Nie zawiedź mnie – historia Hani, która musiała dorosnąć zbyt wcześnie
– Hania, nie rób mi wstydu! – głos ojca przeszył ciszę jak nóż. Stałam w korytarzu, ściskając w rękach zeszyt z ocenami. Serce waliło mi jak oszalałe, a dłonie miałam mokre od potu. Mama stała z boku, skulona, jakby chciała zniknąć. Widziałam jej drżące palce, kiedy poprawiała fartuch. Ojciec patrzył na mnie tym swoim zimnym wzrokiem, który znałam tylko ja i mama. Dla innych był przecież uprzejmy, uśmiechnięty, zawsze gotów pomóc sąsiadom. Ale w domu… w domu był kimś zupełnie innym.
– Przepraszam, tato – wyszeptałam, choć nie wiedziałam nawet za co przepraszam. Może za to, że dostałam czwórkę z matematyki zamiast piątki? Może za to, że istnieję?
– Nie przepraszaj, tylko się popraw! – warknął i odwrócił się na pięcie. Mama podeszła do mnie i delikatnie pogłaskała po ramieniu. Jej dotyk był cichy, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy.
– Haniu, idź do pokoju – szepnęła. – Lepiej nie denerwuj taty.
Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Nie rozumiałam, dlaczego tata jest dla mnie taki surowy. Przecież starałam się ze wszystkich sił. Uczyłam się pilnie, pomagałam mamie w domu, nigdy nie sprawiałam problemów. A mimo to nigdy nie usłyszałam od niego słowa pochwały. Nigdy nie przytulił mnie tak, jak widziałam to u innych ojców na szkolnych przedstawieniach.
W szkole wszyscy mówili: „Masz świetnego tatę! Zawsze taki miły!”. Uśmiechałam się wtedy sztucznie i kiwałam głową. Nikt nie wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie.
Mama była cicha i posłuszna. Czasem widziałam, jak ociera łzy w kuchni, kiedy myślała, że nikt nie patrzy. Kiedyś zapytałam ją szeptem:
– Mamo, dlaczego tata jest taki zły?
Zadrżała i spojrzała na mnie z przerażeniem.
– Nie wolno tak mówić o ojcu – odpowiedziała szybko. – On chce dla nas dobrze.
Ale ja czułam, że to nieprawda. Że coś jest nie tak.
Z biegiem lat nauczyłam się przewidywać jego nastroje. Wiedziałam, kiedy lepiej zejść mu z oczu, kiedy nie zadawać pytań. Z czasem przestałam nawet próbować się do niego zbliżyć. Zbudowałam wokół siebie mur milczenia i samotności.
Pewnego dnia, kiedy miałam szesnaście lat, wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Usłyszałam podniesione głosy w kuchni.
– Nie mogę już tak żyć! – krzyczała mama. – Ona też cierpi!
– Zamknij się! – ryknął ojciec. – Nie będziesz mi mówić, jak mam wychowywać własne dziecko!
Zamarłam w przedpokoju. Po raz pierwszy słyszałam, żeby mama mu się sprzeciwiła.
– Ona nie jest twoim dzieckiem! – wykrzyczała nagle mama.
Cisza. Słowa zawisły w powietrzu jak grom z jasnego nieba.
– Co ty powiedziałaś? – głos ojca był cichy i groźny.
– Dobrze słyszałeś… Hania nie jest twoją córką.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Stałam nieruchomo, próbując zrozumieć sens tych słów.
Ojciec wyszedł z kuchni i spojrzał na mnie z nienawiścią.
– Wynoś się do swojego pokoju! – syknął przez zaciśnięte zęby.
Pobiegłam do siebie i rzuciłam się na łóżko. Płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.
Przez następne dni w domu panowała grobowa cisza. Ojciec prawie się do mnie nie odzywał. Mama chodziła przygaszona, jakby ktoś zgasił w niej ostatnią iskrę życia.
Wieczorem zebrałam się na odwagę i zapytałam ją o wszystko.
– Mamo… to prawda?
Usiadła obok mnie na łóżku i długo milczała.
– Tak, Haniu – powiedziała w końcu cicho. – Twój biologiczny ojciec odszedł zanim się urodziłaś. Twój tata… on mnie wtedy pokochał i postanowił cię wychować jak własną córkę. Ale nigdy nie potrafił cię zaakceptować do końca.
Poczułam się zdradzona przez wszystkich. Przez mamę – bo ukrywała przede mną prawdę przez tyle lat. Przez ojca – bo całe życie dawał mi odczuć, że jestem kimś gorszym.
Przez następne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ojciec coraz częściej znikał z domu, wracał późno i unikał kontaktu wzrokowego. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.
W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam porozmawiać z ojcem.
– Tato… mogę z tobą porozmawiać?
Spojrzał na mnie chłodno.
– Czego chcesz?
– Chciałam tylko wiedzieć… dlaczego nigdy mnie nie pokochałeś?
Przez chwilę widziałam w jego oczach coś na kształt żalu czy smutku, ale zaraz to uczucie znikło.
– Nie rozumiesz tego teraz i pewnie nigdy nie zrozumiesz – powiedział twardo. – Nie jesteś moją córką.
Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.
Po tej rozmowie wiedziałam już, że muszę zacząć żyć własnym życiem. Skupiłam się na nauce i przyjaciołach. Zdałam maturę z wyróżnieniem i dostałam się na wymarzone studia psychologiczne na Uniwersytecie Warszawskim.
Mama była ze mnie dumna, choć jej radość zawsze była podszyta smutkiem.
Ojciec… właściwie przestał być częścią mojego życia. Wyprowadził się kilka miesięcy po mojej maturze. Podobno znalazł sobie inną rodzinę.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat i sama jestem matką małego Antosia. Każdego dnia obiecuję sobie jedno: nigdy nie pozwolę mojemu dziecku poczuć się tak samotnym i niekochanym jak ja kiedyś.
Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć komuś taką krzywdę? Czy można naprawdę uwolnić się od przeszłości? Może to właśnie pytania, które każdy musi sobie kiedyś zadać.