Cisza między nami: Jak jeden sekret rozdarł moją rodzinę na Mazurach
— Mamo, nie przyjeżdżaj, naprawdę nie ma potrzeby — głos Agaty w słuchawce był napięty, jakby bała się, że zaraz coś wybuchnie. Ale ja już podjęłam decyzję. Po miesiącach ciszy, po ślubie, po jej wyprowadzce na mazurską wieś, nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Tęsknota bolała mnie fizycznie, jakby ktoś wyciął mi serce i zostawił pustą dziurę.
Pociąg do Ełku był pełen ludzi, ale ja czułam się najbardziej samotna na świecie. Wpatrywałam się w zamarznięte jeziora za oknem i powtarzałam sobie: „To tylko wizyta. Porozmawiacie. Wszystko się ułoży.”
Gdy wysiadłam na stacji, powitał mnie mróz i cisza. Agata czekała w samochodzie, nie wysiadła nawet, żeby mnie przytulić. Jej twarz była zamknięta, oczy podkrążone. — Długo jeszcze będziesz patrzeć? — rzuciła, kiedy nie mogłam się ruszyć z miejsca. — Wsiadaj, bo zamarzniesz.
W drodze do jej domu milczałyśmy. Próbowałam zagaić rozmowę, ale odpowiadała półsłówkami. W końcu zapytałam: — Agatko, co się dzieje? — Nic, mamo. Po prostu jestem zmęczona. — Ale wiedziałam, że to nieprawda.
Jej dom był piękny, stary, z czerwonej cegły, otoczony polami i lasem. W środku pachniało wilgocią i czymś jeszcze, czego nie umiałam nazwać. Jej mąż, Tomek, przywitał mnie chłodno, jakby moja obecność była problemem. — Dzień dobry, pani Zosiu. Kawa? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź.
Wieczorem, kiedy Tomek wyszedł do stodoły, Agata usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. — Mamo, nie powinnaś była przyjeżdżać. — Jej głos był cichy, ale stanowczy. — Czemu? — zapytałam. — Bo tu nie ma już dla ciebie miejsca. — Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Próbowałam zrozumieć, co się stało. Przecież jeszcze rok temu byłyśmy sobie tak bliskie. Rozmawiałyśmy codziennie, dzieliłyśmy się wszystkim. Co się zmieniło?
Nocą nie mogłam spać. Słyszałam, jak Agata płacze w łazience. Chciałam do niej pójść, przytulić ją, ale coś mnie powstrzymało. Może duma, może strach, że usłyszę coś, czego nie chcę wiedzieć.
Następnego dnia, kiedy Tomek pojechał do miasta, Agata siedziała na werandzie z kubkiem herbaty. Usiadłam obok niej. — Agatko, proszę cię, powiedz mi, co się dzieje. — Spojrzała na mnie z rozpaczą w oczach. — Mamo, ja nie mogę… Ja się boję. — Czego się boisz? — Tomka. — Jej głos był ledwo słyszalny.
Zamarłam. — On cię bije? — zapytałam szeptem. Pokręciła głową. — Nie. Ale… On mnie kontroluje. Nie mogę nigdzie wyjść sama. Sprawdza mój telefon, moje maile. Krzyczy, kiedy coś mu się nie podoba. Ostatnio powiedział, że jak jeszcze raz zadzwonię do ciebie, to… — Zawahała się. — To co? — To mnie zostawi tu samą, bez pieniędzy, bez niczego.
Poczułam wściekłość i bezsilność. Chciałam ją zabrać, uciec z nią, jak wtedy, gdy była mała i bała się burzy. Ale ona była dorosła. I bała się bardziej niż kiedykolwiek.
— Musisz coś zrobić, Agata. Nie możesz tak żyć. — A co mam zrobić, mamo? Gdzie pójdę? Ty masz swoje życie w Olsztynie, tata nie żyje, nie mam tu nikogo. — Masz mnie! — wykrzyknęłam. — Zawsze mnie miałaś!
Wtedy usłyszałyśmy trzask drzwi. Tomek wrócił wcześniej. Spojrzał na nas podejrzliwie. — O czym tak rozmawiacie? — zapytał lodowatym tonem. — O niczym — odpowiedziała szybko Agata.
Wieczorem próbowałam z nią jeszcze rozmawiać, ale zamknęła się w swoim pokoju. Ja siedziałam w kuchni, patrzyłam na stare zdjęcia na lodówce: Agata jako dziecko, jej ślub, nasza rodzina na Mazurach. Wszystko wydawało się takie odległe.
W nocy podjęłam decyzję. Rano, kiedy Tomek pojechał do pracy, spakowałam swoje rzeczy i podeszłam do Agaty. — Wyjeżdżam. Ale jeśli będziesz mnie potrzebować, przyjadę natychmiast. Nie pozwolę ci zostać tu samej. — Spojrzała na mnie z wdzięcznością i strachem. — Dziękuję, mamo. Ale na razie muszę tu zostać. — Przytuliłyśmy się mocno, jakby to był nasz ostatni raz.
Wróciłam do Olsztyna z ciężkim sercem. Każdego dnia czekałam na telefon od Agaty. Czasem dzwoniła, szeptem mówiła, że wszystko w porządku. Ale wiedziałam, że kłamie.
Minęły miesiące. Pewnego dnia dostałam od niej SMS-a: „Mamo, pomóż mi.” Bez wahania wsiadłam w samochód i pojechałam na Mazury. Tym razem nie pytałam o pozwolenie.
Zabrałam ją do siebie. Pomogłam znaleźć pracę, mieszkanie. Tomek groził, dzwonił, ale nie dałyśmy się zastraszyć. Agata powoli odzyskiwała siebie. Ale nasza relacja już nigdy nie była taka sama. Między nami została cisza — pełna bólu, wstydu i pytań bez odpowiedzi.
Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś więcej? Czy lojalność wobec rodziny powinna być ważniejsza niż prawda? A może każda z nas musi sama znaleźć swoją drogę do wolności?