Nie taka ona matka: Refleksje o życiu byłej synowej po rozwodzie

— To nie jest prawdziwa matka — powiedziałam głośniej, niż zamierzałam, patrząc przez kuchenne okno na plac zabaw, gdzie Kinga po raz kolejny zostawiła małego Antosia pod opieką sąsiadki. W mojej głowie kłębiły się myśli, których nie potrafiłam już dłużej tłumić. Syn zostawił Kingę z dzieckiem, tak, nie zaprzeczam. Ale czy to znaczy, że ona może teraz żyć tak, jakby była wolna od wszelkiej odpowiedzialności?

Pamiętam dzień, w którym Michał oznajmił mi, że się rozwodzą. Był styczeń, śnieg skrzypiał pod butami, a ja czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. — Mamo, nie dajemy już rady. Kinga się zmieniła. Nie chce być żoną ani matką — powiedział wtedy, unikając mojego wzroku. Nie wierzyłam mu. Przecież Kinga była zawsze taka czuła dla Antosia, dbała o dom, gotowała ulubione pierogi Michała. Co się stało?

Po rozwodzie próbowałam trzymać się na uboczu. Nie chciałam być tą wścibską teściową, która wtrąca się w życie młodych. Ale kiedy zaczęły do mnie docierać plotki — że Kinga coraz częściej wychodzi wieczorami, że widziano ją w klubie z jakimś mężczyzną, że Antoś zostaje u sąsiadki do późna — nie mogłam już milczeć.

— Kinga, czy ty naprawdę myślisz o Antosiu? — zapytałam ją pewnego popołudnia, kiedy przyszła odebrać rzeczy Michała. — On potrzebuje matki, a nie opiekunki na godziny.

Spojrzała na mnie z takim bólem w oczach, że przez chwilę poczułam ukłucie winy. — Pani Barbaro, ja też jestem tylko człowiekiem. Potrzebuję chwili dla siebie. Michał odszedł i zostawił mnie samą ze wszystkim.

— Ale to nie powód, żeby zaniedbywać dziecko! — przerwałam jej ostro.

— Nie zaniedbuję go! — krzyknęła nagle. — Kocham Antosia najbardziej na świecie! Ale czasem mam wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie rzeczy niemożliwych. Że mam być zawsze silna i uśmiechnięta. A ja już nie daję rady.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W mojej głowie wciąż brzmiały słowa: „To nie jest prawdziwa matka”. Ale czy miałam prawo tak ją oceniać?

Zaczęłam obserwować Kingę jeszcze uważniej. Kiedy przychodziła po Antosia do przedszkola, wyglądała na zmęczoną i przygaszoną. Czasem miała podkrążone oczy, czasem zapominała o drobiazgach — raz nie przyniosła mu czapki, innym razem zapomniała o wywiadówce. Sąsiadki szeptały za jej plecami: „Widzisz ją? Znowu wraca późno…”.

Któregoś dnia spotkałam ją na klatce schodowej. Stała oparta o ścianę i płakała cicho.

— Kinga… co się dzieje? — zapytałam ostrożnie.

— Pani Barbaro… ja już nie wiem, jak żyć — wyszeptała. — Próbuję być dobrą matką, ale wszystko mi się wali. Michał nie płaci alimentów na czas, w pracy grożą mi zwolnieniem, a Antoś coraz częściej pyta o tatę… A ja nie mam nikogo do pomocy.

Poczułam nagle falę współczucia. Przypomniałam sobie własne początki z Michałem — samotność po śmierci męża, wieczne zmęczenie i strach o przyszłość. Może za bardzo ją oceniam? Może za szybko wyciągam wnioski?

Ale potem znów widziałam ją wychodzącą wieczorem z domu w krótkiej sukience i czułam gniew. Jak ona może tak żyć? Przecież jest matką!

Wkrótce doszło do poważnej kłótni między mną a Kingą. Przyszła po Antosia późnym wieczorem, a ja nie wytrzymałam.

— Gdzie byłaś?! Dziecko czekało na ciebie cały dzień! Czy ty w ogóle myślisz o nim?

— Byłam na rozmowie o pracę! — wybuchła. — Chciałam znaleźć coś lepszego dla nas! Ale pani nigdy mnie nie zrozumie!

— Bo ty nie rozumiesz, co to znaczy być matką! — krzyknęłam bez zastanowienia.

Kinga spojrzała na mnie z takim żalem i rozpaczą, że aż cofnęłam się o krok.

— Może pani ma rację… Może nie jestem taką matką, jakiej pani by chciała. Ale robię wszystko, co mogę! — powiedziała drżącym głosem i zabrała Antosia.

Przez całą noc nie mogłam spać. W głowie miałam jej słowa i własne oskarżenia. Czy naprawdę wiem, jak wygląda jej życie? Czy pamiętam jeszcze, jak trudno być samotną matką?

Następnego dnia poszłam do Kingi z przeprosinami. Zastałam ją siedzącą przy stole z głową w dłoniach.

— Przepraszam cię… Może za dużo wymagam. Po prostu boję się o Antosia… i o ciebie też.

Kinga spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

— Ja też się boję… Ale muszę jakoś żyć dalej.

Od tamtej pory staram się pomagać jej bardziej niż oceniać. Odbieram Antosia z przedszkola, gotuję im obiady, czasem po prostu słucham Kingi bez krytyki.

Ale wciąż zadaję sobie pytanie: czy można być dobrą matką i jednocześnie próbować żyć własnym życiem? Czy nasze oczekiwania wobec kobiet nie są czasem zbyt wygórowane?

Może każda z nas jest inna matką — i to też jest w porządku? Co wy o tym myślicie?