Kiedy dzieci chcą wrócić wcześniej: jeden telefon, który zmienił wszystko
— Mamo, możesz po nas przyjechać? — głos Zosi drżał, a w tle słyszałam cichy płacz Antka. Była sobota, godzina 21:17. Siedziałam w kuchni, próbując zająć myśli książką, ale od kilku dni czułam niepokój. Dzieci miały spędzić tydzień u mojej mamy w Toruniu, a ja miałam wreszcie odpocząć. Zamiast tego, odliczałam dni do ich powrotu.
— Co się stało? — zapytałam, starając się nie panikować.
— Po prostu… przyjedź po nas, proszę — wyszeptała Zosia. W tle usłyszałam głos mojej mamy:
— Daj mi ten telefon! — krzyknęła. — Nie przesadzajcie, dzieciaki! Mama przyjedzie w sobotę, jak było ustalone!
Telefon się rozłączył. Przez chwilę siedziałam bez ruchu, czując jak serce wali mi w piersi. W głowie kłębiły się pytania: czy coś się stało? Czy to tylko dziecięca tęsknota, czy może coś więcej?
Zadzwoniłam do mamy.
— O co chodzi? — zapytałam ostro.
— Nic się nie dzieje! — odparła z irytacją. — Rozpieszczeni są, tyle powiem. Tęsknią za domem i wymyślają.
Znałam ten ton. Zawsze bagatelizowała moje uczucia, kiedy byłam dzieckiem. „Nie przesadzaj”, „nie płacz”, „inni mają gorzej” — słyszałam to przez całe dzieciństwo. Teraz miałam powtórkę z rozrywki, tylko że chodziło o moje dzieci.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo rozmowy. Przypomniałam sobie własne wakacje u babci — te same ściany, ten sam zapach starego domu i to samo uczucie osamotnienia, kiedy mama wyjeżdżała na kilka dni do pracy. Czy moje dzieci czuły to samo?
Rano spakowałam się i ruszyłam do Torunia. Droga dłużyła się niemiłosiernie. W głowie układałam scenariusze: może mama była zbyt surowa? Może dzieci zrobiły coś nie tak? A może… może ja popełniam te same błędy co ona?
Gdy weszłam do mieszkania mamy, Zosia rzuciła mi się na szyję i zaczęła płakać. Antek stał obok, skulony, z podkrążonymi oczami.
— Co się stało? — zapytałam cicho.
Mama weszła do pokoju z filiżanką kawy.
— Przesadzają. Zrobiłam im tylko uwagi za bałagan w pokoju i za to, że nie chcieli jeść obiadu. Dzieci teraz są takie delikatne…
Zosia spojrzała na mnie błagalnie.
— Mamo… babcia krzyczała na nas cały czas. Powiedziała Antkowi, że jest niegrzeczny i że przez niego tata odszedł…
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
— Mamo, czy to prawda? — zwróciłam się do niej z niedowierzaniem.
Mama wzruszyła ramionami.
— Powiedziałam tylko, że powinien być grzeczniejszy. Ty też byłaś nieposłuszna i zobacz, jak cię to ukształtowało.
Wybuchłam:
— Mamo! Nie masz prawa mówić takich rzeczy moim dzieciom! Nie masz pojęcia, ile nas to kosztowało!
Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Zosia tuliła się do mnie mocniej, a Antek patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
Mama odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.
Zebrałam rzeczy dzieci i wyszliśmy bez słowa. W samochodzie Zosia zaczęła mówić:
— Babcia mówiła też, że jesteś słaba i że nie powinnaś pozwalać nam na wszystko…
Łzy napłynęły mi do oczu. Pamiętałam te słowa z własnego dzieciństwa. „Jesteś za miękka”, „nie dasz sobie rady”, „musisz być twardsza” — powtarzała mi to przez lata.
Zatrzymałam samochód na poboczu i spojrzałam na dzieci.
— Przepraszam was… Przepraszam, że was tam zostawiłam.
Antek przytulił się do mnie:
— Chcemy być tylko z tobą, mamo.
Wróciliśmy do domu późnym wieczorem. Dzieci długo nie mogły zasnąć. Siedziałam przy ich łóżkach i głaskałam ich po głowach, obiecując sobie w duchu, że nigdy więcej nie pozwolę im poczuć się tak samotnie i niezrozumianie.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
— Przesadzasz — powiedziała chłodno. — Dzieci muszą nauczyć się życia.
— Może muszą nauczyć się przede wszystkim czuć się kochane — odpowiedziałam drżącym głosem.
Odłożyłam słuchawkę i długo patrzyłam w okno. W głowie kłębiły mi się wspomnienia mojego dzieciństwa: samotność po rozwodzie rodziców, wieczne pretensje mamy i poczucie winy za wszystko złe w naszym domu.
Czy naprawdę znam swoje dzieci? Czy potrafię je ochronić przed tym samym bólem, który noszę w sobie od lat?
Wieczorem Zosia przyszła do mnie do kuchni.
— Mamo… czy babcia zawsze była taka?
Przytuliłam ją mocno.
— Tak… Ale ty nie musisz być taka jak ona. I ja też nie muszę.
Patrzyłyśmy przez chwilę na siebie w milczeniu. W jej oczach widziałam strach i ulgę jednocześnie.
Czasem myślę: czy można przerwać łańcuch rodzinnych ran? Czy wystarczy kochać mocniej i słuchać uważniej? A może pewne blizny zostają z nami na zawsze?