„Znowu śpisz? Mógłbyś w końcu zrobić śniadanie dla Kuby!” – Ostatni dzień mojego małżeństwa w polskiej rzeczywistości
„Znowu śpisz? Mógłbyś w końcu zrobić śniadanie dla Kuby!” – głos mojej teściowej rozbrzmiał w słuchawce tak głośno, że aż podskoczyłam na łóżku. Była 6:45 rano, a ja miałam wrażenie, że ktoś właśnie wylał na mnie kubeł zimnej wody. Kuba spał obok, odwrócony do ściany, z twarzą schowaną w poduszkę. Przez chwilę patrzyłam na jego plecy i czułam tylko pustkę.
– Dzień dobry, pani Zofio – odpowiedziałam cicho, żeby go nie obudzić. Ale przecież i tak by się nie obudził. Nawet gdyby dom się palił, Kuba spałby dalej.
– Dzień dobry, dzień dobry… – westchnęła teściowa. – Ja już od piątej na nogach, a wy? Kuba znowu śpi? Wiesz, jak on był mały, to zawsze trzeba było go budzić. Ty powinnaś go trochę bardziej pilnować. No i śniadanie! On musi zjeść coś porządnego przed pracą.
Zacisnęłam zęby. To był kolejny raz, kiedy słyszałam te same słowa. Przez siedem lat naszego małżeństwa nauczyłam się, że Kuba nie jest partnerem. Jest kolejnym dzieckiem do opieki. Tylko że to dziecko ma trzydzieści cztery lata i własną matkę, która dzwoni codziennie rano.
Odłożyłam telefon i przez chwilę siedziałam na brzegu łóżka. W kuchni czekały brudne naczynia po wczorajszej kolacji – oczywiście po jego kolacji, bo ja już nie miałam siły jeść. W łazience piętrzyły się jego skarpetki i koszulki. Na stole leżały rachunki do zapłacenia, a w mojej głowie kłębiły się myśli: „Czy to naprawdę jest moje życie?”
Wstałam i poszłam do kuchni. Zrobiłam kawę – dla siebie, bo Kuba i tak nie pije kawy rano. Zajrzałam do lodówki: jajka, ser żółty, resztka szynki. Z automatu zaczęłam przygotowywać jajecznicę. Smażąc ją, słyszałam w głowie głos teściowej: „On musi zjeść coś porządnego”.
Kuba wszedł do kuchni w piżamie, przecierając oczy.
– Co tak wcześnie? – mruknął.
– Twoja mama dzwoniła – odpowiedziałam chłodno.
– Znowu? – przewrócił oczami i usiadł przy stole. – Daj spokój, ona już taka jest.
– Może byś jej powiedział, żeby nie dzwoniła codziennie rano?
– Po co się denerwujesz? – wzruszył ramionami. – Przecież to nic takiego.
Nic takiego. Dla niego wszystko było „nic takiego”. To ja płaciłam rachunki, ja robiłam zakupy, ja sprzątałam i gotowałam. On tylko pracował – a przynajmniej tak twierdził. Wieczorami siedział przed komputerem albo grał na konsoli.
– Zrobisz dziś zakupy? – zapytałam cicho.
– Nie mogę, mam spotkanie po pracy.
– A może chociaż wyrzucisz śmieci?
– Zrobię to jutro.
Zawsze jutro. Jutro miał być lepszy dzień. Jutro miał się zmienić. Jutro miałam poczuć się kochana i doceniona.
Tego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Weszłam do mieszkania i poczułam znajomy zapach papierosów – Kuba palił na balkonie, chociaż prosiłam go setki razy, żeby tego nie robił. W salonie leżały jego buty, kurtka rzucona na fotel i otwarta paczka chipsów na stole.
– Cześć – rzucił bez entuzjazmu.
– Cześć – odpowiedziałam równie chłodno.
Usiadłam na kanapie i patrzyłam przez okno na szare bloki naprzeciwko. W mojej głowie pojawiła się myśl: „Czy to już koniec?”
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Jak się czujesz? – zapytała troskliwie.
– Dobrze… chyba dobrze – skłamałam.
– Nie brzmisz dobrze. Coś się stało?
Chciałam jej powiedzieć wszystko: o teściowej, o Kubie, o tym, że czuję się jak służąca we własnym domu. Ale nie potrafiłam. Wychowałam się w domu, gdzie kobieta zawsze była tą silną, tą odpowiedzialną. Moja mama nigdy nie narzekała na ojca – nawet gdy ten wracał pijany do domu.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Kuby i słuchałam jego spokojnego oddechu. Myślałam o tym, jak bardzo się zmienił – albo raczej: jak bardzo ja się zmieniłam przez te lata. Kiedyś byłam pełna energii i marzeń. Teraz byłam tylko zmęczona.
Następnego ranka znów zadzwoniła teściowa.
– Dzień dobry! Kuba już wstał?
Nie odpowiedziałam od razu.
– Pani Zofio… Proszę więcej nie dzwonić rano. To jest nasze życie i nasz dom.
W słuchawce zapadła cisza.
– No dobrze… Ale ja tylko chciałam pomóc…
Odłożyłam telefon i poczułam ulgę. Po raz pierwszy od dawna postawiłam granicę.
Wieczorem usiedliśmy z Kubą przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.
– O czym?
– O nas. O tym, że nie jestem twoją matką ani służącą. Że chcę być partnerką, a nie opiekunką.
Kuba spojrzał na mnie zdziwiony.
– Przesadzasz…
– Nie przesadzam! – krzyknęłam nagle. – Jestem zmęczona! Chcę żyć inaczej!
Wstałam od stołu i poszłam do sypialni. Spakowałam walizkę w milczeniu. Kuba stał w drzwiach i patrzył na mnie bez słowa.
– Naprawdę chcesz odejść? – zapytał cicho.
– Tak… Bo wiem, że nie zmienię dorosłego człowieka. Mogę tylko uratować siebie.
Wyszłam z mieszkania i poczułam dziwną lekkość. Na klatce schodowej usiadłam na chwilę na schodach i rozpłakałam się jak dziecko.
Czy naprawdę trzeba aż tyle odwagi, żeby zawalczyć o siebie? Ile kobiet jeszcze tkwi w takich związkach? Czy Wy też kiedyś musieliście wybrać siebie zamiast ratować kogoś innego?