Teściowa kupiła nam dom, a mój mąż zabronił jej wstępu. Czy naprawdę jestem między młotem a kowadłem?
– Nie chcę jej tu widzieć! – głos Pawła odbija się echem po pustym jeszcze salonie. Stoję na środku pokoju, trzymając na rękach naszego synka, który właśnie zasnął. W powietrzu wisi zapach świeżej farby i nowości, ale zamiast radości czuję tylko ciężar.
– Paweł, to moja mama. Kupiła nam ten dom… – próbuję mówić cicho, żeby nie obudzić Antosia, ale w moim głosie słychać rozpacz.
– Kupiła SOBIE dom! – przerywa mi ostro. – Teraz będzie tu przychodzić, rządzić się i wtrącać w nasze życie. Nie po to się wyprowadzałem od rodziców, żeby teraz mieć drugą matkę pod nosem!
Patrzę na niego i nie poznaję człowieka, którego pokochałam. Jeszcze kilka miesięcy temu śmialiśmy się z Pawłem, że będziemy mieć własny kąt. Wtedy nie mieliśmy pieniędzy na kredyt, a ja byłam już w ciąży. Mama przyszła z pomocą – sprzedała swoje mieszkanie w bloku na Pradze i kupiła nam dom pod Warszawą. Powtarzała: „Chcę, żebyście mieli lepiej niż ja”.
Pamiętam dzień przeprowadzki. Mama przyjechała z ciastem i nowymi ręcznikami. Pomagała rozpakowywać kartony, śmiała się z Antosiem, tuliła mnie, gdy byłam zmęczona. Paweł był wtedy uprzejmy, ale chłodny. Myślałam, że to stres.
Z czasem zaczęło się robić coraz dziwniej. Paweł zamykał drzwi na klucz, kiedy mama przychodziła bez zapowiedzi. Przestał odbierać od niej telefony. W końcu powiedział mi wprost: „Nie chcę jej tu widzieć”.
– Ale ona tylko chce pomóc… – szepczę bezradnie.
– Pomóc? A może kontrolować? – Paweł patrzy na mnie z wyrzutem. – Zawsze byłaś jej córeczką. Teraz jesteś moją żoną. Chcę mieć dom bez jej obecności.
Czuję się jak dziecko rozdzierane między dwiema stronami. Mama dzwoni codziennie: „Jak się czujesz? Może przyjechać z obiadem?” Czasem płacze do słuchawki: „Nie wiedziałam, że jestem tu niemile widziana”.
Zaczynam kłamać. Mówię mamie, że mamy dużo pracy, że Antoś chory, że nie możemy się spotkać. Paweł jest zadowolony, ale ja czuję się podle.
Pewnego dnia mama przyjeżdża bez zapowiedzi. Stoi pod drzwiami z torbą pełną zakupów i uśmiechem na twarzy. Paweł otwiera drzwi i mówi zimno:
– Proszę nie przychodzić bez zaproszenia.
Mama blednie. Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
– Emilko…?
Nie wiem co powiedzieć. Chciałabym ją przytulić, przeprosić za Pawła, za siebie, za cały świat. Ale stoję jak sparaliżowana.
– Przepraszam, mamo… – szepczę w końcu.
Mama odwraca się powoli i odchodzi. Zostawia torbę na wycieraczce.
Tego wieczoru płaczę długo w łazience. Paweł mówi: „Nie przesadzaj. Musimy mieć swoje granice”.
Ale czy granice muszą boleć aż tak bardzo?
Zaczynam zauważać inne rzeczy. Paweł coraz częściej mówi o „naszym” domu, choć to mama wpłaciła całą sumę. Gdy pytam go o wdzięczność, odpowiada: „Nie prosiłem o ten dom”.
Czuję się jak intruz we własnym życiu. Z jednej strony matka – zawsze obecna, kochająca, gotowa oddać wszystko dla mnie i Antosia. Z drugiej strony mąż – dumny, zamknięty w sobie, przekonany o własnej racji.
Próbuję rozmawiać z Pawłem:
– Może spróbujemy ustalić jakieś zasady? Mama mogłaby przychodzić raz w tygodniu…
– Nie chcę jej tu widzieć wcale! – ucina krótko.
W nocy nie mogę spać. Słyszę płacz Antosia i myślę o tym, jak bardzo chciałabym zadzwonić do mamy po radę. Ale wiem, że nie mogę.
Kilka dni później spotykam mamę na spacerze w parku. Wygląda na zmęczoną i smutną.
– Emilko… czy ja naprawdę zrobiłam coś złego? – pyta cicho.
– Nie, mamo… To nie twoja wina… – łzy same płyną mi po policzkach.
Mama ściska moją dłoń.
– Kocham cię i zawsze będę blisko, nawet jeśli nie mogę być obok.
Wracam do domu z ciężkim sercem. Paweł pyta:
– Gdzie byłaś tak długo?
– Na spacerze z Antosiem – odpowiadam wymijająco.
Czuję się coraz bardziej osamotniona. Każdego dnia muszę wybierać: lojalność wobec męża czy wobec matki? Czy naprawdę tak wygląda dorosłość?
Czasami patrzę na Antosia i zastanawiam się: co zrobiłabym na miejscu mojej mamy? Czy potrafiłabym oddać wszystko dla dziecka i zostać odrzucona? Czy można być szczęśliwym w domu zbudowanym na czyimś bólu?
Może powinnam postawić granice Pawłowi? A może to ja powinnam odejść? Czy naprawdę muszę wybierać między miłością do matki a lojalnością wobec męża?
Czy ktoś z was był kiedyś rozdarty tak jak ja? Co byście zrobili na moim miejscu?