Między dwiema rodzinami: Kiedy teściowa dzieli miłość i pieniądze – opowieść Petry
– Znowu? – wyszeptałam, patrząc na stół zastawiony resztkami po niedzielnym obiedzie u teściowej. W kuchni unosił się zapach zimnej zupy i podsmażanych ziemniaków, które pamiętały jeszcze wczorajszy dzień. Siedziałam obok mojego męża, Marcina, który nerwowo bawił się obrączką. Po drugiej stronie stołu szwagierka, Ania, śmiała się głośno, pokazując nowy telefon. Teściowa, pani Halina, z dumą opowiadała o tym, jak pomogła Ani kupić mieszkanie.
– No i co, Petruś? – zwróciła się do Marcina, nawet nie patrząc na mnie. – Może i wy kiedyś się dorobicie, ale trzeba mieć głowę na karku, jak Ania.
Zacisnęłam pięści pod stołem. To nie był pierwszy raz. Od lat czułam się jak powietrze. Dla pani Haliny liczyła się tylko córka – jej oczko w głowie. My byliśmy tylko dodatkiem do rodzinnych spotkań, kimś, komu można oddać stare ubrania czy przeterminowane produkty z lodówki.
Pamiętam, jak rok temu poprosiliśmy o pożyczkę na remont łazienki. Teściowa spojrzała na nas z politowaniem:
– Ja nie mam pieniędzy na takie fanaberie. Sami sobie radźcie.
Kilka tygodni później Ania dostała od niej 10 tysięcy złotych na nowy samochód. Marcin wtedy tylko wzruszył ramionami:
– Daj spokój, Petra. Tak już jest.
Ale ja nie mogłam dać spokoju. Każda kolejna wizyta bolała coraz bardziej. Czułam się upokorzona, niewidzialna, jakbym była gorsza tylko dlatego, że nie jestem jej córką.
Tego dnia wszystko we mnie pękło. Siedzieliśmy przy stole, a teściowa znowu zaczęła opowiadać o sukcesach Ani:
– Ania to ma szczęście do ludzi! Zawsze ktoś jej pomoże, zawsze coś dostanie. A wy? No cóż…
Nie wytrzymałam.
– Pani Halino – zaczęłam cicho, ale stanowczo. – Czy pani kiedyś pomyślała, jak my się czujemy?
W kuchni zapadła cisza. Marcin spojrzał na mnie z przerażeniem, Ania przewróciła oczami.
– O co ci chodzi? – zapytała teściowa z irytacją.
– O to, że zawsze jesteśmy na drugim planie. Że dla pani liczy się tylko Ania i jej potrzeby. My dostajemy tylko resztki – i jedzenia, i uwagi. Czy naprawdę uważa pani, że jesteśmy gorsi?
Teściowa zacisnęła usta.
– Nie przesadzaj, Petra. Każdy dostaje to, na co zasłużył.
Zrobiło mi się gorąco. Marcin próbował mnie uspokoić:
– Petra, proszę cię…
Ale nie mogłam już milczeć.
– Przez lata próbowałam być częścią tej rodziny. Przynosiłam ciasta na święta, pomagałam przy sprzątaniu, dzwoniłam z życzeniami. Ale nigdy nie usłyszałam od pani słowa wdzięczności. Zawsze tylko krytyka albo porównania do Ani.
Ania prychnęła:
– Może po prostu nie umiesz się postarać?
Poczułam łzy pod powiekami.
– Staram się każdego dnia! Ale ile można znosić upokorzenia? Ile razy można słyszeć, że jest się niewystarczającą?
Teściowa spojrzała na mnie chłodno:
– Może powinnaś wrócić do swojej rodziny, skoro tu ci tak źle.
Zrobiło mi się słabo. Marcin milczał. Wstałam od stołu i wybiegłam na balkon. Powietrze było zimne i ostre jak rzeczywistość, w której przyszło mi żyć.
Przypomniałam sobie dzieciństwo – dom pełen ciepła i wsparcia. Moi rodzice nigdy nie dzielili miłości między mnie a brata. Każde z nas było ważne.
Dlaczego tu jest inaczej? Dlaczego dorosły człowiek musi walczyć o akceptację?
Marcin wyszedł za mną.
– Przepraszam cię – powiedział cicho. – Nie wiem, co mam robić.
Spojrzałam mu w oczy.
– Musisz wybrać, Marcinie. Albo będziemy rodziną razem, albo zawsze będziemy tylko dodatkiem do życia twojej matki.
Wróciliśmy do mieszkania bez słowa. Wieczorem usiadłam przy oknie i długo patrzyłam na światła miasta. W głowie kłębiły mi się pytania: czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Czy lojalność wobec bliskich powinna oznaczać rezygnację z własnej godności?
Czasem myślę: ilu z nas żyje w cieniu cudzych oczekiwań? Ilu z nas czeka na słowo uznania od tych, którzy nigdy go nie wypowiedzą?
Może Wy też macie podobne doświadczenia? Czy warto walczyć o miejsce w rodzinie za wszelką cenę?