Nocne krzyki, ciche łzy: Opowieść o sąsiedzkim konflikcie i rodzinnych tajemnicach

Nie wytrzymam już tego! Wyłączcie tę maszynę! Przez was nie mogę spać! — krzyk za drzwiami rozdarł ciszę nocy. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi, wściekle naciskając dzwonek. Kinga drgnęła i upuściła pilota. Krzysztof jęknął, przewracając się na drugi bok. W pokoju ledwo tliła się lampka nocna. Za oknem wisiała duszna, letnia spiekota.

Zanim zdążyłam się podnieść z łóżka, usłyszałam jeszcze jeden, tym razem bardziej rozpaczliwy wrzask: — Twój kot hałasuje za bardzo! Niech ktoś w końcu coś z tym zrobi!

Serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę miałam ochotę schować się pod kołdrą i udawać, że to nie do mnie. Ale wiedziałam, że nie mogę. To już trzeci raz w tym tygodniu pani Zofia z mieszkania naprzeciwko urządzała nocną awanturę. Tym razem jednak czułam, że coś jest inaczej — jej głos drżał nie tylko ze złości, ale i z rozpaczy.

— Kinga, zostaw to — wymamrotał Krzysztof, nawet nie otwierając oczu. — Niech się wykrzyczy i pójdzie spać.

Ale ja już byłam na nogach. Przez uchylone drzwi do przedpokoju przemknął mój kot, Borys — czarny jak noc, z białą łatką na szyi. Zatrzymał się przy moich stopach i spojrzał na mnie wielkimi oczami. — To przez ciebie — szepnęłam z goryczą, choć wiedziałam, że to nie jego wina.

Otworzyłam drzwi. Pani Zofia stała w szlafroku, rozczochrana, z twarzą czerwoną od gniewu.

— Pani Kingo! Ile razy mam powtarzać?! Ten kot biega po całym mieszkaniu jak szalony! A ta pralka… przecież to jest środek nocy!

— Przepraszam, naprawdę… — zaczęłam niepewnie. — Borys jest niespokojny przez upał, a pralkę musiałam włączyć, bo… — Zawahałam się. Jak miałam jej powiedzieć, że to jedyna chwila, kiedy mogę zrobić pranie? Że od rana do wieczora pracuję na dwa etaty, a Krzysztof od miesięcy nie może znaleźć pracy?

— Bo co? Bo pani jest księżniczką i wszystko pani wolno?! — wrzasnęła Zofia. — Ja tu mieszkam od czterdziestu lat! Tu zawsze był spokój!

Za moimi plecami Krzysztof przeklął pod nosem. Borys uciekł do kuchni. Poczułam, jak narasta we mnie bezsilność.

— Proszę pani, ja naprawdę staram się być cicho… — próbowałam jeszcze raz.

— Gówno mnie to obchodzi! — syknęła Zofia i trzasnęła drzwiami swojego mieszkania tak mocno, że aż zadzwoniły szyby.

Stałam chwilę w ciemnym korytarzu, słysząc tylko własny oddech i bicie serca. Wróciłam do sypialni. Krzysztof leżał na plecach z zamkniętymi oczami.

— I po co się przejmujesz? — mruknął. — Ona zawsze była stuknięta.

— Może ma rację — powiedziałam cicho. — Może naprawdę jesteśmy za głośno.

Krzysztof wzruszył ramionami i odwrócił się do ściany. Poczułam znajome ukłucie żalu. Ostatnio coraz częściej miałam wrażenie, że jesteśmy sobie obcy. On zamknięty w swoim świecie porażek i frustracji, ja zmęczona codzienną walką o przetrwanie.

W kuchni Borys wskoczył na parapet i zaczął miauczeć do otwartego okna. Pralka buczała cicho w łazience. Usiadłam przy stole i schowałam twarz w dłoniach.

Przypomniałam sobie pierwsze miesiące po przeprowadzce do tej kamienicy na Pradze. Wszystko wydawało się wtedy nowe i pełne nadziei. Krzysztof miał ambitne plany zawodowe, ja dostałam pracę w wydawnictwie. Kupiliśmy kota, bo zawsze marzyłam o zwierzaku. Myślałam, że będziemy szczęśliwi.

A potem wszystko zaczęło się sypać. Krzysztof stracił pracę po restrukturyzacji firmy. Zaczął coraz więcej pić piwa przed telewizorem, coraz mniej rozmawiać ze mną. Ja brałam dodatkowe zlecenia, żeby starczyło na czynsz i rachunki. Wieczorami wracałam do domu tak zmęczona, że nie miałam siły na nic poza szybkim prysznicem i snem.

Borys był jedynym stworzeniem w tym domu, które jeszcze potrafiło mnie rozbawić. Ale nawet on stał się powodem konfliktów — najpierw między mną a Krzysztofem (bo kto ma sprzątać kuwetę), teraz z sąsiadką.

Nagle usłyszałam cichy płacz zza ściany. To była Zofia. Mimo całej złości poczułam ukłucie współczucia. Wiedziałam, że jej mąż zmarł rok temu na raka. Od tamtej pory coraz częściej słyszałam jej samotne rozmowy przez ścianę albo płacz nocą.

Wstałam i wyłączyłam pralkę przed końcem cyklu. Borys spojrzał na mnie zdziwiony.

— Przepraszam cię, kocie — szepnęłam i pogłaskałam go po głowie.

Wróciłam do łóżka, ale długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy naprawdę jestem taką złą sąsiadką? Czy powinnam bardziej dbać o innych? Czy Krzysztof jeszcze mnie kocha?

Nad ranem obudziło mnie światło wpadające przez okno i zapach kawy. Krzysztof siedział przy stole z kubkiem w dłoni.

— Przepraszam za wczoraj — powiedział nagle, nie patrząc mi w oczy.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem.

— Za co?

— Za to… że ci nie pomagam. Że wszystko jest na twojej głowie.

Poczułam łzy pod powiekami.

— Może powinniśmy coś zmienić — powiedziałam cicho.

Krzysztof skinął głową. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

Po południu zapukałam do drzwi Zofii z talerzem ciasta drożdżowego. Otworzyła nieufnie.

— Chciałam przeprosić za nocny hałas — powiedziałam szczerze. — I… zapytać, czy nie potrzebuje pani pomocy? Może zakupy? Albo po prostu pogadać?

Zofia spojrzała na mnie długo, a potem niespodziewanie się rozpłakała.

— Przepraszam… ja już nie mam nikogo… wszystko mnie przerasta…

Objęłam ją ostrożnie ramieniem.

Wieczorem siedzieliśmy z Krzysztofem przy stole, a Borys mruczał pod nogami. Po raz pierwszy od dawna poczułam cień nadziei.

Czasem jedna noc wystarczy, żeby zobaczyć swoje życie inaczej. Ale czy wystarczy odwagi, by coś zmienić? Czy potrafimy wybaczyć sobie nawzajem i zacząć od nowa?