Odebrałam telefon męża i usłyszałam: „Kochanie, kiedy znów się zobaczymy?” – Moja rodzina rozpadła się w jednej chwili
Łyżka wypadła mi z ręki i stuknęła o blat, rozpryskując sos na białą bluzkę. Przez sekundę nie mogłam złapać powietrza. W słuchawce cisza, potem znów ten głos – kobieta, pewna siebie, spokojna, jakby to było coś zupełnie naturalnego.
– Halo? – powtórzyła, niecierpliwie.
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: „Czy to się dzieje naprawdę?”
Z łazienki dobiegł mnie głos Pawła:
– Kto to?
Zamknęłam oczy, próbując opanować drżenie rąk. Odpowiedziałam najspokojniej jak umiałam:
– Pomyłka.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na blat, jakby parzył. Paweł wyszedł z łazienki, wycierając ręce w ręcznik. Spojrzał na mnie, potem na moją bluzkę.
– Co się stało?
– Nic. Sos się rozlał – skłamałam.
Przez resztę dnia chodziłam jak w transie. Gotowałam, sprzątałam, rozmawiałam z dziećmi, ale w głowie wciąż słyszałam ten głos: „Kochanie, kiedy znów się zobaczymy?”
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty. Paweł przysiadł się obok, objął mnie ramieniem. Pachniał znajomo, czułam ciepło jego skóry. Przez chwilę chciałam uwierzyć, że to tylko pomyłka, że przesłyszałam się, że to nie mogła być prawda.
Ale nie mogłam. Nie po tym, co usłyszałam.
– Paweł – zaczęłam cicho. – Kto do ciebie dzwonił dzisiaj po południu?
Zamarł. Widziałam, jak jego dłoń zaciska się na moim ramieniu.
– Jakiś kurier chyba…
– Kurier mówi do ciebie „kochanie”? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
Zbladł. Odwrócił wzrok.
– O czym ty mówisz?
– Odebrałam twój telefon. Usłyszałam kobietę. Powiedziała: „Kochanie, kiedy znów się zobaczymy?”
Zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i oddech Pawła. Wstał gwałtownie, przeszedł przez pokój, jakby szukał ucieczki.
– To nie tak…
– To jak? – przerwałam mu. – Powiedz mi prawdę.
Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Przez chwilę milczał, potem spuścił głowę.
– To koleżanka z pracy. Mamy… mieliśmy… trudny projekt. Dużo czasu razem. Trochę się pogubiliśmy.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. „Trochę się pogubiliśmy” – powtarzałam w myślach, jakby to miało cokolwiek wyjaśnić.
– Zdradziłeś mnie?
Nie odpowiedział od razu. Widziałam walkę na jego twarzy.
– Nie… To znaczy… Nie tak, jak myślisz. Byliśmy blisko, ale…
– Ale co? – przerwałam mu z goryczą. – Spałeś z nią?
Zacisnął usta. W tej ciszy było wszystko.
Wstałam i wyszłam do kuchni. Oparłam się o blat, próbując nie płakać. Słyszałam jego kroki za sobą.
– Aniu…
– Nie mów do mnie teraz – wyszeptałam.
W nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, słysząc jego oddech obok siebie. Myślałam o naszych dzieciach, o wspólnych wakacjach nad Bałtykiem, o świętach u mojej mamy w Lublinie. O tym, jak budowaliśmy ten dom cegła po cegle, jak planowaliśmy przyszłość.
Rano Paweł wyszedł do pracy wcześniej niż zwykle. Zostawił kartkę na stole: „Porozmawiamy wieczorem”.
Nie chciałam rozmawiać. Chciałam cofnąć czas.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci coś wyczuwały – Zosia była cichsza niż zwykle, Staś pytał, czy tata się na mnie gniewa. Nie umiałam im odpowiedzieć.
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Magda, zapytała:
– Wszystko w porządku?
Uśmiechnęłam się blado.
– Tak, po prostu zmęczenie.
Wieczorami płakałam w łazience, żeby dzieci nie słyszały. Przeglądałam zdjęcia na telefonie – nasze wspólne wyjazdy, urodziny dzieci, selfie z górskich szlaków. Szukałam znaków, których wcześniej nie widziałam.
W końcu nie wytrzymałam. Znalazłam numer do tej kobiety w telefonie Pawła. Zadzwoniłam.
– Halo? – odezwała się.
– Dzień dobry. Tu Anna, żona Pawła.
Cisza po drugiej stronie.
– Proszę… Proszę mi powiedzieć prawdę. Czy spała pani z moim mężem?
Usłyszałam cichy śmiech.
– Myśli pani, że to takie proste? Że wszystko można sprowadzić do jednego pytania?
– Chcę tylko wiedzieć – wyszeptałam.
– Tak. Ale to nie było tylko to. On był nieszczęśliwy. Mówił, że pani go nie rozumie.
Rozłączyłam się bez słowa. Poczułam się upokorzona, zdradzona, oszukana przez najbliższą osobę.
Wieczorem Paweł wrócił do domu. Czekałam na niego w kuchni.
– Rozmawiałam z nią – powiedziałam bez emocji.
Zamarł w progu.
– I co ci powiedziała?
– Że byłeś nieszczęśliwy. Że cię nie rozumiałam.
Usiadł naprzeciwko mnie. Widziałam łzy w jego oczach pierwszy raz od lat.
– Przepraszam, Aniu. Pogubiłem się. Praca, dom, dzieci… Wszystko mnie przytłoczyło. Ona słuchała mnie wtedy, kiedy ty byłaś zajęta wszystkim innym.
– A ja? Myślisz, że mnie nie było ciężko? Że nie czułam się samotna? – głos mi się załamał.
Siedzieliśmy tak długo w milczeniu. Potem Paweł zapytał:
– Co teraz?
Nie wiedziałam. Chciałam go wyrzucić z domu i jednocześnie przytulić. Chciałam krzyczeć i płakać, a jednocześnie milczeć już na zawsze.
Minęły tygodnie. Chodziliśmy na terapię dla par. Były dni lepsze i gorsze. Czasem myślę, że nigdy mu nie wybaczę. Czasem wierzę, że może jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi.
Dziś patrzę na Pawła inaczej. Widzę w nim człowieka ze słabościami, nie ideał. Widzę siebie – zmęczoną, ale silną kobietę.
Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy warto walczyć o rodzinę, gdy wszystko się rozsypało? Może ktoś z was zna odpowiedź…