Telefon, który rozdarł moje serce: Prawda, której nie chciałam znać

– Halo? – mój głos drżał, gdy odbierałam telefon, choć jeszcze nie wiedziałam, że za chwilę wszystko się zmieni. Był poniedziałkowy poranek, słońce ledwo przedzierało się przez brudne szyby mojego mieszkania na Pradze. W słuchawce usłyszałam obcy, rzeczowy głos: – Czy rozmawiam z panią Anną Kowalską? Tu Szpital Praski. Pani ojciec, pan Marek Kowalski, został przyjęty na oddział ratunkowy. Prosimy o pilny kontakt.

Zamarłam. Ojciec. Człowiek, którego próbowałam wymazać z pamięci przez ostatnie pięć lat. Człowiek, który zniknął z mojego życia po tym, jak zdradził naszą rodzinę. Przez chwilę miałam ochotę odłożyć słuchawkę i udawać, że nic się nie stało. Ale coś w tonie pielęgniarki sprawiło, że nie mogłam tego zrobić.

Wsiadłam w tramwaj, cała w nerwach. W głowie kłębiły się wspomnienia: krzyki matki, trzaskające drzwi, łzy mojej młodszej siostry, Magdy. I on – ojciec, który pewnego dnia po prostu spakował walizkę i wyszedł. Zostawił nas z długami, z pytaniami bez odpowiedzi, z poczuciem, że nie jesteśmy wystarczająco ważne.

W szpitalu czekała na mnie pielęgniarka. – Pani Anna? Proszę za mną. – Jej głos był łagodny, ale w oczach widziałam współczucie. Weszłam do sali. Ojciec leżał na łóżku, blady, podłączony do kroplówki. Wyglądał na starszego, niż go zapamiętałam. Przez moment miałam ochotę uciec, ale został tylko cień dawnego gniewu.

– Aniu… – wyszeptał, gdy mnie zobaczył. – Przepraszam, że musiałaś tu przyjechać.

– Nie przyszłam dla ciebie – odpowiedziałam chłodno. – Przyszłam, bo zadzwonili ze szpitala. Co się stało?

– Zawał – powiedział cicho. – Lekarze mówią, że miałem szczęście.

Przez chwilę milczeliśmy. Patrzyłam na niego i próbowałam znaleźć w sobie choć odrobinę współczucia. Ale zamiast tego czułam tylko żal i złość. Przypomniałam sobie, jak matka płakała nocami, jak musiałam rzucić studia, żeby pomóc jej spłacać kredyt. Jak Magda przestała mówić przez pół roku po jego odejściu.

– Dlaczego dzwonili do mnie? – zapytałam w końcu. – Przecież masz nową rodzinę. Nową żonę. Nową córkę.

Ojciec spuścił wzrok. – Nie mam już nikogo. Zostawiła mnie. Wszystko się posypało. Chciałem do was zadzwonić, ale… nie miałem odwagi.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. – Nie miałeś odwagi? A kiedy nas zostawiałeś, miałeś? Kiedy matka błagała cię, żebyś został, kiedy Magda płakała, bo nie rozumiała, dlaczego tata już jej nie kocha?

Ojciec zacisnął pięści na kołdrze. – To nie tak, Aniu. Byłem głupi. Myślałem, że znajdę szczęście gdzie indziej. Ale wszystko straciłem. Was straciłem.

Chciałam wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo nas skrzywdził. Ale coś mnie powstrzymało. Może widok jego zmęczonych oczu, może świadomość, że leży tu sam, bez nikogo. Przez chwilę poczułam litość, której tak bardzo nie chciałam czuć.

Wyszłam z sali, trzaskając drzwiami. Na korytarzu zadzwoniła Magda. – I co? – zapytała cicho. – Żyje?

– Żyje – odpowiedziałam. – Ale nie wiem, czy powinniśmy mu pomagać.

– To nasz ojciec – powiedziała Magda po chwili milczenia. – Może powinniśmy spróbować mu wybaczyć? Dla siebie, nie dla niego.

Nie spałam całą noc. W głowie miałam słowa Magdy i obraz ojca, który wyglądał na złamanego człowieka. Przypomniałam sobie, jak kiedyś zabierał nas na lody do Parku Skaryszewskiego, jak uczył mnie jeździć na rowerze. Czy człowiek, który tak bardzo nas zranił, zasługuje na drugą szansę?

Następnego dnia wróciłam do szpitala. Ojciec spał. Usiadłam przy jego łóżku i patrzyłam na niego długo. W końcu otworzył oczy.

– Aniu… – zaczął, ale przerwałam mu.

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Ale nie chcę już dłużej żyć w gniewie. Chcę zrozumieć, dlaczego to zrobiłeś. Chcę wiedzieć prawdę.

Ojciec westchnął ciężko. – Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności, bałem się waszego rozczarowania. Myślałem, że uciekając, rozwiążę swoje problemy. Ale tylko je pogłębiłem. Każdego dnia żałowałem.

Słuchałam go i po raz pierwszy od lat poczułam, że mój gniew zaczyna słabnąć. Nie dlatego, że mu wybaczyłam, ale dlatego, że zrozumiałam, jak bardzo był zagubiony. Może wszyscy jesteśmy zagubieni na swój sposób.

Po kilku tygodniach ojciec wyszedł ze szpitala. Pomogłyśmy mu z Magdą znaleźć małe mieszkanie. Nie było łatwo – matka nie chciała o nim słyszeć, a ja wciąż miałam w sobie wiele żalu. Ale zaczęliśmy rozmawiać. Powoli, ostrożnie, jakbyśmy uczyli się siebie na nowo.

Czasem myślę, że ten telefon był przekleństwem. Ale może był też szansą. Szansą na to, by zamknąć stare rany i spróbować zbudować coś nowego. Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę ojcu do końca. Ale wiem, że nie chcę już żyć w cieniu przeszłości.

Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto nas zdradził? Czy warto próbować odbudować rodzinę, nawet jeśli wszystko się rozpadło? Czasem pytam siebie: czy lepiej żyć z żalem, czy z nadzieją?