Leżę w szpitalu po zawale. Moje dzieci nie chcą mnie odwiedzać, bo… mam za duży dom?

— Panie Janie, proszę się nie denerwować, wszystko jest pod kontrolą — mówi pielęgniarka, poprawiając mi poduszkę pod głową. Ale jak mam się nie denerwować, kiedy wokół mnie panuje taka cisza? Cisza, która boli bardziej niż ból w piersi, który przywiódł mnie tutaj. Leżę w szpitalnym łóżku po zawale i patrzę w sufit, a w głowie mam tylko jedno pytanie: gdzie są moje dzieci?

Telefon leży na stoliku. Próbowałem dzwonić do Kasi i do Pawła. Bez skutku. Kasia nie odbiera, Paweł odrzuca połączenie. Wysyłam smsy: „Jestem w szpitalu. Zawał.” Odpowiedzi brak. Przewijam w pamięci ostatnią naszą rozmowę. To było chyba na Wielkanoc, pół roku temu. Kasia przyjechała z mężem i dziećmi, Paweł tylko na chwilę, bo „ma dużo pracy”. Wtedy też padło to zdanie, które od tamtej pory wraca do mnie jak bumerang:

— Tato, po co ci taki wielki dom? — zapytała Kasia, rozglądając się po pustych pokojach.

Wzruszyłem ramionami.

— Bo tu mieszkaliśmy razem. Bo tu są wasze wspomnienia. Bo tu jest mama…

Ale mama odeszła pięć lat temu. Zostałem sam w tym wielkim domu na obrzeżach Poznania. Dzieci wyfrunęły — Kasia do Warszawy, Paweł do Gdańska. Odwiedzają rzadko. Zawsze mają wymówki: za daleko, za dużo pracy, dzieci chore, korki na autostradzie.

Kiedyś próbowałem ich przekonać:

— Przyjedźcie na weekend! Zrobimy grilla, pogadamy…

— Tato, przecież ty masz ten dom jak muzeum! — śmiała się Kasia. — Dzieci się nudzą, nie ma internetu, a ty każesz zdejmować buty w salonie!

Paweł tylko przewracał oczami:

— Może byś sprzedał ten dom i kupił coś mniejszego? Albo zamienił na mieszkanie w mieście?

Nie chciałem słuchać. Dom był moją twierdzą. Każda cegła przypominała mi o żonie, o wspólnych świętach, o tym, jak dzieci biegały po ogrodzie z psem. Nie rozumiałem, że dla nich to już tylko przeszłość.

Teraz leżę tutaj i myślę: czy naprawdę dom może oddzielić rodzinę?

Drzwi do sali otwierają się cicho. To tylko salowa z mopem. Patrzy na mnie ze współczuciem.

— Ma pan rodzinę? — pyta.

— Mam… — odpowiadam cicho. — Ale chyba już tylko na papierze.

Odkąd zostałem sam, coraz częściej czułem się jak intruz we własnym życiu. Dzieci dzwoniły coraz rzadziej. Rozmowy były krótkie i rzeczowe: „Jak zdrowie?”, „Potrzebujesz czegoś?”, „Przeleję ci pieniądze na leki”. Ale nikt nie pytał: „Tato, jak się czujesz? Czy jesteś szczęśliwy?”

Pamiętam jedną z ostatnich kłótni z Kasią:

— Tato, ty nie rozumiesz! My mamy swoje życie! Nie możemy co weekend jeździć do ciebie na drugi koniec Polski!

— Ale ja was potrzebuję… — wyszeptałem wtedy.

— Potrzebujesz nas czy tego domu? — zapytała ostro.

Zamurowało mnie. Nie umiałem odpowiedzieć.

Teraz leżę tutaj i słyszę echo jej słów. Potrzebuję ich czy tego domu? Może jedno i drugie? Może za bardzo trzymałem się przeszłości?

W nocy budzi mnie dźwięk telefonu. Serce mi przyspiesza — może to Kasia? Może Paweł? Ale to tylko reklama z banku.

Rano przychodzi lekarz:

— Panie Janie, stan się stabilizuje. Ale musi pan ograniczyć stres.

Uśmiecham się gorzko:

— Łatwo powiedzieć…

Po południu próbuję jeszcze raz zadzwonić do Kasi. Tym razem odbiera jej mąż:

— Cześć tato… Kasia jest zajęta, dzieci mają anginę. Oddzwoni później.

Nie oddzwania.

Wieczorem przychodzi Paweł. Stoi w drzwiach, spięty, z telefonem w ręku.

— Cześć tato…

Patrzę na niego długo. Ile lat minęło od naszej ostatniej szczerej rozmowy?

— Paweł… Dlaczego nie przyjeżdżacie?

Wzdycha ciężko:

— Bo ten dom nas przytłacza. Za dużo wspomnień. Za dużo ciszy. My… wolimy spotkać się gdzieś indziej.

Milczę. Czuję łzy pod powiekami.

— Ale ja tam czekam na was…

Paweł siada obok łóżka.

— Tato, może czas coś zmienić? Sprzedać dom? Zamieszkać bliżej nas?

Patrzę na niego bezradnie.

— A jeśli sprzedam dom… to czy wtedy będziecie mnie odwiedzać?

Nie odpowiada od razu.

— Spróbujemy…

Kiedy wychodzi, zostaję sam z myślami. Czy naprawdę dom może być powodem samotności? Czy to ja sam odgrodziłem się od dzieci murami wspomnień?

Patrzę przez okno na szpitalne drzewa i pytam siebie — i was:

Czy naprawdę warto trzymać się kurczowo przeszłości, jeśli przez to tracimy tych, których kochamy najbardziej?