Między młotem a kowadłem: Jak trzymałam siostrę za rękę, gdy moje życie się rozpadało
— Iwona, ja już nie mam siły… — głos Ani drżał, a jej palce zaciskały się na mojej dłoni tak mocno, że aż bolało. Siedziałyśmy na zimnej ławce przed sądem w Katowicach, a jej łzy spływały po policzkach. Właśnie podpisała papiery rozwodowe. Mój telefon wibrował w kieszeni — to był Michał, mój narzeczony. Nie odebrałam. W tej chwili liczyła się tylko ona.
Wiedziałam, że ten dzień zmieni wszystko. Ania była moją młodszą siostrą, zawsze trochę zagubioną, zawsze szukającą wsparcia. Ja — ta silniejsza, ta odpowiedzialna. Ale tego dnia poczułam się bezradna jak nigdy wcześniej.
— Iwona, gdzie ja teraz pójdę? — szepnęła. — Nie mam już domu…
Objęłam ją mocno, choć w środku czułam narastający lęk. Przecież sama ledwo wiązałam koniec z końcem. Pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, Michał był informatykiem. Mieliśmy wynajęte dwupokojowe mieszkanie na Ligocie i wielkie plany: ślub za pół roku, kredyt na własne M3, może dziecko za rok…
Ale teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
— Zamieszkasz z nami — powiedziałam bez namysłu. — Przynajmniej na jakiś czas.
Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo te słowa zmienią nasze życie.
Michał nie był zachwycony. Kiedy wróciłam do domu z Anią i jej walizką, spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Iwona, przecież mieliśmy zacząć nasze życie… tylko we dwoje. A teraz…
— Ona nie ma nikogo! — przerwałam mu ostro. — To moja siostra.
Przez kilka pierwszych tygodni próbowałam być dla wszystkich wszystkim: wspierać Anię, nie zaniedbywać Michała, nie zawalić pracy. Ale dom zamienił się w pole minowe. Ania całymi dniami leżała na kanapie, płakała lub patrzyła w sufit. Michał coraz częściej wychodził do kolegów albo zamykał się w swoim pokoju z komputerem.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.
— Aniu, musisz coś ze sobą zrobić — mówił Michał cicho. — Iwona też już nie daje rady.
— Myślisz, że tego nie wiem? — odpowiedziała Ania z goryczą. — Ale ja… ja nie mam siły nawet wstać z łóżka.
Zacisnęłam pięści. Czułam się rozdarta. Chciałam pomóc siostrze, ale widziałam, jak oddala się ode mnie Michał. Nasze rozmowy stały się krótkie, pełne pretensji i niedopowiedzeń.
Mama dzwoniła codziennie z Częstochowy.
— Iwonka, nie możesz brać wszystkiego na siebie — powtarzała. — Ania musi dorosnąć.
Ale jak miałam zostawić ją samą? Przecież była moją rodziną.
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Uczniowie zauważyli moją nieobecność duchem. Dyrektorka wezwała mnie na rozmowę.
— Pani Iwono, co się dzieje? Zawsze była pani wzorem…
Nie umiałam odpowiedzieć. Po prostu płakałam.
W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Pewnego wieczoru Michał wybuchł:
— Dość tego! Albo ona się ogarnie, albo ja wychodzę!
Ania schowała się w łazience i długo nie wychodziła. Ja siedziałam na podłodze pod drzwiami i płakałam razem z nią.
Zaczęłam mieć koszmary: śniło mi się, że stoję na środku skrzyżowania i nie wiem, w którą stronę pójść. Każda droga prowadziła do czyjegoś cierpienia.
Któregoś dnia wróciłam do domu wcześniej i zobaczyłam Anię siedzącą przy stole z pustym wzrokiem i butelką wódki przed sobą.
— Aniu! Co ty robisz?!
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
— Ty masz wszystko: narzeczonego, pracę, plany… A ja? Ja jestem nikim!
Przytuliłam ją mocno.
— Nie jesteś nikim. Jesteś moją siostrą. Ale musisz mi pomóc ci pomóc…
Zaczęłyśmy razem chodzić do psychologa. To był trudny proces — dla niej i dla mnie. Michał coraz bardziej się oddalał. W końcu pewnego dnia spakował walizkę.
— Kocham cię, Iwona, ale nie mogę tak żyć. Musisz wybrać: ona albo ja.
Stałam w progu i patrzyłam, jak odchodzi. Serce mi pękało.
Ania płakała całą noc. Ja też.
Minęły miesiące. Ania powoli stanęła na nogi: znalazła pracę w kawiarni, zaczęła spotykać się z ludźmi. Ja… zostałam sama w pustym mieszkaniu z poczuciem straty i żalu.
Czasem myślę: czy zrobiłam dobrze? Czy można być szczęśliwym, gdy ktoś bliski cierpi? Czy rodzina to naprawdę wszystko?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania. Ale wiem jedno: trzymając siostrę za rękę wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowała, byłam sobą.
A wy? Czy potrafilibyście poświęcić własne szczęście dla rodziny? Czy warto?