Noc, która zmieniła wszystko: Opowieść o stracie, winie i przebaczeniu
— Michał, szybciej, bo Magda już czeka! — usłyszałem głos Ani, mojej dziewczyny, kiedy zamykałem drzwi mieszkania. Było już późno, wpół do jedenastej, ale w powietrzu czuć było jeszcze ciepło letniego wieczoru. Katowice nocą miały w sobie coś magicznego — światła miasta odbijające się w kałużach po popołudniowym deszczu, gwar odległych tramwajów i ten specyficzny zapach wilgotnego asfaltu.
Szliśmy razem chodnikiem, rozmawiając o niczym i o wszystkim — o egzaminach, planach na wakacje, o tym, jak bardzo nie chce nam się wracać do rodzinnych domów na weekend. Ania śmiała się z moich żartów, a ja czułem się szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Magda mieszkała tylko jedną przecznicę dalej, więc postanowiliśmy pójść pieszo. To miał być zwykły wieczór.
Kiedy zbliżaliśmy się do rogu ulicy, Ania nagle ściszyła głos:
— Michał, widzisz tego faceta po drugiej stronie?
Spojrzałem tam, gdzie wskazywała. Mężczyzna w ciemnej kurtce stał oparty o latarnię. Przez chwilę wydawało mi się, że patrzy prosto na nas. Zignorowałem to — przecież to Katowice, tu zawsze ktoś gdzieś stoi.
Skręciliśmy w lewo. Wtedy wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Usłyszałem krzyk Ani i zobaczyłem błysk noża. Mężczyzna podbiegł do nas z taką siłą, że nie zdążyłem nawet zareagować. Poczułem ból w ramieniu, a potem zobaczyłem krew na dłoni Ani. Próbowałem go odepchnąć, ale był silniejszy ode mnie. Wszystko trwało może minutę — napastnik wyrwał Ani torebkę i uciekł w ciemność.
— Ania! — krzyknąłem, widząc jak osuwa się na ziemię.
Krew płynęła z jej boku. Trzęsącymi się rękami wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po karetkę. Czas dłużył się niemiłosiernie. Magda wybiegła z klatki schodowej, kiedy usłyszała nasze krzyki. Klęczałem przy Ani, powtarzając jej imię i próbując zatamować krwotok swoją koszulą.
— Michał… — wyszeptała słabo — Nie zostawiaj mnie…
Nie zostawiłem jej ani na chwilę. Ale to nie wystarczyło.
Ania zmarła w szpitalu tej samej nocy. Lekarze powiedzieli mi później, że rana była zbyt głęboka i straciła za dużo krwi zanim przyjechała pomoc. Pamiętam tylko białe światła szpitalnego korytarza i głos pielęgniarki: „Przykro mi”.
Od tamtej nocy wszystko się zmieniło. Przestałem chodzić na zajęcia. Moi rodzice przyjechali po mnie do Katowic i zabrali do domu w Gliwicach. Przez pierwsze tygodnie nie rozmawiałem z nikim. Magda próbowała mnie pocieszać, ale nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy — czułem się winny. To ja nalegałem na spacer, to ja nie zauważyłem zagrożenia.
Mama płakała po nocach, myśląc że nie słyszę. Ojciec próbował mnie zmusić do powrotu na uczelnię:
— Michał, życie toczy się dalej! Musisz się pozbierać!
Ale jak miałem żyć dalej, skoro czułem się martwy w środku?
Minęły miesiące. Wróciłem na studia tylko dlatego, że nie chciałem zawieść rodziców. Ale wszystko wydawało mi się bez sensu. Koledzy unikali mnie — nie wiedzieli jak rozmawiać z kimś, kto stracił dziewczynę w tak tragicznych okolicznościach. Magda wyjechała na Erasmusa do Hiszpanii i kontakt się urwał.
Najgorsze były noce. Śniła mi się Ania — jej oczy pełne strachu i ten szept: „Nie zostawiaj mnie”. Budziłem się zlany potem i przez długi czas nie mogłem zasnąć.
Po roku postanowiłem pójść na terapię. Psycholog powiedziała mi coś, co długo nie dawało mi spokoju:
— Michał, nie jesteś winny temu, co się stało. Ale musisz sobie wybaczyć.
Jak miałem wybaczyć sobie coś takiego? Przecież gdybym był bardziej uważny, może nic by się nie wydarzyło…
Rodzina Ani obwiniała mnie przez długi czas. Jej matka nie chciała mnie widzieć na pogrzebie:
— To przez ciebie jej już nie ma! — krzyczała przez telefon.
Nie miałem siły się bronić.
Dopiero po dwóch latach napisała do mnie list:
„Michału,
Wiem, że cierpisz tak samo jak my. Chciałam ci powiedzieć… wybaczam ci. Ania cię kochała i wiem, że zrobiłeś wszystko co mogłeś.”
Płakałem wtedy jak dziecko.
Dziś mijają cztery lata od tamtej nocy. Skończyłem studia i pracuję w fundacji pomagającej ofiarom przemocy. Staram się żyć tak, żeby Ania była ze mnie dumna. Czasem spotykam Magdę na ulicy — uśmiechamy się do siebie smutno i idziemy dalej.
Wciąż wracam myślami do tamtego wieczoru. Czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy gdybym był odważniejszy albo bardziej czujny… czy Ania by żyła? Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania.
Ale jedno wiem na pewno: życie jest kruche i nieprzewidywalne. Każdy dzień to dar — nawet jeśli czasem boli bardziej niż można znieść.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę można wybaczyć sobie wszystko? A może są rzeczy, które zostają z nami na zawsze?