Wszystko, co moje, zostało mi odebrane – historia o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się w ten zimny, listopadowy wieczór, kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam moją matkę, Danutę, siedzącą przy kuchennym stole z twarzą ukrytą w dłoniach. W powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. – Mamo? – zapytałam niepewnie, zdejmując przemoknięte buty. Nie odpowiedziała. Dopiero po chwili podniosła głowę i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.
– Kinga… Twój ojciec… On… – głos jej się załamał. – On odszedł. Do tej… do tej kobiety z pracy.
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Ojciec, Andrzej, zawsze był dla mnie ostoją. Zawsze powtarzał: „Wszystko, co jest twoje, zostanie twoim”. A teraz zostawił nas z długami i pustką.
Przez kolejne tygodnie dom był jak grób. Matka chodziła jak cień, a ja próbowałam utrzymać się na powierzchni – studia dzienne na polonistyce w Krakowie, praca w kawiarni na pół etatu i opieka nad młodszym bratem, Bartkiem. Każdy dzień był walką.
Pewnego wieczoru Bartek wszedł do mojego pokoju bez pukania.
– Kinga, a tata wróci?
– Nie wiem, Bartuś – odpowiedziałam cicho. – Ale masz mnie. I mamę.
– Ale on obiecał, że pojedziemy razem nad morze…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przytuliłam go mocno i obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę mu poczuć się tak opuszczonym jak ja.
Z czasem matka zaczęła się podnosić. Znalazła pracę w sklepie spożywczym, a ja coraz częściej zostawałam z Bartkiem sama. Wtedy pojawiła się ciotka Helena – siostra ojca. Przyjechała z Warszawy niby z troski o nas, ale od początku czułam jej chłód.
– Danusiu, musisz być twarda – mówiła matce przy herbacie. – Andrzej to Andrzej, zawsze był słaby na kobiety. Ale dom trzeba utrzymać. Może sprzedacie działkę po babci?
Matka spojrzała na mnie z przerażeniem.
– To nasza ziemia! – wykrzyknęłam. – Babcia mówiła, że to dla nas na czarną godzinę!
– Kinga, nie podnoś głosu przy starszych – syknęła ciotka Helena. – Ty jeszcze nic nie rozumiesz.
Od tej pory atmosfera w domu była jeszcze gorsza. Matka zaczęła rozważać sprzedaż działki pod naciskiem Heleny i innych krewnych. Ja byłam przeciwna – to była jedyna rzecz, która została nam po babci Marii.
W międzyczasie poznałam Pawła – chłopaka z sąsiedztwa. Był cichy, zamknięty w sobie, ale miał dobre serce. Spotykaliśmy się po kryjomu, bo matka nie chciała słyszeć o żadnych „miłostkach” w tak trudnym czasie.
– Kinga, nie czas na zakochanie! – krzyczała pewnego dnia. – Musisz myśleć o rodzinie!
– Mamo, ja też mam prawo do szczęścia! – odpowiedziałam ze łzami w oczach.
– Szczęście? Szczęście to mieć dach nad głową i chleb na stole!
Z Pawłem dawałam sobie radę tylko dzięki jego wsparciu. To on pierwszy zauważył, że coś jest nie tak z dokumentami od działki.
– Kinga, widziałem twoją ciotkę Helenę u notariusza w mieście…
– Co? Po co tam była?
– Nie wiem… Ale lepiej sprawdźcie papiery.
Zaczęłam szukać i odkryłam coś strasznego: matka podpisała pełnomocnictwo dla ciotki Heleny bez czytania dokumentów. Działka została przepisana na Helenę!
Wybuchła awantura stulecia.
– Jak mogłaś?! – krzyczałam na matkę.
– Myślałam, że mi pomoże! – płakała matka.
– Ona nas okradła!
Ciotka Helena nie miała skrupułów.
– To była moja matka! Mam takie samo prawo do tej ziemi jak wy! – rzuciła przez telefon.
– Ale babcia zapisała ją nam! – broniłam się rozpaczliwie.
– Dokumenty są podpisane. Nic nie zrobicie.
Przez kilka miesięcy walczyłyśmy z matką o odzyskanie działki. Prawnik powiedział jasno: szanse są nikłe. W tym czasie Bartek zaczął mieć problemy w szkole – bił się z kolegami, zamykał w sobie. Matka popadła w depresję.
Pewnej nocy usłyszałam szloch Bartka przez ścianę.
– Kinga… ja już nie chcę tu mieszkać…
Przysiadłam na jego łóżku i pogłaskałam go po głowie.
– Wiem… Ale musimy być razem. Tylko razem damy radę.
Wtedy postanowiłam działać sama. Znalazłam pracę w restauracji jako kelnerka i zaczęłam odkładać pieniądze na wynajem mieszkania dla nas trojga. Paweł pomagał mi jak mógł – czasem przynosił jedzenie z pracy albo pożyczał samochód swojego ojca.
W końcu nadszedł dzień przeprowadzki. Matka była blada jak ściana.
– Kinga… ja nie dam rady bez tego domu…
– Mamo, dom to nie ściany. Dom to my.
Zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Było ciasno i skromnie, ale po raz pierwszy od dawna poczułam spokój. Bartek zaczął się uśmiechać częściej, matka powoli wracała do siebie.
Ale los nie przestawał mnie doświadczać. Paweł nagle zerwał ze mną kontakt bez słowa wyjaśnienia. Próbowałam się z nim skontaktować – bez skutku. Dopiero po miesiącu dowiedziałam się od wspólnej znajomej:
– Paweł wyjechał do Niemiec za pracą. Podobno jego ojciec zachorował i musiał przejąć rodzinny warsztat.
Czułam się zdradzona przez wszystkich: ojca, ciotkę Helenę, Pawła… Nawet matka była mi obca przez swoje błędy.
Minęły dwa lata. Skończyłam studia z wyróżnieniem i dostałam pracę w bibliotece miejskiej. Bartek zdał maturę i dostał się na politechnikę. Matka zaczęła prowadzić własny mały sklepik spożywczy na osiedlu.
Pewnego dnia dostałam list polecony od notariusza: ciotka Helena zmarła nagle na zawał serca i… przepisała działkę z powrotem na mnie i Bartka.
Nie wiedziałam, co czuję: ulgę? Złość? Smutek? Przebaczenie?
Pojechałam na wieś zobaczyć tę ziemię po raz pierwszy od lat. Stałam pośród wysokich traw i poczułam łzy spływające po policzkach.
Czy naprawdę wszystko, co jest nasze, zostaje naszym? Czy może życie zabiera nam wszystko po to, byśmy nauczyli się doceniać to, czego nie da się kupić ani odziedziczyć?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Czy rodzina to tylko krew i nazwisko?