Mój brat zaprosił nas na Wigilię. Jego żona była temu całkowicie przeciwna – rodzinna wojna przy świątecznym stole
– Nie rozumiesz, że to nie jest dobry pomysł? – głos Anety odbijał się echem w kuchni, kiedy weszłam z torbą pełną prezentów. Stała przy blacie, zaciśnięte pięści i twarz czerwona ze złości. Michał, mój brat, próbował ją uspokoić, ale widziałam, że sam ledwo trzyma nerwy na wodzy.
– To tylko jedna Wigilia, Aneta. Chcę, żebyśmy w końcu byli razem, u nas. Mama już nie daje rady wszystkiego robić sama – tłumaczył cicho.
Stałam w progu, czując się jak intruz w domu własnego brata. W powietrzu wisiała gęsta atmosfera, a ja miałam ochotę zawrócić i wrócić do mamy, do jej ciepłej kuchni pachnącej barszczem i pierogami. Ale przecież to był jego pomysł – Michał chciał przełamać tradycję i zaprosić całą rodzinę do siebie. Po raz pierwszy od lat.
Wiedziałam, że dla mamy to trudne. Odkąd tata zmarł pięć lat temu, święta były jej sensem życia. Gotowała przez tydzień, piekła makowce i serniki, a potem pakowała nam jedzenie na wynos. Michał i Aneta zawsze wychodzili z pełnymi siatkami, a mama patrzyła za nimi z dumą i smutkiem jednocześnie.
Tym razem miało być inaczej. Michał zadzwonił do mnie dwa tygodnie wcześniej.
– Martyna, musimy coś zmienić. Mama jest zmęczona. Chcę, żebyśmy przyszli do mnie. Aneta się zgodziła… chyba.
Chyba. To słowo dźwięczało mi w głowie przez całe dwa tygodnie. Teraz już wiedziałam – Aneta nie zgodziła się wcale.
– Martyna, cześć! – Michał próbował udawać normalność, ale widziałam jego spięte ramiona. – Chodźcie, rozbierajcie się.
Moja córka Zosia wbiegła do salonu, gdzie już stała choinka – piękna, ale jakoś… zimna. Brakowało tego ciepła, które zawsze czułam u mamy.
Aneta patrzyła na mnie z niechęcią.
– Mam nadzieję, że nie przywiozłaś swoich pierogów – rzuciła lodowato.
– Nie… – odpowiedziałam cicho. – Michał mówił, że wszystko przygotujecie.
– Tak, wszystko sama robiłam – podkreśliła z naciskiem.
Zosia spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do niej blado i poszłam do salonu. Mama siedziała już przy stole, obok niej tata na zdjęciu w ramce. Była wyraźnie spięta.
– Martynko, dobrze że jesteś – szepnęła i ścisnęła moją dłoń pod stołem.
Wszyscy usiedliśmy do kolacji. Aneta podawała barszcz z uszkami – inne niż zwykle, bo z pieczarkami zamiast grzybów leśnych. Mama grzecznie podziękowała, ale widziałam łzę w jej oku.
– Pyszne – powiedziała cicho.
Michał próbował rozluźnić atmosferę:
– No to… może opowiedzmy sobie coś miłego? Może jakieś wspomnienia z dzieciństwa?
Zosia zaczęła opowiadać o tym, jak kiedyś z dziadkiem lepiła bałwana na podwórku. Mama się uśmiechnęła, ale Aneta przewróciła oczami.
– Może już przejdziemy do prezentów? – zaproponowała chłodno.
Rozdaliśmy sobie paczki. Zosia dostała książkę i pluszaka od Michała i Anety. Mama wręczyła wszystkim własnoręcznie robione pierniczki w ozdobnych pudełkach.
– Dziękuję, mamo – powiedział Michał i przytulił ją mocno.
Aneta nawet nie spojrzała na swoją paczkę.
Po kolacji mama zaczęła zbierać talerze.
– Zostaw to, mamo, ja posprzątam – powiedziałam szybko.
Aneta weszła do kuchni za mną i zamknęła drzwi.
– Wiesz co? Nie rozumiem tej waszej obsesji na punkcie tradycji. To jest mój dom i moje zasady. Nie będziemy tu robić wszystkiego tak jak u twojej mamy!
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Ale przecież chodzi tylko o to, żeby być razem…
– Razem? Wy jesteście razem przeciwko mnie! Zawsze tak było! Nawet Michał tego nie widzi!
Wyszłam z kuchni bez słowa. W salonie mama siedziała skulona na kanapie, a Michał próbował ją pocieszyć.
– Mamo… przepraszam cię za wszystko. Chciałem dobrze…
Mama pokiwała głową i spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Może to już ostatnia taka Wigilia…
Pożegnaliśmy się wcześnie. W samochodzie Zosia zapytała:
– Mamo, dlaczego ciocia Aneta była taka smutna?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
W domu długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak jedna decyzja potrafi rozbić rodzinę na kawałki. Czy naprawdę tradycje są ważniejsze niż uczucia? Czy można być razem bez wspólnej historii?
Czasem zastanawiam się: czy warto było próbować zmieniać coś na siłę? Czy rodzina to tylko wspólne święta przy jednym stole? Co wy o tym myślicie?