Trudny wybór: Powrót do przeszłości
– Chcesz – leć – powiedział Oskar, stawiając filiżankę w zlewie. Głos miał spokojny, niemal obojętny. – Tylko nie licz na moje wsparcie. Ani moralne, ani fizyczne.
Stałam oparta o framugę drzwi, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Czułam, jak moje serce wali mi w piersi, jakby chciało wyrwać się na wolność. Przez chwilę miałam ochotę rzucić w niego czymś ciężkim, ale tylko zacisnęłam mocniej palce na ramionach.
– Nie liczę – odpowiedziałam cicho, nie patrząc na niego. W oknie odbijała się moja twarz – blada, z podkrążonymi oczami. Wyglądałam jak ktoś, kto od dawna nie spał spokojnie.
Oskar odwrócił się do mnie plecami i zaczął wycierać blat kuchenny. Zawsze tak robił, kiedy nie chciał rozmawiać. Kiedy coś go bolało, udawał, że to tylko kurz do starcia.
– Potem nie mów, że szkoda było jechać – rzucił przez ramię.
– Może powiem, a może nie – odparłam, próbując ukryć drżenie głosu.
Wiedziałam, że ta rozmowa była nieunikniona. Od tygodni wisiała nad nami jak ciężka chmura. Wszystko zaczęło się od telefonu od mamy. „Tata jest w szpitalu. Nie wiem, co robić. Przyjedź, proszę.” Słowa wbijały się we mnie jak szpilki. Przez lata uciekałam z rodzinnego miasteczka pod Poznaniem do Warszawy, budując tu swoje życie z Oskarem. Ale teraz przeszłość upomniała się o mnie z całą mocą.
Oskar nigdy nie rozumiał mojej rodziny. Dla niego byliśmy jakąś dziwną zbieraniną ludzi, którzy nie potrafią mówić o uczuciach inaczej niż przez kłótnie i milczenie. On sam wychował się w domu, gdzie wszystko było jasne: jeśli coś cię boli, mówisz o tym; jeśli kochasz – okazujesz to codziennie. U nas było inaczej. U nas miłość była cicha i schowana za codziennością.
– Weronika, ile jeszcze razy będziesz wracać do tego piekła? – zapytał kiedyś Oskar podczas jednej z naszych kłótni.
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Może dlatego, że sama nie wiedziałam.
Teraz jednak musiałam podjąć decyzję. Tata był chory. Mama sama nie dawała sobie rady. Mój brat Adam mieszkał za granicą i nawet nie odbierał telefonów. Zostałam tylko ja.
W nocy leżałam obok Oskara i słuchałam jego spokojnego oddechu. W ciemności wszystko wydawało się prostsze – wystarczyło spakować walizkę i pojechać. Ale rano znów wracały wątpliwości.
– Nie rozumiesz – powiedziałam któregoś dnia Oskarowi. – To nie jest kwestia wyboru między tobą a nimi. To kwestia tego, kim jestem.
– A kim jesteś? – zapytał cicho.
Nie umiałam odpowiedzieć.
W końcu podjęłam decyzję. Kupiłam bilet na pociąg do Poznania na sobotni poranek. Spakowałam walizkę w milczeniu. Oskar patrzył na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze mnie ranił bardziej niż krzyk.
– Nie musisz wracać – powiedział nagle, kiedy zamykałam walizkę.
– Muszę – odpowiedziałam i poczułam łzy pod powiekami.
Na dworcu czułam się jak dziecko wysyłane na kolonie bez zgody rodziców. Pociąg był pełen ludzi takich jak ja – uciekających albo wracających do czegoś, co zostawili za sobą.
W domu rodzinnym wszystko pachniało tak samo jak kiedyś: kawą mamy, starymi książkami taty i kurzem na półkach. Mama przywitała mnie łzami i uściskiem tak mocnym, że aż zabolało.
– Dobrze, że jesteś – wyszeptała.
Tata leżał w łóżku, słaby i blady jak papier. Uśmiechnął się do mnie lekko.
– Wróciłaś – powiedział cicho.
Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu między dwoma światami. Pomagałam mamie w domu, jeździłam z tatą do lekarza, gotowałam obiady i próbowałam nie myśleć o Oskarze. Ale każda noc była walką z samotnością i tęsknotą za tym życiem, które zostawiłam w Warszawie.
Pewnego wieczoru zadzwonił Oskar.
– Jak tam? – zapytał bez emocji.
– Jakoś… – odpowiedziałam wymijająco.
– Wiesz, że nie będę czekał wiecznie – powiedział po chwili ciszy.
Zamilkłam. Wiedziałam to od początku.
Po tygodniu tata poczuł się trochę lepiej. Mama zaczęła mówić o tym, żebym wracała do siebie, żebym nie marnowała życia na opiekę nad nimi.
– Masz swoje życie, Weronika – powiedziała pewnego ranka przy śniadaniu. – My sobie poradzimy.
Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Oni sobie nie poradzą beze mnie tak samo, jak ja nie poradzę sobie bez nich… ani bez Oskara.
Wieczorem długo patrzyłam przez okno na ciemniejące ulice mojego dzieciństwa. Próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego tak bardzo chciałam stąd uciec i dlaczego teraz tak bardzo boję się wrócić do Warszawy.
Oskar napisał mi SMS-a: „Zdecyduj się w końcu”.
Zacisnęłam powieki i poczułam łzy na policzkach. Czy można być szczęśliwym tylko połowicznie? Czy można kochać dwa miejsca naraz?
Następnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam na dworzec. Wsiadłam do pociągu do Warszawy z sercem ciężkim jak kamień.
Kiedy otworzyłam drzwi naszego mieszkania, Oskar siedział przy stole z kubkiem kawy. Spojrzał na mnie bez słowa.
– Wróciłam – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedział od razu. W jego oczach widziałam zmęczenie i ulgę jednocześnie.
Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę milczeliśmy oboje.
– I co teraz? – zapytał w końcu.
Spojrzałam na swoje dłonie splecione nerwowo na stole.
– Nie wiem… Ale chyba już nigdy nie będę taka sama – wyszeptałam.
Czy można naprawdę wrócić do siebie po takim rozdarciu? Czy każda decyzja musi oznaczać stratę? Może czasem trzeba po prostu nauczyć się żyć z pustką…