Artystyczna Dusza: Dziennik Aktorki w Warszawskim Metrze
Wsiadłam do wagonu metra i ciężko usiadłam na zimnym plastikowym siedzeniu. Po co właściwie założyłam te buty na obcasach? Bo w każdym wieku kobieta powinna wyglądać jak kobieta – powtarzała mi mama, kiedy byłam mała. Teraz patrzyłam na swoje odbicie w ciemnej szybie naprzeciwko. Nieźle. Zwłaszcza gdy się wyśpisz, nałożysz tony makijażu i spojrzysz nie w lustro, a w ciemną szybę – mruknęłam do siebie pod nosem, czując jak kąciki ust drgają mi z irytacji.
Obok mnie usiadł chłopak z gitarą. Pachniał kawą i deszczem. Przez chwilę chciałam się do niego odezwać, zapytać, czy gra gdzieś wieczorem, ale przypomniałam sobie, że dziś mam przesłuchanie. Kolejne. W moim wieku – trzydzieści sześć lat – przesłuchania zaczynają być upokarzające. „Pani może zagrać matkę głównej bohaterki” – usłyszałam ostatnio. Matkę! Jeszcze niedawno byłam tą główną bohaterką.
Metro zatrzymało się gwałtownie. Drzwi otworzyły się z sykiem, a do środka wpadła grupka nastolatków. Jedna z dziewczyn spojrzała na mnie z góry na dół i szepnęła coś koleżance. Zaśmiały się cicho. „Stara panna” – usłyszałam wyraźnie. Zacisnęłam dłonie na torebce. Czy naprawdę tak wyglądam? Czy naprawdę już tylko tyle mi zostało?
Telefon zawibrował w kieszeni. SMS od mamy: „Nie zapomnij o obiedzie u nas w niedzielę. Tata pytał, czy masz już stałą pracę.” Praca… Stała praca. Dla nich teatr to nie praca, to fanaberia. „Kiedyś byłaś taka zdolna, Aniu” – mówi mama. „A teraz? Może czas pomyśleć o czymś poważnym?” Ale ja nie umiem inaczej. Nie umiem być kimś innym niż aktorką, nawet jeśli czasem nienawidzę tej roli.
Wysiadłam na Świętokrzyskiej i ruszyłam szybkim krokiem w stronę teatru. Po drodze minęłam plakat z moją twarzą sprzed pięciu lat. „Anna Kwiatkowska – Nadzieja Polskiej Sceny” – głosił napis. Nadzieja… Teraz jestem raczej rozczarowaniem.
W garderobie czekała już Marta, moja koleżanka z roku. Malowała usta na czerwono, śmiejąc się do lustra.
– Anka! Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc.
– Bo nie spałam – odpowiedziałam szczerze.
– Znowu te twoje rozkminy? Daj spokój, idź i pokaż im, że jeszcze potrafisz! – poklepała mnie po ramieniu.
Przesłuchanie trwało pięć minut. Reżyser nawet nie spojrzał mi w oczy.
– Dziękujemy, odezwiemy się – powiedział chłodno.
Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski. Na korytarzu spotkałam Agatę, młodszą o dziesięć lat aktorkę, która właśnie dostała główną rolę w serialu.
– Aniu! Trzymam za ciebie kciuki! – powiedziała z fałszywym uśmiechem.
– Dzięki – odpowiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Zadzwoniłam do brata.
– Michał, masz chwilę?
– Co się stało?
– Chyba już nie dam rady… Może mama ma rację? Może powinnam znaleźć normalną pracę?
– Anka, przestań! Jesteś najlepsza! Po prostu teraz jest trudniej, ale to minie. Chcesz pogadać? Przyjedź do mnie na kolację.
– Nie wiem… Może później.
Wróciłam do domu późnym wieczorem. W mieszkaniu panowała cisza. Na stole leżał stos rachunków i list od agencji aktorskiej: „Niestety tym razem nie udało się uzyskać roli”. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Płakałam długo, aż zabrakło mi łez.
Następnego dnia rano zadzwoniła Marta.
– Słuchaj, jest casting do reklamy kremu przeciwzmarszczkowego. Idziesz?
– Serio? Już nawet nie ukrywają, dla kogo są te reklamy…
– Anka, przestań! To kasa i kamera! Idziemy razem!
Poszłyśmy. W poczekalni siedziały kobiety w moim wieku i starsze. Wszystkie uśmiechały się sztucznie, poprawiały włosy, zerkały na siebie ukradkiem. Czułam się jak na targu próżności.
Kiedy wróciłam do domu po castingu, zadzwoniła mama.
– Aniu, przyjedź jutro na obiad. Tata chce z tobą porozmawiać.
– O czym?
– O życiu… O przyszłości.
Przy stole tata patrzył na mnie poważnie.
– Aniu, my się martwimy. Chcemy dla ciebie stabilizacji. Może spróbujesz czegoś innego?
– Tato… Ja próbuję każdego dnia być kimś innym – odpowiedziałam cicho.
Mama westchnęła ciężko.
– My tylko chcemy twojego szczęścia.
Wieczorem długo patrzyłam przez okno na rozświetloną Warszawę. Zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś poczuję się spełniona. Czy jeszcze kiedyś ktoś powie o mnie: „Nadzieja Polskiej Sceny”?
Czasem myślę, że życie aktorki to nieustanna walka – o role, o akceptację, o własną godność. Ale czy można być szczęśliwym, jeśli codziennie trzeba udawać przed światem i przed samą sobą?
Może powinnam w końcu przestać grać? A może właśnie wtedy straciłabym wszystko? Czy ktoś z was też czasem czuje się jak aktor we własnym życiu?