Tajemniczy zakątek powrotów – opowieść o stracie, nadziei i rodzinnych sekretach
— Znowu wróciłaś? — głos mojej matki rozbrzmiał w pustym przedpokoju, kiedy przekroczyłam próg mieszkania. W jej tonie było coś, co zawsze sprawiało, że czułam się jak nieproszony gość, nawet tu, gdzie się wychowałam. — Tylko na chwilę, mamo — odpowiedziałam cicho, starając się nie patrzeć jej w oczy. Wiedziałam, że nie uwierzy. Zawsze uważała, że uciekam od problemów, a przecież to ona nigdy nie chciała o nich rozmawiać.
Tego dnia powietrze było ciężkie od wilgoci, a stare miasto wydawało się jeszcze bardziej przytłaczające niż zwykle. Kamienice patrzyły na mnie pustymi oczodołami okien, jakby chciały przypomnieć o wszystkim, co tu zostawiłam. Przechodziłam przez wąskie uliczki, próbując nie myśleć o tym, dlaczego wróciłam. Ale prawda była taka, że nie miałam już dokąd pójść. Po rozwodzie z Pawłem straciłam nie tylko męża, ale i poczucie sensu. Moja córka Zosia została z nim w Warszawie — tak było lepiej dla niej, powtarzałam sobie w kółko. Ale czy naprawdę?
Zatrzymałam się przy jednym z zapomnianych zaułków starego miasta. Tam, gdzie kiedyś bawiłam się z bratem, dziś panowała cisza. I wtedy zobaczyłam go pierwszy raz — dziwny szyld wyłaniający się z półmroku: „TAJEMNICZY ZAKĄTEK ZWROTÓW. Przyjmujemy to, co utracone. Warunki – indywidualne”. Litery były wyblakłe, jakby ktoś napisał je dawno temu i zapomniał o nich na lata. Coś mnie tknęło. Weszłam do środka.
Wnętrze było pełne kurzu i zapachu starych książek. Za ladą siedziała starsza kobieta o przenikliwym spojrzeniu. — Czego szukasz? — zapytała bez zbędnych uprzejmości.
Zawahałam się. — Nie wiem… Może siebie? — odpowiedziałam półżartem, ale ona nie uśmiechnęła się ani trochę.
— Każdy coś tu przynosi i każdy coś zabiera — powiedziała tajemniczo. — Ale zwroty mają swoją cenę.
Rozejrzałam się po sklepie. Na półkach leżały przedmioty: stara lalka z urwaną nogą, zegarek bez wskazówek, listy przewiązane wstążką. Wszystko wyglądało na porzucone przez kogoś dawno temu.
— Czy można tu odzyskać… czas? — zapytałam cicho.
Kobieta spojrzała na mnie uważnie. — Czasu nie oddajemy. Ale możesz odzyskać to, co zostawiłaś za sobą.
Wyszłam stamtąd z głową pełną pytań. Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o tym miejscu. Co właściwie chciałabym odzyskać? Dzieciństwo? Relację z matką? Siebie samą sprzed lat?
Wieczorem usiadłam z matką przy kuchennym stole. Cisza między nami była gęsta jak mleko. — Dlaczego nigdy nie rozmawiamy o tacie? — zapytałam nagle.
Matka spojrzała na mnie ostro. — Bo nie ma o czym mówić. Odszedł i tyle.
— Ale ja go pamiętam inaczej — powiedziałam cicho. — Pamiętam, jak śmiał się z moich rysunków i jak zabierał mnie na lody po szkole.
— To były inne czasy — ucięła matka. — Teraz musisz być silna.
Poczułam narastający gniew i żal. Czy naprawdę musiałam być silna? Czy nie mogłam po prostu być sobą?
Następnego dnia wróciłam do Tajemniczego Zakątka Zwrotów. Kobieta za ladą czekała na mnie jakby wiedziała, że przyjdę.
— Chcę coś oddać — powiedziałam stanowczo. — Chcę oddać żal do matki.
Spojrzała na mnie z powagą. — A co chcesz w zamian?
Zastanowiłam się chwilę. — Chciałabym odzyskać spokój… i może trochę nadziei.
Uśmiechnęła się lekko i podała mi małe pudełko owinięte w papier w kwiaty. — Otworzysz wtedy, gdy będziesz gotowa.
Wróciłam do domu i długo patrzyłam na pudełko. W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do matki.
— Mamo… Przepraszam za wszystko, co powiedziałam przez te lata. Za to, że uciekłam i za to, że nie potrafiłam być taka jak ty chciałaś.
Matka milczała przez chwilę, a potem po raz pierwszy od lat zobaczyłam łzy w jej oczach.
— Ja też przepraszam — wyszeptała. — Bałam się cię stracić tak samo jak twojego ojca.
Objęłyśmy się nieporadnie, obie płacząc nad tym wszystkim, co nas rozdzieliło.
Wieczorem otworzyłam pudełko z Zakątka Zwrotów. W środku była kartka z napisem: „Spokój zaczyna się wtedy, gdy przestajesz walczyć ze sobą”.
Patrzyłam na te słowa długo, czując jak coś ciężkiego spada mi z serca. Może nie odzyskam już czasu ani dzieciństwa, ale mogę spróbować odzyskać siebie.
Czasami zastanawiam się: czy naprawdę można zwrócić to, co utracone? A może najważniejsze jest nauczyć się żyć z tym, czego już nigdy nie odzyskamy? Co wy byście oddali w takim zakątku?