Czerwone światło pod blokiem – historia o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Był listopadowy wieczór, a ja, Marta Kulesza, stałam w kuchni naszego trzypokojowego mieszkania na warszawskim Bródnie, krojąc cebulę do zupy. Z radia sączyła się cicho stara piosenka Anny Jantar, a za oknem padał deszcz. Nagle usłyszałam głos mojej córki, Julki, przerywany łkaniem:
– Mamo! Tata znowu nie wrócił na noc…
Zamarłam. To nie był pierwszy raz. Ostatnie miesiące były pasmem kłamstw, niedopowiedzeń i coraz dłuższych nieobecności mojego męża, Pawła. Ale tego wieczoru coś we mnie pękło. Otarłam łzy z policzków Julki i przytuliłam ją mocno.
– Wszystko będzie dobrze, kochanie – wyszeptałam, choć sama w to nie wierzyłam.
Gdy Julka zasnęła, usiadłam w ciemnym salonie i czekałam. O drugiej w nocy usłyszałam klucz w zamku. Paweł wszedł cicho, próbując nie robić hałasu. Pachniał damskimi perfumami.
– Gdzie byłeś? – zapytałam beznamiętnie.
Zatrzymał się w pół kroku. Przez chwilę patrzył mi w oczy, potem odwrócił wzrok.
– U Tomka. Oglądaliśmy mecz.
– Kłamiesz – powiedziałam cicho. – Wiem, że nie byłeś u Tomka.
Milczał długo. W końcu usiadł naprzeciwko mnie i spuścił głowę.
– Marta… Ja… To nie tak…
– To jak? – przerwałam mu ostro. – Od miesięcy wracasz późno, unikasz mnie, unikasz dzieci. Co się dzieje?
Wtedy powiedział mi prawdę. Zdradził mnie z koleżanką z pracy, Magdą. Miałam ochotę krzyczeć, rzucać talerzami, ale byłam jak sparaliżowana. Siedziałam w ciszy, czując jak świat wali mi się na głowę.
Następnego dnia nie poszłam do pracy. Leżałam na kanapie, patrząc w sufit. Telefon dzwonił bez przerwy – mama, siostra, nawet teściowa. W końcu odebrałam od mamy.
– Martusia, co się dzieje? Paweł dzwonił do taty…
– Zdradził mnie – wyszeptałam.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Przyjedź do nas na wieś. Odpoczniesz, pomyślisz…
Ale ja nie chciałam uciekać. Chciałam walczyć o siebie i dzieci. Wieczorem zadzwoniła Magda.
– Marta? Wiem, że to wszystko moja wina… Przepraszam. Paweł mówił, że wasze małżeństwo już dawno się rozpadło…
– Nie masz prawa do mnie dzwonić – syknęłam przez łzy i rozłączyłam się.
Przez kolejne dni w domu panowała atmosfera grobowa. Julka zamknęła się w sobie, młodszy syn Kuba zaczął moczyć się w nocy. Paweł próbował rozmawiać:
– Marta, błagam cię… To był błąd. Kocham cię. Chcę naprawić wszystko.
Ale ja nie potrafiłam mu zaufać. Każde jego słowo brzmiało jak fałsz.
W pracy też nie było łatwo. Moja szefowa, pani Grażyna, zauważyła moje rozkojarzenie:
– Marta, jeśli potrzebujesz wolnego…
– Nie mogę sobie pozwolić na wolne – odpowiedziałam szorstko. – Muszę zarabiać na dzieci.
Wieczorami płakałam do poduszki. Mama przyjechała na kilka dni z Podlasia i próbowała mnie pocieszać:
– Dziecko, życie nie kończy się na jednym mężczyźnie…
Ale ja nie chciałam innego życia. Chciałam mojego starego życia – z Pawłem, z dziećmi, z naszymi wspólnymi śniadaniami i niedzielnymi spacerami po Parku Bródnowskim.
W końcu Paweł wyprowadził się do matki. Julka przestała się odzywać do ojca. Kuba pytał codziennie:
– Mamo, kiedy tata wróci?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Pewnego dnia spotkałam Magdę pod blokiem. Stała przy swoim czerwonym samochodzie i paliła papierosa.
– Marta… Proszę cię…
Nie słuchałam jej tłumaczeń. Ale wtedy podeszła do nas moja sąsiadka, pani Zofia:
– Dziewczyny! Przestańcie się żreć o faceta! Życie jest za krótkie na takie wojny!
Wróciłam do mieszkania i długo myślałam nad jej słowami.
Po kilku tygodniach Paweł wrócił po rzeczy. Przyszedł z matką – teściową, która nigdy mnie nie lubiła.
– Marta, powinnaś była bardziej dbać o męża – powiedziała lodowato.
Nie wytrzymałam:
– Może gdyby pani syn był bardziej lojalny wobec rodziny, nie musiałabym dbać o niego jak o dziecko!
Teściowa wyszła trzaskając drzwiami.
Zostałam sama z dziećmi i długami po kredycie hipotecznym. Musiałam sprzedać samochód i zrezygnować z wakacji nad morzem. Julka zaczęła sprawiać problemy w szkole – wdawała się w bójki z koleżankami.
Pewnego dnia znalazłam ją płaczącą w łazience:
– Mamo… Ja już nie chcę tak żyć…
Przytuliłam ją mocno i obiecałam:
– Przejdziemy przez to razem.
Minął rok. Nauczyłyśmy się żyć bez Pawła. Zaczęłyśmy chodzić razem na basen, wieczorami oglądałyśmy filmy i piekłyśmy ciasta dla Kuby. Powoli odzyskiwałyśmy spokój.
Aż pewnego dnia Paweł stanął pod drzwiami z bukietem czerwonych róż.
– Marta… Proszę cię… Daj mi jeszcze jedną szansę…
Patrzyłam na niego długo. Widziałam zmęczenie i żal w jego oczach.
– Nie wiem czy potrafię wybaczyć – powiedziałam szczerze.
Julka wybiegła z pokoju i rzuciła mu się na szyję:
– Tato!
A ja poczułam ukłucie zazdrości i smutku.
Dziś minęły dwa lata od tamtej nocy. Paweł wrócił do nas po długich rozmowach i terapii rodzinnej. Nie jest idealnie – czasem kłócimy się o drobiazgi, czasem wracają stare rany. Ale uczymy się być razem od nowa.
Czasem patrzę przez okno na czerwone światło pod blokiem i myślę: ile rodzin przechodzi przez podobne piekło? Czy naprawdę można wybaczyć wszystko? A Wy – co byście zrobili na moim miejscu?