Między czterema ścianami: Kiedy rodzina staje się zagrożeniem. Historia o zaufaniu, zdradzie i walce o siebie
— Więc jak, Marto? — głos teściowej, pani Haliny, rozbrzmiewał w moich uszach jeszcze długo po tej kolacji. — To przecież dla waszego dobra. Ja już nie potrzebuję takiego dużego mieszkania, a wy z Pawłem i dzieciakami będziecie mieć więcej miejsca. Ale musisz mi obiecać, że przepiszesz swój lokal na mnie. Inaczej nie ma mowy o zamianie.
Siedziałam przy stole, dłonie miałam zaciśnięte na serwetce tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Paweł patrzył na mnie z niepokojem, ale nie odezwał się ani słowem. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek krzyki.
— Mamo, może to nie jest najlepszy moment… — próbował w końcu Paweł, ale Halina uciszyła go gestem.
— To jest bardzo dobry moment! — syknęła. — Marta, musisz się określić. Ja już nie mam siły mieszkać sama na takim metrażu. A wy przecież narzekacie na ciasnotę.
Wróciłam do domu z głową pełną myśli. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Czy naprawdę powinnam oddać mieszkanie? Przecież to był prezent od moich rodziców, jedyna rzecz, którą po nich mam. Ale jeśli odmówię, Paweł będzie miał do mnie żal. A jeśli się zgodzę — co wtedy? Czy Halina naprawdę dotrzyma słowa?
Następnego dnia próbowałam porozmawiać z Pawłem.
— Kochanie, czy ty naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? — zapytałam cicho.
Paweł westchnął ciężko.
— Marta, mama jest uparta. Jeśli jej odmówimy, zrobi piekło. Ale z drugiej strony… To twoje mieszkanie. Ja nie chcę cię do niczego zmuszać.
— Ale milczysz przy niej! — wybuchłam nagle. — Zawsze milczysz! Zostawiasz mnie samą z jej żądaniami!
Paweł spuścił wzrok.
— Boję się jej — wyszeptał. — Ona potrafi być okrutna.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Halina dzwoniła codziennie, przypominając o swojej propozycji. W pracy nie mogłam się skupić, w nocy śniły mi się koszmary: widziałam siebie i dzieci na ulicy, bez dachu nad głową.
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do notariusza po poradę.
— Proszę pani — powiedziała mi urzędniczka — jeśli przepisze pani mieszkanie na teściową bez żadnych zabezpieczeń, może pani zostać bez niczego. Proszę być ostrożna.
Wróciłam do domu z jeszcze większym niepokojem. Paweł próbował mnie pocieszać, ale czułam, że coraz bardziej oddalamy się od siebie.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Pawła z Haliną przez telefon:
— Mamo, ona się boi… Tak, wiem… Ale to jej mieszkanie… Nie wiem, czy ją przekonam…
Zacisnęłam pięści. Poczułam się zdradzona przez własnego męża. Czy naprawdę był gotów poświęcić moje bezpieczeństwo dla spokoju swojej matki?
Następnego dnia Halina przyszła niezapowiedziana.
— Marta, musimy porozmawiać — powiedziała stanowczo. — Ja nie mam czasu na twoje wahania. Albo przepisujesz mieszkanie i robimy zamianę, albo zapomnij o mojej pomocy.
Spojrzałam jej prosto w oczy.
— A co będzie, jeśli potem mnie pani wyrzuci? — zapytałam drżącym głosem.
Halina uśmiechnęła się zimno.
— Przecież jesteśmy rodziną. Rodzina sobie ufa.
Ale ja już nie ufałam nikomu.
Wieczorem spakowałam walizkę i pojechałam z dziećmi do mojej siostry, Anny. Kiedy Paweł wrócił do pustego mieszkania, zadzwonił do mnie zrozpaczony.
— Marta, co ty robisz?!
— Ratuję siebie i dzieci — odpowiedziałam cicho. — Nie pozwolę wam odebrać mi wszystkiego.
Przez kolejne tygodnie Paweł próbował mnie przekonać do powrotu i do zgody na warunki Haliny. Ale ja już podjęłam decyzję: nie oddam mieszkania bez żadnych zabezpieczeń prawnych. Zaczęliśmy się coraz bardziej oddalać od siebie. Paweł wybrał lojalność wobec matki zamiast wobec mnie.
W końcu Halina przestała dzwonić. Paweł wyprowadził się do niej. Zostałam sama z dziećmi i swoim mieszkaniem — ale też z poczuciem straty i rozczarowania.
Czasem patrzę na klucze do mieszkania i zastanawiam się: czy warto było walczyć o siebie kosztem rodziny? Czy można być szczęśliwym, kiedy najbliżsi stają się największym zagrożeniem?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy rodzina zawsze powinna być najważniejsza?