Niewidzialna nić: Przyjaźń wystawiona na próbę przez macierzyństwo
– Znowu nie odbiera… – szepczę do siebie, patrząc na ekran telefonu, na którym po raz trzeci tego dnia widnieje imię: Marta. Moja najlepsza przyjaciółka od liceum, ta, z którą dzieliłam pierwsze papierosy za garażami, łzy po rozstaniach i śmiech do białego rana. A teraz? Teraz czuję się jak intruz w jej nowym świecie.
W głowie kłębią mi się myśli. Czy to ja jestem zbyt nachalna? Czy może ona naprawdę nie ma już dla mnie miejsca? Przypominam sobie naszą ostatnią rozmowę sprzed tygodnia.
– Anka, przepraszam, ale muszę kończyć, mała znowu płacze – powiedziała pospiesznie, nawet nie pytając, co u mnie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam tylko szelest przewijanej pieluchy i jej zmęczony głos: – Zadzwonię później.
Nie zadzwoniła.
Wiem, że macierzyństwo to rewolucja. Wiem, bo słyszałam to od wszystkich dookoła. Ale nikt nie mówił, że to rewolucja także dla przyjaciółek. Że nagle stajesz się kimś z zewnątrz, kimś, kto nie rozumie. Zaczęłam się zastanawiać, czy jestem zazdrosna o jej córkę. Czy to normalne?
Pamiętam dzień, kiedy Marta powiedziała mi, że jest w ciąży. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Było ciepło, pachniało kawą i świeżymi drożdżówkami.
– Anka… będę mamą – wyszeptała z błyskiem w oku.
Zamiast radości poczułam ukłucie strachu. Bałam się, że ją stracę. Ale uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam ją mocno.
– Będziesz najlepszą mamą na świecie – powiedziałam wtedy.
Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo zmieni się nasze życie.
Od tamtej pory wszystko zaczęło się dzielić na „przed” i „po”. Przed narodzinami Zosi spotykałyśmy się co tydzień. Po – nasze rozmowy ograniczyły się do krótkich wiadomości na Messengerze: „Nie śpię od trzech dni”, „Zosia ma kolki”, „Nie mam siły na nic”.
Czułam się coraz bardziej samotna. Moje życie toczyło się dalej: praca w agencji reklamowej, randki z facetami poznanymi na Tinderze, wieczory z Netflixem i winem. Ale bez Marty wszystko wydawało się puste.
Pewnego dnia postanowiłam ją odwiedzić bez zapowiedzi. Kupiłam jej ulubione ciastka z różą i pojechałam do niej na Ursynów. Drzwi otworzył mi jej mąż, Tomek.
– O, Anka! Dawno cię nie było – powiedział z wymuszonym uśmiechem.
W środku panował chaos. Wszędzie pieluchy, zabawki, sterty prania. Marta siedziała na kanapie w poplamionym dresie, z podkrążonymi oczami i dzieckiem przy piersi.
– Cześć… – wyszeptała słabo.
Usiadłam obok niej i podałam jej ciastka.
– Dzięki… ale nie mam nawet siły ich zjeść – westchnęła.
Próbowałam rozmawiać o czymś innym niż dziecko. O filmach, o pracy, o naszych planach na wakacje. Ale ona tylko kiwała głową i zerkała na Zosię.
– Przepraszam cię… ja już nie wiem, kim jestem – powiedziała nagle ze łzami w oczach. – Cały czas tylko karmię, przewijam i śpię po dwie godziny na dobę. Nie pamiętam już nawet, kiedy ostatnio byłam sama ze sobą.
Poczułam ukłucie współczucia i… ulgi? Może jednak jeszcze mnie potrzebuje?
– Marta… jestem tu dla ciebie. Zawsze będę – powiedziałam cicho.
Ale ona tylko pokręciła głową.
– Ty masz swoje życie. Ja już nie mam czasu na przyjaźnie.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Wyszłam stamtąd z ciężkim sercem i łzami w oczach.
Przez kolejne tygodnie próbowałam się z nią kontaktować. Pisałam wiadomości, wysyłałam zabawne memy, proponowałam wspólne wyjście na spacer z Zosią. Bez odzewu.
W pracy byłam coraz bardziej rozkojarzona. Szefowa zwróciła mi uwagę:
– Anka, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka energiczna…
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Czułam się jak cień samej siebie.
W końcu przyszedł dzień moich trzydziestych urodzin. Liczyłam na to, że Marta zadzwoni albo chociaż napisze. Czekałam cały dzień z telefonem w ręku. Nic.
Wieczorem poszłam sama do baru na Powiślu. Zamówiłam drinka i patrzyłam na ludzi śmiejących się przy stolikach. Poczułam się niewidzialna.
Nagle usłyszałam znajomy głos:
– Anka?
Odwróciłam się i zobaczyłam Pawła – kolegę ze studiów, którego nie widziałam od lat.
– Co tu robisz sama?
Wybuchłam płaczem. Opowiedziałam mu wszystko – o Marcie, o Zosi, o tym, jak bardzo czuję się opuszczona.
Paweł słuchał uważnie.
– Wiesz… moja siostra też miała taki okres po urodzeniu dziecka. Zamknęła się w sobie i odcięła od wszystkich znajomych. To minęło po kilku miesiącach… Może twoja przyjaciółka też wróci?
Chciałam w to wierzyć.
Minęły kolejne tygodnie. Życie toczyło się dalej – praca, dom, samotne wieczory. Czasem widziałam Martę na Instagramie – zdjęcia Zosi w różowych śpioszkach, uśmiechnięta rodzina na spacerze w Łazienkach. Ale mnie tam nie było.
Aż pewnego dnia dostałam od niej wiadomość:
„Anka… przepraszam za wszystko. Potrzebuję cię.”
Serce mi zamarło. Pojechałam do niej natychmiast.
Tym razem drzwi otworzyła mi sama Marta. Była blada i zapłakana.
– Tomek mnie zostawił… – wyszeptała drżącym głosem. – Nie wytrzymał tego wszystkiego…
Przytuliłam ją mocno i poczułam, jak wraca do mnie ta dawna Marta – zagubiona, ale bliska jak siostra.
Siedziałyśmy całą noc na kanapie, pijąc herbatę i rozmawiając o wszystkim – o strachu przed samotnością, o zmęczeniu, o tym, jak bardzo obie tęskniłyśmy za sobą.
– Myślałam, że już nie potrafię być twoją przyjaciółką – powiedziała cicho Marta. – Ale teraz wiem, że bez ciebie nie dam rady.
Patrzyłam na nią i czułam ulgę pomieszaną z żalem za stracony czas.
Dziś nasza przyjaźń wygląda inaczej niż kiedyś. Spotykamy się rzadziej, nasze rozmowy często przerywa płacz Zosi albo telefon od Tomka (który wrócił po kilku tygodniach). Ale nauczyłyśmy się być dla siebie wsparciem nawet wtedy, gdy życie wywraca wszystko do góry nogami.
Czasem zastanawiam się: ile przyjaźni ginie przez to, że boimy się mówić o swoich uczuciach? Ile tracimy przez dumę albo strach przed odrzuceniem?
A wy? Czy byliście kiedyś po którejś stronie tej niewidzialnej nici?