Świąteczne rozstanie i noworoczny cud: Historia Magdy z Gdańska
Wigilia. W powietrzu unosił się zapach smażonego karpia i pierogów z kapustą, a ja, Magda Nowicka, stałam przy kuchennym oknie w naszym gdańskim mieszkaniu i patrzyłam na śnieg wirujący pod latarnią. Było już po dwudziestej, a Michał wciąż nie wracał. Dzwoniłam do niego kilka razy – bez odpowiedzi. W końcu usłyszałam klucz w zamku. Serce mi zamarło.
— Michał, gdzie byłeś? — zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.
Nie patrzył mi w oczy. Zdjął płaszcz, rzucił go niedbale na fotel i westchnął ciężko.
— Musimy porozmawiać — powiedział cicho.
Wiedziałam już. Czułam to od miesięcy. Chłód między nami, jego nieobecność, wieczne pretensje o drobiazgi. Ale nie byłam gotowa na to, co usłyszałam.
— Odchodzę. Zakochałem się w kimś innym. Przepraszam, Magda. Nie chcę cię ranić, ale nie mogę dłużej udawać.
Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Za oknem rozbrzmiewały kolędy sąsiadów, a ja czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.
— W Wigilię? — wyszeptałam. — Naprawdę musiałeś mi to powiedzieć właśnie dziś?
— Nie chciałem już dłużej kłamać — odpowiedział beznamiętnie. — Spakuję się i wyjadę do Ewy. Ona… ona czeka na mnie.
Nie pamiętam, jak długo siedziałam potem na podłodze w kuchni, tuląc do siebie kubek zimnej herbaty. Telefon dzwonił – mama, siostra, przyjaciółka – ale nie miałam siły odebrać. W końcu napisałam tylko krótkiego smsa: „Michał odszedł. Proszę, nie dzwońcie.”
Następnego dnia przyszła do mnie mama. Przyniosła sernik i ciepły szal.
— Madziu, on wróci — mówiła cicho, głaszcząc mnie po włosach jak małą dziewczynkę. — Każdy facet czasem głupieje.
— Nie chcę go już — odpowiedziałam przez łzy. — Nie po tym wszystkim.
Mama westchnęła ciężko.
— Może powinnaś mu wybaczyć? Dla siebie? Żebyś mogła ruszyć dalej?
Nie odpowiedziałam. Wybaczenie wydawało mi się wtedy czymś niemożliwym.
Przez kolejne dni święta mijały obok mnie. Siostra zapraszała mnie do siebie:
— Magda, przyjedź do nas na drugi dzień świąt! Dzieci czekają na ciocię!
Ale nie miałam siły patrzeć na szczęśliwe rodziny. Leżałam pod kocem i słuchałam starych płyt Anny Jantar, płacząc do poduszki.
W Sylwestra zadzwoniła do mnie Basia z pracy:
— Madzia, chodź z nami na rynek! Będzie koncert, fajerwerki! Nie możesz siedzieć sama!
— Nie mam ochoty na ludzi — odburknęłam.
— To chociaż przyjdź na chwilę do mnie. Będziemy we dwie narzekać na facetów i jeść lody prosto z pudełka!
Uśmiechnęłam się przez łzy. Basia zawsze potrafiła mnie rozbawić.
Wieczorem ubrałam się w sweter z reniferem i poszłam do niej na piechotę przez zasypane ulice Wrzeszcza. Siedziałyśmy na kanapie, oglądałyśmy stare komedie i piłyśmy prosecco z plastikowych kubków.
— Wiesz co? — powiedziała Basia nagle. — Zawsze zazdrościłam ci tej twojej siły. Nawet teraz nie narzekasz tak jak ja!
— Bo już nie mam siły narzekać — odpowiedziałam szczerze.
O północy wyszłyśmy na balkon popatrzeć na fajerwerki. Wtedy usłyszałyśmy krzyk z sąsiedniego mieszkania:
— Zostaw mnie w spokoju! Mam dosyć twoich pretensji!
Spojrzałyśmy po sobie z Basią i wybuchłyśmy śmiechem przez łzy.
— Widzisz? Każdy ma swoje piekło — mruknęła Basia.
Po powrocie do domu długo nie mogłam zasnąć. Wzięłam kartkę papieru i napisałam: „W 2024 roku chcę być szczęśliwa – sama albo z kimś.” Schowałam ją pod poduszkę.
Nowy Rok przyniósł niespodziankę już pierwszego dnia. Rano zadzwoniła do mnie sąsiadka z góry:
— Madziu, mogłabyś mi pomóc z komputerem? Syn wyjechał do Anglii i nie mam pojęcia jak wejść na Zooma!
Poszłam do niej niechętnie – nie miałam ochoty rozmawiać z ludźmi. Ale kiedy weszłam do jej mieszkania, zobaczyłam tam mężczyznę w moim wieku – przystojny, z lekko siwymi włosami i ciepłym uśmiechem.
— To mój bratanek – przedstawiła mnie sąsiadka. — Tomek przyjechał z Warszawy na kilka dni.
Tomek podał mi rękę.
— Słyszałem o pani komputerowych zdolnościach! Może uratuje mi pani życie?
Zaśmiałam się pierwszy raz od tygodni.
Pomogłam im z Zoomem, a potem Tomek zaprosił mnie na kawę do pobliskiej kawiarni.
— Wie pani… — zaczął niepewnie — Ja też niedawno przeszedłem przez rozwód. Święta spędziłem sam w hotelu pod Warszawą. Myślałem, że już nigdy nie będę umiał się śmiać.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
— Może spróbujemy razem nauczyć się śmiać od nowa? — zaproponował cicho.
Zgodziłam się. Spotykaliśmy się coraz częściej – najpierw na kawie, potem na spacerach po plaży w Brzeźnie. Opowiadaliśmy sobie o swoich porażkach i marzeniach. Z każdym dniem czułam, jak wraca mi oddech i chęć życia.
Pewnego dnia zadzwonił Michał:
— Magda… Popełniłem błąd. Ewa mnie zostawiła. Czy możemy porozmawiać?
Zadrżałam – przez chwilę chciałam mu powiedzieć wszystko, co myślę o jego zdradzie i egoizmie. Ale tylko westchnęłam:
— Michał… wybaczam ci. Ale już nie chcę wracać do tego życia.
Rozłączyłam się i poczułam ulgę tak wielką, że aż się rozpłakałam – tym razem ze szczęścia.
Dziś wiem jedno: nawet jeśli świat wali się nam na głowę w Wigilię czy Nowy Rok, zawsze można zacząć od nowa. Czasem trzeba przejść przez piekło samotności i zdrady, żeby docenić prostą radość rozmowy przy kawie czy spaceru po plaży.
Czy naprawdę trzeba stracić wszystko, żeby nauczyć się kochać siebie? A może szczęście jest bliżej niż myślimy – tylko trzeba otworzyć oczy?