Jesteś potworem, mamo! – Moja ucieczka z prowincji do Warszawy i z powrotem do siebie

– Jesteś potworem, mamo! – krzyknęłam przez łzy, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten krzyk będzie mi towarzyszył przez kolejne lata, odbijając się echem w mojej głowie, nawet gdy już dawno wyjechałam z rodzinnego Sierpca do Warszawy. Miałam wtedy osiemnaście lat i byłam pewna, że wystarczy wyjechać, by przestać czuć się małą, przestraszoną dziewczynką.

Mama stała po drugiej stronie drzwi. Słyszałam jej ciężki oddech i czułam, jak jej gniew miesza się z rozczarowaniem. – Ania, nie możesz tak po prostu uciec od wszystkiego! – wołała. Ale ja już wtedy wiedziałam, że muszę. Musiałam uciec od jej wiecznych pretensji, od wiecznego porównywania mnie do starszego brata, od dusznej atmosfery małego miasta, gdzie każdy znał moje imię i każda plotka była jak nóż wbity w plecy.

Wyjazd do Warszawy był jak skok na głęboką wodę. Wynajęłam pokój na Pradze z Magdą, którą poznałam przez internet. Magda była moim przeciwieństwem – pewna siebie, głośna, zawsze otoczona ludźmi. Ja wolałam chować się w kącie, obserwować świat zza okna tramwaju. Ale to właśnie ona zabrała mnie na imprezę, gdzie poznałam Michała.

Michał był wszystkim, czego pragnęłam – czuły, zabawny, z błyskiem w oku. Przez pierwsze miesiące czułam się jak w bajce. Chodziliśmy na spacery po Starym Mieście, piliśmy kawę w kawiarniach na Powiślu i śmialiśmy się z głupich żartów. Wydawało mi się, że wreszcie jestem kimś ważnym dla kogoś innego niż mama.

Ale bajka szybko zamieniła się w koszmar. Michał coraz częściej znikał na całe noce, nie odbierał telefonów. Kiedy pytałam, gdzie był, patrzył na mnie z pogardą: – Przestań być taka zazdrosna. To przez ciebie nie mogę oddychać! – krzyczał. Zaczęłam wierzyć, że to ze mną jest coś nie tak. Przypominały mi się słowa mamy: „Z tobą zawsze są problemy”.

Pewnej nocy wrócił pijany i rzucił we mnie kubkiem. – Jesteś taka sama jak twoja matka! – wrzasnął. Zamarłam. To był ten sam krzyk co wtedy w Sierpcu. Poczułam się jak dziecko zamknięte w swoim pokoju.

Następnego dnia spakowałam walizkę i uciekłam do Magdy. Siedziałyśmy razem na podłodze kuchni. – Anka, musisz coś zmienić – powiedziała cicho. – Nie możesz ciągle uciekać przed sobą.

Ale ja nie wiedziałam już, kim jestem. Praca w kawiarni nie dawała mi satysfakcji, studia zaczęły mnie przerastać. Czułam się samotna nawet w tłumie ludzi na Nowym Świecie. Każdego wieczoru zasypiałam z myślą: „Może mama miała rację?”.

W końcu zadzwoniłam do domu. Mama odebrała po kilku sygnałach. – Aniu? Wszystko w porządku? – zapytała głosem pełnym niepokoju.

– Nie wiem… Chyba nie umiem być dorosła – wyszeptałam.

Po drugiej stronie zapadła cisza. – Wróć do domu na chwilę – powiedziała w końcu. – Porozmawiamy.

Wróciłam do Sierpca na kilka dni. Dom pachniał tak samo jak zawsze: świeżym chlebem i kurzem. Mama patrzyła na mnie uważnie, jakby widziała mnie pierwszy raz od lat.

– Wiesz… Ja też kiedyś chciałam uciec – powiedziała niespodziewanie podczas śniadania. – Ale bałam się zostawić babcię samą.

Spojrzałam na nią inaczej niż zwykle. Zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, która nigdy nie miała szansy być sobą.

– Przepraszam za wszystko – powiedziałam cicho.

Mama przytuliła mnie mocno. Po raz pierwszy od lat poczułam się bezpieczna.

Ale wiedziałam już, że nie mogę zostać w Sierpcu na zawsze. Musiałam wrócić do Warszawy i spróbować jeszcze raz poukładać swoje życie.

Zaczęłam chodzić na terapię. Każda sesja była jak rozdzieranie starych ran, ale powoli zaczynałam rozumieć siebie i swoje lęki. Przestałam szukać akceptacji u innych. Zaczęłam mówić „nie”, kiedy ktoś przekraczał moje granice.

Dziś patrzę w lustro i widzę kobietę, która przeszła przez piekło własnych wspomnień i cudzych oczekiwań. Czasem jeszcze słyszę ten krzyk: „Jesteś potworem, mamo!”. Ale już wiem, że to nie była cała prawda.

Czy można naprawdę uciec od siebie? A może trzeba nauczyć się siebie kochać – nawet jeśli czasem boli?