Między obowiązkiem a własnym życiem: Historia Marty
– Marta, znowu nie umyłaś okien w kuchni! – głos mamy rozbrzmiał w słuchawce z taką siłą, że aż odsunęłam telefon od ucha. Stałam w przedpokoju, z kurtką w ręku, gotowa wyjść z domu, kiedy usłyszałam te słowa. Moja trzyletnia córeczka Lena ciągnęła mnie za rękaw, prosząc, żebym została i pobawiła się z nią w sklep. Syn, starszy o dwa lata, już czekał przy drzwiach, niecierpliwie tupiąc nogą. A ja? Ja czułam się, jakbym miała zaraz eksplodować.
– Mamo, przecież byłam u ciebie wczoraj! Zrobiłam pranie, odkurzyłam cały salon i wyniosłam śmieci – próbowałam tłumaczyć, ale ona jak zwykle nie słuchała.
– Ale okna! Nie widzisz, jakie są brudne? Co sąsiedzi pomyślą? – jej głos był coraz bardziej roztrzęsiony.
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Tak robię zawsze, kiedy czuję, że zaraz się rozpadnę. Od pięciu lat jestem zamężna. Z Michałem mamy dwoje dzieci. Lena jeszcze nie chodzi do przedszkola – każda próba kończy się tygodniami choroby i zwolnieniami lekarskimi. Michał pracuje po dwanaście godzin dziennie, żebyśmy mogli spłacać kredyt za mieszkanie na obrzeżach Warszawy. Ja zostałam w domu z dziećmi, bo ktoś musiał. Ale to nie wszystko.
Moja mama mieszka sama w starej kamienicy na Pradze. Ojciec odszedł dawno temu, kiedy byłam jeszcze nastolatką. Od tamtej pory to ja byłam jej „wszystkim” – córką, powierniczką, pomocą domową. Kiedy urodziły się moje dzieci, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że mama zrozumie, że teraz ja mam własną rodzinę i obowiązki. Ale ona tylko częściej dzwoniła, częściej narzekała i coraz więcej ode mnie wymagała.
– Marta, nie możesz tak zostawić matki samej! – powtarzała mi ciotka Basia na rodzinnych spotkaniach. – Pamiętaj, ile dla ciebie zrobiła!
Ale czy naprawdę zrobiła to wszystko dla mnie? Czy raczej dla siebie? Czasem mam wrażenie, że jestem jej ostatnią szansą na to, by nie czuć się samotną i niepotrzebną.
Dziś znowu pojechałam do niej po południu. Lena marudziła całą drogę, a syn zasnął w foteliku samochodowym. Mama już czekała na progu z listą rzeczy do zrobienia: umyć okna, przetrzeć podłogi, zrobić zakupy na bazarze. Przez dwie godziny biegałam po mieszkaniu jak szalona. W międzyczasie Lena przewróciła się i rozbiła kolano – płakała tak głośno, że sąsiadka przyszła zapytać, co się dzieje.
– Dziecko jest rozpuszczone – mruknęła mama pod nosem. – Ty też taka byłaś.
Zacisnęłam zęby. Nie chciałam się kłócić. Wróciłam do domu wykończona. Michał spojrzał na mnie z troską:
– Znowu byłaś u mamy? Marta, ile jeszcze dasz radę?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież to moja matka. Ale czy naprawdę muszę poświęcać jej każdą wolną chwilę? Kiedy ostatni raz miałam czas tylko dla siebie? Nawet wieczorem nie mogę odpocząć – dzieci zasypiają późno, a ja padam na łóżko bez sił.
Kilka dni temu Lena dostała wysokiej gorączki. Musiałam zostać z nią w domu przez tydzień. Mama dzwoniła codziennie:
– Kiedy przyjedziesz? Tu jest taki bałagan! Nie mogę patrzeć na te kurze!
Tłumaczyłam jej, że Lena jest chora i nie mogę wyjść z domu. Ale ona tylko wzdychała ciężko:
– No tak… Teraz już nie jestem najważniejsza.
Poczułam się winna. Zawsze czuję się winna. Nawet kiedy wiem, że robię wszystko, co mogę.
Wczoraj wieczorem Michał powiedział mi coś ważnego:
– Marta, musisz postawić granice. Twoja mama nigdy nie będzie zadowolona. A my? My też cię potrzebujemy.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Wiedziałam, że ma rację. Ale jak powiedzieć „nie” własnej matce?
Dziś rano zadzwoniła do mnie sąsiadka mamy:
– Pani Marto, pani mama chyba się przewróciła na schodach. Pogotowie już jedzie.
Serce mi stanęło. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do samochodu. Dzieci zostawiłam pod opieką sąsiadki. W szpitalu lekarz powiedział mi, że mama złamała nogę i przez kilka tygodni będzie potrzebowała pomocy przy wszystkim.
Siedziałam przy jej łóżku i patrzyłam na nią – taką bezradną i zagubioną jak dziecko.
– Marta… przepraszam – wyszeptała nagle. – Wiem, że za dużo od ciebie wymagam… Ale tak bardzo boję się być sama.
Łzy napłynęły mi do oczu. Po raz pierwszy od lat poczułam współczucie zamiast złości.
Wróciłam do domu późno w nocy. Michał czekał na mnie w kuchni.
– I co teraz? – zapytał cicho.
Nie wiem… Naprawdę nie wiem. Czy można być dobrą córką i dobrą matką jednocześnie? Czy zawsze trzeba wybierać?
Czasem myślę: ile jeszcze wytrzymam? Czy ktoś kiedyś pomyśli o mnie?