Cena przyjaźni: Życie po rozwodzie w cieniu zazdrości
– Naprawdę, Tomek, nie rozumiem, jak możesz sobie na to pozwolić po tym wszystkim, co się stało – głos Pawła był ostry jak brzytwa, a jego spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki. Siedzieliśmy w moim nowym, skromnym mieszkaniu na Pradze, a ja czułem, jak ściany się kurczą.
– Na co? – zapytałem, próbując ukryć drżenie w głosie. – Na to, żeby kupić sobie nowy komputer? To chyba nie zbrodnia.
Paweł pokręcił głową i uśmiechnął się krzywo. – Po rozwodzie powinieneś raczej oszczędzać. Przecież wiesz, jak to wygląda. Alimenty, opłaty, a ty tu sobie…
Zacisnąłem pięści pod stołem. Od rozwodu minęły trzy miesiące, a ja wciąż czułem się, jakbym stał na ruchomych piaskach. Każdy dzień był walką o to, by nie rozpaść się na kawałki. A teraz mój najlepszy przyjaciel – człowiek, którego znałem od podstawówki – patrzył na mnie z wyrzutem, jakby moje próby normalności były czymś nagannym.
Nie odpowiedziałem od razu. W głowie miałem chaos: obrazy z sądu, twarz Magdy – mojej byłej żony – pełną chłodu i rozczarowania, krzyk mojego syna, kiedy zamykały się za mną drzwi. I teraz Paweł, który zawsze był dla mnie wsparciem, nagle stawał się kimś obcym.
– Wiesz co? – powiedziałem w końcu cicho. – Nie masz pojęcia, ile mnie to wszystko kosztuje. Nie tylko pieniędzy.
Paweł wzruszył ramionami. – Każdy ma swoje problemy. Ale niektórzy potrafią się ogarnąć.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przez chwilę miałem ochotę wyrzucić go za drzwi. Ale przecież to Paweł – ten sam, z którym piłem pierwsze piwo pod blokiem, ten sam, który trzymał mnie za ramię po śmierci ojca.
– Może powinieneś trochę odpuścić – powiedziałem ostrożnie. – Nie wszystko jest takie proste.
– Ty zawsze wszystko komplikujesz – rzucił Paweł i spojrzał na mnie z pogardą. – Może dlatego Magda cię zostawiła.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego. Przez chwilę miałem ochotę go uderzyć. Ale tylko westchnąłem i odwróciłem wzrok.
Kiedy Paweł wyszedł, mieszkanie wydawało się jeszcze mniejsze i zimniejsze niż wcześniej. Usiadłem na podłodze i pozwoliłem sobie na kilka łez. Nie płakałem od lat – nawet po rozwodzie nie płakałem tak naprawdę. Ale teraz wszystko pękło.
W pracy też nie było łatwo. Pracowałem jako grafik w małej agencji reklamowej na Mokotowie. Szefowa, pani Iwona, była wymagająca i niecierpliwa. Ostatnio coraz częściej rzucała mi kąśliwe uwagi:
– Tomek, znowu spóźniłeś się z projektem! Co się z tobą dzieje?
Nie miałem siły tłumaczyć jej, że nie śpię po nocach, że budzę się zlany potem po koszmarach o sądzie i pustym mieszkaniu. Że czasem nie mam siły nawet zrobić sobie kawy.
Koledzy z pracy patrzyli na mnie z litością albo unikali wzroku. Tylko Anka czasem zagadywała:
– Trzymasz się jakoś?
Uśmiechałem się wtedy sztucznie i kiwałem głową. Nie chciałem nikogo obarczać swoimi problemami.
Wieczorami wracałem do pustego mieszkania i włączałem telewizor tylko po to, żeby nie słyszeć własnych myśli. Czasem dzwoniła Magda:
– Tomek, możesz wziąć Maćka w sobotę? Mam pilne spotkanie.
– Oczywiście – odpowiadałem zawsze zbyt szybko, bo każda chwila z synem była dla mnie jak tlen.
Maciek miał siedem lat i był całym moim światem. Kiedy przychodził do mnie na weekendy, starałem się być najlepszym ojcem na świecie: piekliśmy razem pizzę, graliśmy w gry planszowe, chodziliśmy do parku na rowery. Ale kiedy odprowadzałem go z powrotem do Magdy, czułem się jak wydmuszka.
Któregoś dnia Paweł zadzwonił ponownie:
– Słuchaj, musimy pogadać.
Nie miałem ochoty go widzieć, ale zgodziłem się.
Spotkaliśmy się w barze na Grochowie. Paweł już czekał przy stoliku z dwoma piwami.
– Przepraszam za ostatnio – powiedział bez przekonania. – Po prostu… sam mam teraz ciężko.
Patrzyłem na niego długo. Zawsze był tym silnym, pewnym siebie facetem. Teraz wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Co się stało? – zapytałem cicho.
Paweł spuścił wzrok.
– Straciłem pracę. Żona grozi rozwodem. Boję się…
Nagle wszystko stało się jasne. Jego złość i zazdrość były tylko maską dla własnego strachu i bezradności.
– Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytałem łagodnie.
Wzruszył ramionami.
– Wstydziłem się.
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu Paweł podniósł głowę:
– Myślisz… myślisz, że jeszcze kiedyś będzie normalnie?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Moje życie było dalekie od normalności. Ale może właśnie o to chodziło: żeby nauczyć się żyć z tym wszystkim, co nas spotkało.
Wróciłem do domu późno w nocy. Leżałem w łóżku i myślałem o Pawle, o Magdzie, o Maćku… o sobie sprzed kilku lat – naiwnym chłopaku wierzącym w wieczną przyjaźń i miłość aż po grób.
Następnego dnia zadzwoniła mama:
– Tomek, czemu tak rzadko dzwonisz? Martwię się o ciebie.
Nie miałem siły tłumaczyć jej wszystkiego. Wiedziałem tylko jedno: muszę jakoś przetrwać ten czas. Dla Maćka. Dla siebie.
Zacząłem chodzić na terapię. Początki były trudne – nie umiałem mówić o swoich uczuciach nawet przed samym sobą. Ale powoli uczyłem się akceptować to, co się wydarzyło. Przestałem obwiniać siebie za rozpad małżeństwa i za to, że Paweł nie radzi sobie ze swoim życiem.
Któregoś dnia spotkałem Magdę przypadkiem pod sklepem spożywczym.
– Wyglądasz lepiej – powiedziała z lekkim uśmiechem.
– Staram się – odpowiedziałem szczerze.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach zobaczyłem cień dawnej czułości… i ulgę, że już nie jesteśmy razem.
Wieczorem zadzwonił Paweł:
– Dzięki za wszystko… Chyba muszę coś zmienić w swoim życiu.
Uśmiechnąłem się do słuchawki.
– Ja też.
Dziś wiem jedno: życie po rozwodzie to nie koniec świata. To początek czegoś nowego – choćby bolało i choćby trzeba było przejść przez piekło samotności i niezrozumienia.
Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie wybaczyć sobie nawzajem? Czy przyjaźń naprawdę jest silniejsza niż zazdrość i ból? A może wszystko zależy od tego, czy potrafimy spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: „Potrzebuję cię”?