Wakacje, które zmieniły wszystko: Opowieść o rodzinie, zdradzie i poszukiwaniu siebie
Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego, nie mojej córki, tylko mojej matki. Stałam w kuchni, trzymając kubek z zimną już kawą, kiedy usłyszałam jej głos: – Magda! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiała naczyń w zlewie?!
Miałam trzydzieści cztery lata, własne mieszkanie w Warszawie i męża, który – jak sądziłam – kochał mnie nad życie. A jednak tego lata znów wróciłam do rodzinnego domu w Gdańsku, bo mama uparła się, że musimy spędzić wakacje razem. Ja, ona, moja córka Lena i mój mąż Paweł. Tylko że Paweł nie chciał jechać.
– Przecież to twoja matka, nie moja – powiedział, pakując swoje rzeczy do walizki. – Ja mam urlop raz w roku i nie zamierzam go spędzać na słuchaniu jej narzekań.
– Paweł, Lena chce zobaczyć morze. Obiecałeś jej.
– To pojedźcie same. Ja zostanę w Warszawie.
Nie kłóciliśmy się głośno. Paweł był mistrzem cichych wojenek. Potrafił przez tydzień się nie odzywać, jeśli coś poszło nie po jego myśli. Tym razem jednak czułam, że coś jest inaczej. W jego oczach widziałam chłód, którego wcześniej nie znałam.
Zabrałam więc Lenę i pojechałyśmy do Gdańska. Mama przyjęła nas z otwartymi ramionami, ale już pierwszego dnia zaczęły się spięcia.
– Magda, dziecko, kiedy ty ostatnio byłaś u fryzjera? – zapytała, patrząc na moje odrosty.
– Mamo, mam inne rzeczy na głowie niż włosy.
– Właśnie widzę. A Paweł? On też nie przyjechał? – W jej głosie słyszałam wyrzut.
– Ma dużo pracy.
– Pracy czy kogoś?
Zignorowałam to pytanie. Ale ono zostało we mnie jak drzazga.
Lena biegała po ogrodzie z kuzynem Kubą. Ja próbowałam odpocząć, ale mama nie dawała mi spokoju.
– Magda, musisz się bardziej starać. Faceci są jak dzieci. Jak im nie dasz uwagi, znajdą ją gdzie indziej.
– Mamo! – wybuchłam w końcu. – To nie jest takie proste!
– A może właśnie jest? – odpowiedziała spokojnie.
Wieczorem zadzwoniłam do Pawła. Odebrał po piątym sygnale.
– Cześć – powiedziałam cicho. – Jak tam?
– W porządku. Siedzę z chłopakami na piwie.
– Znowu?
– Magda, mam urlop. Chyba mogę?
– Jasne. Lena pytała o ciebie.
– Pozdrów ją ode mnie.
Rozłączył się pierwszy. Poczułam się jak idiotka.
Następnego dnia mama zaprosiła ciocię Halinę i jej córkę Agatę na grilla. Agata była moją rówieśniczką, ale zawsze miała lepsze życie: mąż lekarz, dom pod Gdynią, dwójka dzieci. Siedziałyśmy przy stole, a ona opowiadała o swoich wakacjach na Krecie.
– A wy gdzie jedziecie? – zapytała z uśmiechem.
– Jesteśmy tutaj – odpowiedziałam sztywno.
– U mamy? No tak…
Poczułam się jak przegrana. Wieczorem długo patrzyłam w sufit pokoju z dzieciństwa i myślałam o tym, gdzie popełniłam błąd.
Trzeciego dnia Lena dostała gorączki. Siedziałam przy niej całą noc. O czwartej nad ranem napisałam Pawłowi SMS-a: „Lena chora. Martwię się.” Odpisał dopiero po południu: „Daj znać, jak będzie lepiej.”
Wtedy coś we mnie pękło.
Zadzwoniłam do niego wieczorem:
– Paweł… czy ty mnie jeszcze kochasz?
Cisza po drugiej stronie trwała wieczność.
– Nie wiem – powiedział w końcu. – Może potrzebujemy przerwy?
Zamarłam. Przerwy? Po dziesięciu latach małżeństwa?
Mama weszła do pokoju bez pukania:
– Co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie na łzy przy niej.
– Wiedziałam – powiedziała tylko. – On cię nie docenia.
– Może to moja wina? Może za bardzo się poświęciłam dziecku?
– Magda! Nie obwiniaj się za wszystko! On jest dorosły!
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Lena wyzdrowiała, ale ja czułam się coraz gorzej. Mama próbowała mnie pocieszać:
– Zawsze możesz wrócić do domu. Tu masz rodzinę.
Ale ja nie chciałam wracać do punktu wyjścia. Chciałam walczyć o siebie.
Po tygodniu Paweł zadzwonił pierwszy:
– Musimy pogadać – powiedział bez emocji.
Spotkaliśmy się w naszej kawalerce na Ursynowie. Był już spakowany.
– Magda… Poznałem kogoś – powiedział prosto z mostu.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
– Kogo?
– Koleżankę z pracy. To nic poważnego… jeszcze…
Nie pamiętam reszty rozmowy. Pamiętam tylko uczucie pustki i upokorzenia.
Wróciłam do Gdańska rozbita na milion kawałków. Mama przytuliła mnie mocno:
– Przeżyjesz to. Jesteś silniejsza niż myślisz.
Ale ja nie czułam się silna. Czułam się przegrana i samotna.
Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać życie na nowo. Lena pytała o tatę coraz rzadziej. Mama starała się być wsparciem, ale czasem jej dobre rady bolały bardziej niż milczenie:
– Musisz zacząć żyć dla siebie, Magda! Zrób coś szalonego!
Więc zapisałam się na kurs tańca. Poznałam tam ludzi takich jak ja: porzuconych, zagubionych, szukających nowego początku.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu późno i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z kubkiem herbaty:
– Martwiłam się o ciebie – powiedziała cicho.
Usiadłam obok niej i po raz pierwszy od lat poczułam wdzięczność za to, że ją mam.
– Mamo… przepraszam za wszystko…
Przytuliła mnie mocno:
– Jesteś moją córką. Zawsze będziesz miała dom.
Dziś wiem jedno: szczęście nie zależy od tego, czy ktoś nas kocha czy nie. Szczęście to umiejętność podnoszenia się po upadku i wiara w to, że jeszcze będzie dobrze.
Czasem pytam siebie: czy gdybym wtedy została w Warszawie i udawała, że wszystko jest w porządku, byłabym dziś szczęśliwsza? A może właśnie ten ból był mi potrzebny, żeby odnaleźć siebie? Co wy o tym myślicie?