Czy przez całe życie muszę udowadniać swoją niewinność?
— Co się stało, mamo? — zapytałam, ściszając telewizor, choć w środku już czułam znajome napięcie. Mój mąż, Paweł, nawet nie podniósł wzroku znad komputera, ale ja wiedziałam, że słucha. Moja matka nigdy nie dzwoni bez powodu. Nigdy.
— Nic się nie stało. Po prostu postanowiłam zadzwonić — odpowiedziała jej głosem, który miał być lekki, ale wyczuwałam w nim nutę oskarżenia. Zawsze ją wyczuwam. Od dziecka.
— Mamo, powiedz wprost — westchnęłam, próbując nie okazać zniecierpliwienia. — Co się stało?
— Wiktoria, sąsiadka mówiła, że widziała cię wczoraj na mieście z jakimś mężczyzną. To nie był Paweł. — Jej głos był teraz twardy jak stal.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przypomniałam sobie: rzeczywiście, wczoraj spotkałam się z kolegą z pracy, Michałem, żeby omówić projekt. Byliśmy w kawiarni, w środku dnia. Nic więcej.
— Mamo, to był Michał z pracy. Rozmawialiśmy o projekcie — powiedziałam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości i bezsilności.
— Wiktoria, ja cię tylko ostrzegam. Ludzie gadają. Nie chcę, żebyś miała kłopoty w małżeństwie — dodała matka, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. Zawsze to samo: podejrzenia, plotki, kontrola.
Odłożyłam telefon i przez chwilę siedziałam w ciszy. Paweł spojrzał na mnie pytająco.
— Twoja mama? — zapytał cicho.
— Tak. Znowu coś usłyszała od sąsiadki — odpowiedziałam i poczułam łzy pod powiekami. — Czy ja naprawdę całe życie będę musiała udowadniać, że jestem niewinna?
Paweł podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. — Wiesz, że ci ufam — powiedział cicho. Ale ja wiedziałam, że nawet jeśli on mi ufa, to cień podejrzeń mojej matki zawsze będzie nade mną wisiał.
Pamiętam dzieciństwo w naszym małym mieszkaniu na Pradze. Mama zawsze była czujna, zawsze wiedziała wszystko o wszystkich. Kiedy miałam dziesięć lat i zginęły jej kolczyki, pierwsza myśl: „Wiktoria je zabrała”. Przeszukała mój pokój, znalazła je potem w swojej torebce, ale przeprosin nigdy nie usłyszałam.
W liceum było podobnie. Kiedy wróciłam później do domu po spotkaniu z koleżankami, matka już czekała przy drzwiach.
— Gdzie byłaś? Z kim? Dlaczego tak późno?
Zawsze musiałam tłumaczyć się z każdego kroku. Każde opóźnienie, każda zmiana planów była podejrzana. Nawet kiedy dostałam się na studia do Warszawy i wyprowadziłam się z domu, kontrola nie ustała. Telefony codziennie: „Co robisz? Z kim jesteś? Kiedy wrócisz?”
Myślałam, że kiedy wyjdę za Pawła i zamieszkamy razem, to się zmieni. Ale nie zmieniło się nic. Matka dzwoniła do mnie i do Pawła. Czasem nawet do jego rodziców.
Najgorsze przyszło dwa lata temu, kiedy straciłam pracę przez redukcję etatów. Matka zadzwoniła wtedy i powiedziała:
— Może gdybyś była bardziej odpowiedzialna…
Nie zapytała nawet, jak się czuję. Po prostu uznała, że to moja wina.
Teraz siedzę na kanapie i patrzę na Pawła. On naprawdę mnie kocha i ufa mi. Ale czy to wystarczy? Czy mogę być szczęśliwa, jeśli ciągle muszę udowadniać swoją niewinność?
Wieczorem dzwonię do matki jeszcze raz.
— Mamo, proszę cię… Nie rób tego więcej. Nie rozmawiaj o mnie z sąsiadkami. Jeśli masz pytania — zapytaj mnie wprost.
Po drugiej stronie słyszę ciszę.
— Ja tylko chcę dla ciebie dobrze — mówi w końcu matka cicho.
— Wiem. Ale to mnie rani — odpowiadam i czuję łzy na policzkach.
Odkładam telefon i przez chwilę siedzę w ciemności. Przypominam sobie wszystkie te lata podejrzeń i oskarżeń bez powodu. Czy kiedykolwiek będę mogła po prostu być sobą? Czy matka kiedykolwiek mi zaufa?
Następnego dnia idę do pracy jak zwykle. Michał podchodzi do mnie z kawą.
— Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.
Uśmiecham się blado.
— Tak… Po prostu rodzinne sprawy.
On kiwa głową ze zrozumieniem. Każdy ma swoje rodzinne demony.
Wieczorem Paweł proponuje spacer nad Wisłą.
— Może powinnaś na jakiś czas ograniczyć kontakt z mamą? — pyta ostrożnie.
Patrzę na niego i wiem, że ma rację… ale przecież to moja matka. Czy można tak po prostu odciąć się od własnej rodziny?
W domu długo nie mogę zasnąć. Myślę o tym wszystkim: o dzieciństwie pełnym podejrzeń, o dorosłości pod znakiem kontroli i plotek. O tym, jak bardzo chciałabym być po prostu sobą — bez konieczności tłumaczenia się z każdego kroku.
Czy naprawdę całe życie będę musiała udowadniać swoją niewinność? Czy kiedykolwiek nadejdzie dzień, kiedy ktoś po prostu mi uwierzy — bez pytań i podejrzeń?
Może każdy z nas nosi w sobie taki cień… Ale czy można się od niego uwolnić? Co byście zrobili na moim miejscu?