już dzieckiem, że potrafię o siebie zadbać. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego wybiegłam z domu i pobiegłam nad rzekę. Tam zawsze mogłam być sama ze swoimi myślami.

Siedząc na brzegu, przypomniałam sobie dzień, kiedy ojciec odszedł. Pamiętam jego walizkę i cichy szept: „Muszę odejść.” Mama płakała całą noc, a ja udawałam, że śpię. Od tamtej pory czułam się jakby połowa mnie zniknęła.

Kilka dni później wydarzyło się coś dziwnego. Przyszła do mnie listonoszka z listem zaadresowanym do mamy. Na kopercie widniało imię mojego ojca — Andrzej Nowak. Serce mi zamarło. Przez chwilę stałam z listem w ręku, nie wiedząc co zrobić. Oddać mamie? Otworzyć?

Ciekawość zwyciężyła. Delikatnie rozkleiłam kopertę i zaczęłam czytać. „Tereso, wiem, że nie masz powodu mi ufać. Ale musisz powiedzieć naszej córce prawdę. Ona ma prawo wiedzieć, kim jest naprawdę…”

Zamarłam. O czym on mówił? Kim jestem naprawdę?

Wieczorem postanowiłam skonfrontować się z mamą. — Mamo, dostałaś list od taty — powiedziałam spokojnie. Jej twarz pobladła. — Skąd wiesz? — Bo przyszedł dziś rano… Przeczytałam go.

Wybuchła awantura. Mama krzyczała, że nie mam prawa grzebać w jej rzeczach, że ojciec nas zostawił i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Ale ja już wiedziałam, że coś ukrywa.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta do granic wytrzymałości. Mama zamykała się w swoim pokoju i nie odzywała się do mnie prawie wcale. Ja chodziłam jak struta, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.

Pewnego wieczoru przyszła do mnie Zosia. — Co się dzieje? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła — zapytała z troską.

Opowiedziałam jej wszystko: o liście, o kłótni z mamą i o tym dziwnym zdaniu ojca. Zosia milczała przez chwilę, a potem powiedziała: — Może powinnaś go odnaleźć? Może tylko on może ci powiedzieć prawdę?

Ta myśl nie dawała mi spokoju przez całą noc.

Następnego dnia pojechałam do miasta pod pretekstem zakupów. Wiedziałam z listu, gdzie ojciec mieszka: ulica Słoneczna 12. Stałam pod jego blokiem dobre pół godziny zanim zebrałam się na odwagę.

Drzwi otworzyła mi kobieta w średnim wieku. — Szukam Andrzeja Nowaka — powiedziałam niepewnie.

— Tata! Ktoś do ciebie! — krzyknęła przez ramię.

Po chwili w drzwiach stanął mój ojciec. Wyglądał starzej niż go zapamiętałam, ale oczy miał te same — ciepłe i smutne zarazem.

— Aniu… — wyszeptał moje imię tak cicho, że ledwo je usłyszałam.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam jak sparaliżowana.

— Wejdź… Proszę — zaprosił mnie do środka.

Usiedliśmy przy kuchennym stole. Ojciec długo milczał, aż w końcu zaczął mówić:

— Wiem, że masz do mnie żal… Ale musisz wiedzieć jedno: nie odszedłem dlatego, że was nie kochałem. Byłem zmuszony odejść… Twoja mama… ona ukrywa przed tobą coś ważnego.

— Co takiego? — zapytałam drżącym głosem.

Ojciec spojrzał na mnie smutno.

— Nie jestem twoim biologicznym ojcem… Adoptowaliśmy cię jako niemowlę… Twoja mama bała się ci powiedzieć prawdę po moim odejściu.

Świat zawirował mi przed oczami.

— Dlaczego teraz mi to mówisz? Dlaczego dopiero teraz?

— Bo masz prawo znać prawdę o sobie… I masz prawo szukać swoich korzeni.

Wróciłam do domu późno wieczorem. Mama czekała na mnie w kuchni.

— Byłaś u niego? — zapytała bez ogródek.

— Tak… Powiedział mi wszystko.

Mama rozpłakała się pierwszy raz od lat.

— Bałam się ci powiedzieć… Bałam się cię stracić…

Usiadłyśmy razem przy stole i długo rozmawiałyśmy o wszystkim: o jej lękach, o moim dzieciństwie i o tym, co dalej.

Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Czułam się jakbym straciła grunt pod nogami, ale jednocześnie poczułam ulgę — wreszcie znałam prawdę.

Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i zastanawiam się: kim jestem naprawdę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to coś więcej?

Może każdy z nas nosi w sobie jakąś tajemnicę…