Zdrada, która rozdarła moje życie: Historia Magdaleny i Pawła

Drzwi trzasnęły z hukiem, a ja przez chwilę stałam w korytarzu, ściskając w dłoni klucz do mieszkania, które miało być spełnieniem naszych marzeń. W powietrzu unosił się jeszcze zapach świeżo malowanych ścian i nowości, ale w mojej głowie już rozbrzmiewały słowa, których nie da się cofnąć.

– Magda, nie przesadzaj! – krzyknął Paweł zza zamkniętych drzwi sypialni. – To tylko twoja wyobraźnia!

Ale ja już wiedziałam. Widziałam ich razem. Słyszałam szepty, widziałam spojrzenia. Wszystko zaczęło się kilka tygodni po przeprowadzce do nowego bloku na warszawskim Bemowie. Mieliśmy być szczęśliwi – ja, Paweł i nasza córeczka Zosia. Mieszkanie kupiliśmy na kredyt, rodzice pomagali nam przy remoncie, a ja czułam się jak bohaterka własnej bajki. Do czasu.

Pierwsze sygnały były subtelne. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy w warsztacie samochodowym. Tłumaczył się nadgodzinami, zleceniami, szefem, który nie zna litości. Ale kiedy pewnego wieczoru zobaczyłam na jego telefonie wiadomość od „Agnieszki z księgowości”, serce mi zamarło.

– Kto to jest? – zapytałam, pokazując mu ekran.
– Koleżanka z pracy, przecież mówiłem – odpowiedział z irytacją.
– Dlaczego pisze ci o tym, że tęskni za twoim uśmiechem?
– Bo żartujemy sobie czasem. Przesadzasz.

Nie spałam całą noc. Następnego dnia zadzwoniłam do mojej mamy.

– Madziu, nie rób scen – powiedziała spokojnie. – Mężczyźni czasem żartują, nie od razu zdradzają.

Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Zaczęłam obserwować Pawła uważniej. Zosia coraz częściej pytała:

– Mamusiu, kiedy tata wróci?

Nie umiałam jej odpowiedzieć. Sama nie wiedziałam, czy wróci dziś, jutro czy w ogóle.

Wszystko pękło podczas rodzinnej kolacji. Zaprosiłam rodziców Pawła na niedzielny obiad. Chciałam pokazać im nasze nowe mieszkanie, pochwalić się kuchnią, którą sama urządzałam. Teściowa już od progu kręciła nosem:

– Trochę ciasno tu macie… A te kafelki takie zimne.

Starałam się nie zwracać uwagi na jej uwagi. Ale kiedy Paweł wyszedł do sklepu po lody dla Zosi, teść nachylił się do mnie i szepnął:

– Lepiej pilnuj męża. Agnieszka to niezła sztuka.

Zamarłam.

– O czym pan mówi?
– Ojciec Pawła wzruszył ramionami. – Wszyscy w warsztacie wiedzą. Ona już niejednego rozkochała.

Kiedy Paweł wrócił, spojrzałam mu prosto w oczy.

– Masz romans z Agnieszką?

Zbladł. Przez chwilę milczał, a potem wybuchł:

– Zwariowałaś?! Przestań mnie oskarżać!

Teściowa natychmiast stanęła po jego stronie:

– Magdo, nie rób scen przy dziecku! Zosia patrzy!

Zosia zaczęła płakać. Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Siedziałam na zimnych kafelkach i słuchałam kłótni za drzwiami.

Następne dni były jak koszmar na jawie. Paweł spał na kanapie w salonie, ja z Zosią w sypialni. W pracy nie mogłam się skupić – jestem nauczycielką w podstawówce i dzieci wyczuwały mój niepokój.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie siostra:

– Magda, widziałam Pawła z jakąś kobietą pod galerią na Górczewskiej. Trzymali się za ręce.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

Zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z Pawłem szczerze.

– Powiedz mi prawdę. Kochasz ją?

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Nie wiem… Wszystko mi się pomieszało. Ty ciągle masz pretensje, twoja matka mnie nie znosi… Agnieszka mnie rozumie.

Zrobiło mi się niedobrze.

– A ja? Ja cię nie rozumiem? Przecież wszystko robię dla naszej rodziny!
– Ty chcesz mieć wszystko pod kontrolą! Nawet to mieszkanie jest bardziej twoje niż moje!

Wybuchłam płaczem.

Następnego dnia Paweł spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Zosia tuliła się do mnie i pytała:

– Mamusiu, tata wróci?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Rodzina Pawła przestała się odzywać. Moja matka przyjeżdżała codziennie z zakupami i radami:

– Musisz być silna dla dziecka! Nie możesz się rozkleić!

Ale ja byłam wrakiem człowieka. W pracy ledwo dawałam sobie radę. Dzieciaki pytały:

– Proszę pani, dlaczego pani jest smutna?

Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Czułam się jak intruz we własnym domu. Każdy kąt przypominał mi o Pawle – jego kubek na stole, koszula w szafie, zdjęcia z wakacji nad morzem.

Po dwóch tygodniach Paweł zadzwonił:

– Magda… Mogę przyjść porozmawiać?
– O czym tu rozmawiać? – zapytałam chłodno.
– O nas… O Zosi…

Przyszedł wieczorem. Był blady i zmęczony.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie wiem, co robić. Agnieszka chce ze mną być, ale ja tęsknię za domem… Za tobą… Za Zosią…

Patrzyłam na niego długo.

– Paweł… Zniszczyłeś wszystko. Jak mam ci zaufać?
– Daj mi szansę…
– Nie wiem, czy potrafię…

Zosia wybiegła z pokoju i rzuciła mu się na szyję:

– Tatusiu!

Serce mi pękło po raz kolejny.

Minęły miesiące. Paweł próbował wrócić do domu, ale ja nie umiałam już być tą samą Magdą co kiedyś. Każdy jego gest wydawał mi się podejrzany. Każda wiadomość w telefonie budziła we mnie lęk.

Rodzina podzieliła się na dwa obozy: moja matka namawiała mnie do rozwodu, teściowa dzwoniła z pretensjami:

– Przez ciebie mój syn jest nieszczęśliwy! Powinnaś była bardziej o niego dbać!

A ja? Ja próbowałam żyć dalej – dla Zosi, dla siebie. Ale czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy lepiej być samotną i wolną od kłamstw, czy próbować wybaczyć i żyć dalej razem? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? Co wy byście zrobili na moim miejscu?