Między miłością a lojalnością: Życie z mężem i jego „trudną” matką
— Znowu dzwoniłaś? — głos mojego męża, Pawła, był chłodny i zmęczony, kiedy odebrał telefon. Słyszałam w tle cichy szum telewizora i kaszel jego matki. — Przecież mówiłem, że nie mogę teraz rozmawiać.
Zacisnęłam palce na słuchawce. — Paweł, minęło już pół roku. Kiedy wrócisz do domu? — spytałam, starając się, by mój głos nie drżał. — Przecież obiecałeś, że to tylko na chwilę, dopóki twoja mama nie poczuje się lepiej.
— Ona wciąż jest chora! — przerwał mi ostro. — Nie rozumiesz tego? Potrzebuje mnie. Ty zawsze myślisz tylko o sobie.
Zamilkłam. Ile razy już słyszałam te słowa? Ile razy próbowałam tłumaczyć, że nie jestem egoistką, że po prostu tęsknię za własnym mężem? Ale Paweł był nieugięty. Od kiedy jego matka, pani Wanda, złamała nogę i zaczęła mieć problemy z sercem, wszystko się zmieniło. Najpierw zostawał u niej na dwa, trzy tygodnie. Potem na miesiąc. Teraz minęło już pół roku, a on nawet nie wspomina o powrocie.
W naszym mieszkaniu panuje cisza. Każdego wieczoru siadam przy stole i patrzę na puste krzesło naprzeciwko. Czasem wyobrażam sobie, że Paweł zaraz wejdzie, uśmiechnie się do mnie i zapyta, jak minął mi dzień. Ale to tylko złudzenie. Zamiast tego dostaję krótkie smsy: „Nie mogę dziś wrócić”, „Mama źle się czuje”, „Może jutro”.
Próbowałam być wyrozumiała. Jeździłam do pani Wandy z obiadem, pomagałam sprzątać, robiłam zakupy. Ale ona patrzyła na mnie z niechęcią, jakbym była intruzem w jej świecie. — Pawełku, nie zostawiaj mnie samej — powtarzała przy każdej okazji, ściskając go za rękę tak mocno, że aż bielały jej palce.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do nich bez zapowiedzi. Otworzyła mi pani Wanda. — A czego ty tu szukasz? — zapytała lodowatym tonem.
— Chciałam zobaczyć Pawła — odpowiedziałam spokojnie.
— On jest zajęty. Odpoczywa po ciężkim dniu — rzuciła i zamknęła drzwi niemal przed moim nosem.
Stałam na klatce schodowej, czując się jak nieproszony gość w życiu własnego męża. Wróciłam do domu i rozpłakałam się jak dziecko.
Wieczorem zadzwonił Paweł. — Po co tam przyjeżdżałaś? Mama źle się poczuła po twojej wizycie. Nie możesz zrozumieć, że ona naprawdę jest chora?
— A ty możesz zrozumieć, że ja też cierpię? Że czuję się samotna? — wyrzuciłam z siebie wreszcie całą gorycz.
— Ty zawsze musisz robić z siebie ofiarę — odpowiedział zimno i rozłączył się.
Zaczęłam mieć wrażenie, że jestem niewidzialna. Że moje uczucia nic nie znaczą. Znajomi pytali: — Co u was? Kiedy Paweł wraca? — Uśmiechałam się sztucznie i odpowiadałam wymijająco: — Jeszcze trochę musi pomóc mamie.
Ale ile można żyć w zawieszeniu? Ile można czekać na kogoś, kto coraz bardziej oddala się z każdym dniem?
Moja mama mówiła: — Musisz postawić sprawę jasno. Albo rodzina, którą tworzycie razem, albo jego matka. Ale czy naprawdę mogę stawiać Pawła przed takim wyborem?
Czasem budzę się w środku nocy i myślę o tym wszystkim od nowa. Przypominam sobie nasze wspólne chwile: wakacje nad morzem, śmiech przy kolacji, plany na przyszłość. Gdzie to wszystko się podziało?
Ostatnio Paweł coraz częściej zarzuca mi brak empatii. — Gdybyś była bardziej wrażliwa, zrozumiałabyś moją sytuację — mówi przez telefon.
A ja pytam siebie: czy to ja jestem niewrażliwa? Czy może on nie chce zobaczyć mojej samotności?
W pracy coraz trudniej mi się skupić. Koleżanki zauważają moją smutną minę. — Może powinnaś wyjechać na kilka dni? Oderwać się od tego wszystkiego? — radzi Ania z działu kadr.
Ale jak mam wyjechać, skoro moje życie utknęło w martwym punkcie?
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i pojechałam do Pawła jeszcze raz. Tym razem otworzył mi sam.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — O czym tu rozmawiać? Przecież widzisz, jaka jest sytuacja.
— Widzę tylko to, że coraz bardziej się od siebie oddalamy. Że twoja mama stała się dla ciebie ważniejsza niż nasz związek.
— To nieprawda! Po prostu ona mnie potrzebuje!
— A ja? Ja już cię nie potrzebuję? — zapytałam cicho.
Paweł spuścił wzrok. Przez chwilę milczeliśmy oboje.
— Nie wiem, co mam zrobić — powiedział w końcu bezradnie.
Wyszłam stamtąd z ciężkim sercem. Zrozumiałam, że być może nigdy nie odzyskam tego, co straciłam.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jestem niewrażliwa? Czy może to on nie chce zobaczyć mojej samotności i bólu? Ile jeszcze można czekać na kogoś, kto już dawno odszedł emocjonalnie?
Czy ktoś z was też musiał wybierać między miłością a lojalnością wobec rodziny? Jak poradzić sobie z poczuciem odrzucenia i samotności?