Zagadkowy Punkt Powrotu: Opowieść o Utracie i Nadziei
— Nie wracaj tam, Michał! — głos mojej matki drżał, jakby każde słowo było ciężarem, którego nie potrafiła udźwignąć. Stałem w progu naszego mieszkania na ulicy Grodzkiej, z kluczami w dłoni i sercem bijącym jak oszalałe. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a mgła gęstniała nad brukiem, tłumiąc światła latarni.
— Muszę — odpowiedziałem cicho, nie patrząc jej w oczy. — To moja ostatnia szansa.
Odkąd zginął mój brat, Jakub, nic nie było takie samo. W naszym domu zapanowała cisza, która bolała bardziej niż krzyk. Ojciec zamknął się w sobie, matka płakała nocami, a ja… Ja próbowałem żyć dalej, ale każdy dzień był jak powolne tonięcie. Wtedy właśnie zobaczyłem ten szyld.
„TAJEMNICZY ZAKĄTEK ZWROTU. Przyjmujemy to, co utracone. Warunki – indywidualne”.
Pojawił się nagle na rogu ulicy, której wcześniej nie zauważałem. Litery były wyblakłe, jakby ktoś napisał je dawno temu i zapomniał o nich na lata. Przez kilka dni tylko przechodziłem obok, udając, że mnie nie interesuje. Ale ciekawość rosła we mnie jak gorączka.
W końcu wszedłem do środka. Wnętrze sklepu było ciemne i pachniało kurzem oraz czymś nieokreślonym — może starym papierem, może wspomnieniami. Za ladą stała kobieta o siwych włosach i oczach tak przenikliwych, że miałem wrażenie, iż widzi mnie na wskroś.
— Czego szukasz? — zapytała bez powitania.
— Chciałbym odzyskać… mojego brata — wyszeptałem, czując, jak gardło ściska mi żal i wstyd.
Kobieta skinęła głową. — Każdy coś traci. Ale zwrot ma swoją cenę. Jesteś gotów ją zapłacić?
Nie odpowiedziałem od razu. W głowie miałem obraz Jakuba: jego śmiech, jego złość, nasze kłótnie o głupoty i te chwile, gdy byliśmy nierozłączni. Byłem gotów na wszystko.
— Tak — powiedziałem w końcu.
Kobieta podała mi małe lusterko w srebrnej ramce. — Spójrz i powiedz, co widzisz.
Zajrzałem do środka. Zamiast swojego odbicia zobaczyłem scenę sprzed lat: Jakub stoi na moście nad Wisłą, krzyczy coś do mnie, a ja odwracam się plecami. To był nasz ostatni dzień razem. Pokłóciliśmy się wtedy tak bardzo, że nie rozmawialiśmy przez tydzień. Potem był wypadek.
— Chcesz to zmienić? — spytała kobieta.
— Tak — powtórzyłem drżącym głosem.
— Musisz oddać coś równie cennego — powiedziała spokojnie. — Coś, bez czego trudno będzie ci żyć.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze, co to znaczy. Wróciłem do domu z lusterkiem w kieszeni i poczuciem dziwnego ciężaru na sercu. Przez kolejne dni wszystko zaczęło się zmieniać. Najpierw zniknęły moje wspomnienia z dzieciństwa — te dobre i te złe. Potem przestałem rozpoznawać twarze bliskich ludzi na starych zdjęciach. Matka patrzyła na mnie z rosnącym niepokojem.
— Michał, co się z tobą dzieje? — pytała wieczorami.
Nie umiałem jej odpowiedzieć. Czułem się coraz bardziej obcy we własnym życiu. Ale pewnego ranka Jakub po prostu wrócił do domu. Stał w kuchni, jakby nigdy nie odszedł. Uśmiechał się do mnie tym swoim przekornym uśmiechem.
— Co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha! — zaśmiał się.
Matka rzuciła się mu na szyję ze łzami w oczach. Ojciec milczał długo, zanim odważył się go dotknąć.
Tylko ja wiedziałem, że coś jest nie tak. Jakub pamiętał wszystko inaczej niż ja — nasze wspólne chwile były dla niego inne, jakbyśmy żyli w dwóch równoległych światach. Im bardziej próbowałem odzyskać dawne życie, tym bardziej czułem się pusty.
Pewnej nocy obudziłem się zlany potem. Zrozumiałem wtedy cenę zwrotu: oddałem własną przeszłość za powrót brata. Stałem się kimś obcym dla siebie i dla innych.
Wróciłem do Tajemniczego Zakątka Zwrotu z nadzieją na odwrócenie tego wszystkiego.
— Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki — powiedziała kobieta zza lady bez cienia współczucia.
— Ale ja… ja już nie wiem, kim jestem! — krzyknąłem rozpaczliwie.
— To cena za to, co chciałeś odzyskać — odparła spokojnie.
Wyszedłem na ulicę oszołomiony i zagubiony bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Domy starego miasta patrzyły na mnie pustymi oknami, a mgła gęstniała wokół mojej sylwetki.
Teraz siedzę przy kuchennym stole i patrzę na Jakuba oraz rodziców. Wszyscy są razem, ale ja czuję się jak widmo we własnym domu. Czy naprawdę warto było odzyskać to, co utracone, jeśli samemu trzeba było się zgubić? Czy można być szczęśliwym bez własnej przeszłości?
Czasem myślę: może lepiej nauczyć się żyć z bólem straty niż płacić za powrót tak wysoką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?