Dwa lata ciszy: Moja córka nie chce mnie już znać. Czy mogłam zrobić coś inaczej?

— Znowu nie napisała — westchnęłam, patrząc na pusty ekran telefonu. Dzień jak co dzień, herbata stygnie na stole, a ja siedzę przy oknie i liczę przejeżdżające tramwaje. Dwa lata. Dwa długie lata, odkąd ostatni raz słyszałam głos mojej córki. Każdego ranka budzę się z nadzieją, że może dziś zadzwoni, może dziś napisze choćby krótką wiadomość: „Mamo, wszystko w porządku”. Ale telefon milczy, a ja coraz częściej pytam siebie: co zrobiłam źle?

Pani Zosia z naprzeciwka często wpada do mnie na herbatę. Przynosi świeże drożdżówki z piekarni na rogu i zawsze pyta: — Ela, jak się dziś czujesz? — Uśmiecham się, choć w środku czuję pustkę. — Dziękuję, Zosiu, jakoś leci — odpowiadam, bo przecież nie będę jej zamęczać swoimi smutkami. Ale ona widzi więcej niż inni. Pewnego dnia usiadła naprzeciwko mnie, spojrzała prosto w oczy i powiedziała: — Ela, ty za bardzo wszystko trzymasz w sobie. Może powinnaś komuś o tym opowiedzieć?

Zawsze byłam silna. Po śmierci męża musiałam być i matką, i ojcem dla mojej Sabinki. Pracowałam w szkole jako nauczycielka matematyki, wracałam późno do domu, ale starałam się robić wszystko, by niczego jej nie brakowało. Czasem myślę, że to właśnie wtedy zaczęły się nasze problemy. Sabina była cicha, zamknięta w sobie. Wolała książki od ludzi, a ja… ja chciałam ją chronić przed całym światem.

Pamiętam ten dzień jak dziś. Sabina miała wtedy siedemnaście lat i przyszła do domu później niż zwykle. Byłam wściekła ze strachu. — Gdzie byłaś?! — krzyknęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. — Mamo, przecież mam już prawie osiemnaście lat! — odparła z wyrzutem. — Nie możesz mnie wiecznie kontrolować! — Nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? — odpowiedziałam z płaczem. — Nie chcę być jak ty! — rzuciła przez łzy i trzasnęła drzwiami swojego pokoju.

Od tamtej pory coraz częściej się kłóciłyśmy. Ja chciałam dla niej jak najlepiej, ona widziała we mnie tylko przeszkodę. Kiedy dostała się na studia do Warszawy, czułam dumę i… strach. Bałam się, że ją stracę. Próbowałam dzwonić codziennie, pytać o wszystko: czy je śniadanie, czy ma ciepłą kurtkę na zimę, czy nie spotyka się z niewłaściwymi ludźmi. W końcu przestała odbierać telefony.

Ostatni raz widziałyśmy się dwa lata temu na święta Bożego Narodzenia. Przy stole panowała napięta cisza. Próbowałam rozmawiać o jej pracy, o planach na przyszłość, ale ona tylko wzruszała ramionami. W końcu powiedziała: — Mamo, ja już nie jestem dzieckiem. Musisz mi pozwolić żyć po swojemu.

Nie potrafiłam tego zrobić. Bałam się o nią tak bardzo, że zapomniałam o jej potrzebach i pragnieniach. Po świętach wyjechała i od tamtej pory nie odezwała się ani razu.

Czasem myślę, że to wszystko moja wina. Może byłam zbyt surowa? Może za bardzo chciałam ją chronić? Zosia mówi mi: — Ela, każda matka popełnia błędy. Ważne, żeby umieć przeprosić.

Próbowałam pisać listy. Pisałam o wszystkim: o tym, jak bardzo za nią tęsknię, jak bardzo ją kocham i jak bardzo żałuję wszystkiego, co powiedziałam w złości. Ale listy wracały nieotwarte.

Czasem wyobrażam sobie, że Sabina stoi pod moimi drzwiami. Słyszę dzwonek i biegnę otworzyć. Ona stoi tam z walizką i mówi: — Mamo, wróciłam. Ale to tylko sen.

Najgorsze są wieczory. Siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Wtedy pytam siebie: czy ona też czasem o mnie myśli? Czy tęskni? Czy kiedyś mi wybaczy?

Zosia mówi: — Ela, nie możesz żyć tylko przeszłością. Masz jeszcze siebie.

Ale jak żyć bez własnego dziecka?

Czasem słyszę głosy sąsiadek na klatce schodowej:
— Słyszałaś? Ela znowu sama na święta…
— A ta jej córka? Podobno za granicą…

Nie wiedzą nic o moim bólu.

Dziś znów napisałam do Sabiny krótką wiadomość: „Kocham cię. Czekam na ciebie zawsze.” Wiem, że może nigdy nie odpowie. Ale muszę próbować.

Może kiedyś przeczyta te słowa i zrozumie…

Czy można naprawić to, co zostało złamane? Czy matka i córka mogą odnaleźć drogę do siebie po tylu latach ciszy?