Nie oddam. Na zawsze przy mnie zostaniesz.
Nie oddam. Nikomu cię nie oddam. Te słowa dźwięczały mi w głowie, gdy patrzyłam na nią, stojącą w uchylonych drzwiach mojego gabinetu. Był późny wieczór, ostatni pacjent wyszedł już pół godziny temu, a ja w końcu mogłam odetchnąć po ciężkim dniu. Zawsze zamykałam drzwi na klucz, ale tego dnia zapomniałam. Może podświadomie chciałam, żeby ktoś jeszcze przyszedł?
– Mogę? – zapytała cicho dziewczyna, niepewnie stawiając krok do środka. Miała na sobie spraną kurtkę i zbyt duży szalik, który niemal zakrywał jej twarz. Coś w jej oczach sprawiło, że serce zabiło mi mocniej.
– Przyjęcia skończyły się. Przyjmujemy tylko z zapisów – odpowiedziałam automatycznie, choć już wiedziałam, że nie wyproszę jej tak po prostu. Twarz dziewczyny wydała mi się mgliście znajoma. Miałam świetną pamięć do twarzy, ale byłam pewna, że nigdy wcześniej jej tu nie widziałam.
– Przepraszam… – zaczęła, a jej głos zadrżał. – Ja… muszę z kimś porozmawiać. To ważne.
Wzięłam głęboki oddech i wskazałam jej krzesło naprzeciwko biurka. Usiadła powoli, jakby każdy ruch sprawiał jej ból. Przez chwilę milczałyśmy, słuchając tylko tykania zegara na ścianie.
– Jak masz na imię? – zapytałam w końcu.
– Zosia – odpowiedziała po chwili wahania. – Zosia Maj.
To nazwisko coś we mnie poruszyło. Przez sekundę miałam wrażenie, że zaraz przypomnę sobie wszystko, ale wspomnienie umknęło mi jak cień.
– Co cię tu sprowadza, Zosiu?
Dziewczyna spojrzała na mnie z rozpaczą w oczach.
– Pani zna moją mamę – powiedziała cicho. – Byłyście kiedyś przyjaciółkami.
Zamarłam. Przez głowę przebiegły mi obrazy sprzed lat: śmiech na szkolnym korytarzu, wspólne wagary nad Wisłą, pierwsze papierosy wypalane ukradkiem za garażami. I ona – Anka Maj. Moja najlepsza przyjaciółka z liceum, z którą zerwałam kontakt po tamtym jednym, tragicznym wieczorze.
– Twoja mama to Anka? – zapytałam szeptem.
Zosia skinęła głową i nagle zaczęła płakać. Łzy spływały jej po policzkach, a ja poczułam się tak bezradna jak wtedy, gdy miałam siedemnaście lat i świat nagle przestał być bezpieczny.
– Mama jest w szpitalu – wyszeptała Zosia. – Lekarze mówią, że… że może nie przeżyć tej nocy.
Poczułam, jak coś ściska mnie za gardło. Przez lata próbowałam zapomnieć o Ance, o naszej kłótni i o tym, co wtedy powiedziałam. Ale teraz jej córka siedziała przede mną i błagała o pomoc.
– Dlaczego przyszłaś właśnie do mnie? – spytałam cicho.
Zosia otarła łzy rękawem kurtki.
– Mama zawsze mówiła, że jeśli kiedyś stanie się coś złego, mam szukać pani. Że pani nigdy mnie nie zostawi.
Nie oddam. Na zawsze przy mnie zostaniesz. Te słowa wróciły do mnie z całą mocą. Obiecałam to kiedyś Ance – że zawsze będziemy razem, że nic nas nie rozdzieli. A potem pozwoliłam, żeby jedna noc przekreśliła wszystko.
– Co mogę zrobić? – zapytałam bezradnie.
Zosia spojrzała na mnie z nadzieją.
– Potrzebuję miejsca na noc. Nie mam dokąd pójść. Tata wyjechał za granicę, babcia jest chora… Nie chcę być sama.
Wstałam i podeszłam do niej powoli. Położyłam dłoń na jej ramieniu i poczułam, jak drży ze zmęczenia i strachu.
– Chodź ze mną – powiedziałam cicho. – Zabiorę cię do siebie.
W drodze do domu milczałyśmy. Warszawa była tego wieczoru wyjątkowo cicha; śnieg tłumił dźwięki miasta i sprawiał, że wszystko wydawało się nierealne. W moim mieszkaniu Zosia usiadła na kanapie i przez chwilę patrzyła w okno.
– Dlaczego pani przestała się przyjaźnić z moją mamą? – zapytała nagle.
Zawahałam się. Nie byłam gotowa na tę rozmowę, ale wiedziałam, że muszę być szczera.
– Pokłóciłyśmy się o chłopaka – powiedziałam w końcu. – O głupstwo. Ale wtedy wydawało się to końcem świata.
Zosia uśmiechnęła się smutno.
– Mama mówiła, że była pani najważniejszą osobą w jej życiu.
Poczułam łzy pod powiekami. Ile razy żałowałam tamtej kłótni? Ile razy chciałam zadzwonić do Anki i przeprosić?
Następnego dnia rano zadzwonił telefon ze szpitala. Anka zmarła o świcie. Zosia siedziała przy stole i piła herbatę; kiedy usłyszała wiadomość, jej twarz stężała w bólu. Przytuliłam ją mocno i pozwoliłam jej płakać tak długo, jak potrzebowała.
Przez kolejne tygodnie starałam się być dla niej wsparciem. Pomagałam załatwiać formalności, chodziłyśmy razem na cmentarz i rozmawiałyśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Zosia powoli otwierała się przede mną; zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie, o marzeniach i lękach.
Ale im bardziej się do niej zbliżałam, tym bardziej czułam ciężar odpowiedzialności. Czy mogę zastąpić jej matkę? Czy mam prawo decydować o jej przyszłości?
Pewnego wieczoru Zosia przyszła do mnie z listem od Anki. Był adresowany do mnie; znalazła go wśród rzeczy mamy.
„Marto,
Jeśli to czytasz, znaczy, że mnie już nie ma. Wiem, że nasze drogi się rozeszły przez głupotę i dumę. Ale nigdy nie przestałam ci ufać ani cię kochać jak siostrę. Proszę cię tylko o jedno: zaopiekuj się Zosią tak, jakby była twoją córką. Ona jest wszystkim, co mam najcenniejszego.
Anka”
Czytałam ten list wiele razy tej nocy. Nie oddam. Na zawsze przy mnie zostaniesz – powtarzałam sobie w myślach słowa sprzed lat.
Dziś Zosia mieszka ze mną już od kilku miesięcy. Uczymy się siebie nawzajem; czasem kłócimy się o drobiazgi, czasem śmiejemy do łez przy starych filmach Anki. Często myślę o tym, jak jedno spotkanie może zmienić całe życie – i czy naprawdę można naprawić błędy przeszłości?
Czy jestem wystarczająco silna, by być dla niej rodziną? Czy można pokochać kogoś tak mocno drugi raz?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć sobie dawne winy i zacząć wszystko od nowa?