Awans, który zabrała mi obca kobieta – historia Magdy z warszawskiego biura

– Magda, możesz na chwilę? – głos szefowej, pani Ewy, przeszył ciszę open space’u jak nóż. Wszyscy spojrzeli na mnie z ukosa, a ja poczułam, jak serce zaczyna mi walić. To miał być ten dzień. Dzień, w którym po czterech latach harówki w warszawskim biurze w końcu usłyszę: „Gratuluję awansu”.

Weszłam do gabinetu. Pani Ewa siedziała za biurkiem, a obok niej stała kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałam. Miała perfekcyjnie ułożone włosy i uśmiech, który nie sięgał oczu.

– Magdo, poznaj Karolinę. Od dziś będzie kierowniczką naszego działu – powiedziała szefowa, nie patrząc mi w oczy.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. „Ale… przecież… miała pani mówić…” – zaczęłam cicho, ale pani Ewa przerwała mi ruchem ręki.

– Wiem, że liczyłaś na ten awans. Doceniam twoją pracę, ale zarząd zdecydował inaczej. Karolina ma doświadczenie z dużych korporacji i wniesie świeże spojrzenie.

Świeże spojrzenie? A ja? Moje cztery lata po godzinach, projekty ratowane w ostatniej chwili, weekendy spędzone przy komputerze? Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Uśmiechnęłam się sztywno i wyszłam z gabinetu.

W kuchni biurowej spotkałam Kasię. – I co? – zapytała szeptem.

– Dostała to jakaś Karolina – odpowiedziałam drżącym głosem. – Nawet nie dali mi szansy.

Kasia przytuliła mnie mocno. – To niesprawiedliwe. Wszyscy wiedzą, że powinnaś była dostać ten awans.

Przez resztę dnia czułam się jak cień samej siebie. Karolina przechadzała się po biurze, przedstawiała się wszystkim i rzucała angielskimi zwrotami na prawo i lewo. Widziałam, jak niektórzy koledzy próbują się jej przypodobać. Ja nie miałam siły na żadne gry.

Po pracy wróciłam do mieszkania na Pradze. Mama czekała z obiadem.

– I jak tam? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Nie dostałam awansu – powiedziałam krótko.

Mama westchnęła ciężko. – Może powinnaś była być bardziej stanowcza? Albo poprosić o podwyżkę wcześniej? Zawsze jesteś taka grzeczna…

Zacisnęłam pięści pod stołem. – Mamo, robiłam wszystko jak trzeba! To nie moja wina!

– Nie krzycz na mnie! – odparła ostro. – Chcę dla ciebie dobrze.

Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Czułam się zdradzona przez wszystkich: przez szefową, przez firmę, nawet przez własną matkę, która zamiast mnie wesprzeć, szukała winy we mnie.

Następne dni były jeszcze gorsze. Karolina zaczęła wprowadzać „nowe standardy pracy”, które polegały głównie na wydłużaniu godzin i organizowaniu bezsensownych spotkań. Ludzie szeptali po kątach, że jest zimna i wyniosła. Ja starałam się trzymać z daleka.

Pewnego wieczoru zadzwonił tata.

– Słyszałem od mamy… Przykro mi, córeczko. Ale może to znak? Może powinnaś poszukać czegoś nowego?

– Tato, ja nie chcę zaczynać od zera! Wszystko tu zostawiłam…

– Czasem trzeba coś stracić, żeby zyskać coś lepszego – powiedział cicho.

Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się myśli: czy rzeczywiście powinnam odejść? Czy walczyć dalej?

W pracy atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Kasia coraz częściej mówiła o wypaleniu zawodowym. Michał z działu IT rzucił papierami po tym, jak Karolina publicznie go upokorzyła na spotkaniu.

Pewnego dnia Karolina poprosiła mnie do swojego gabinetu.

– Magdo, wiem, że sytuacja jest dla ciebie trudna. Ale liczę na twoje wsparcie jako najbardziej doświadczonej osoby w zespole.

Patrzyłam na nią długo. – A co ja z tego będę miała?

Uśmiechnęła się chłodno. – Możliwość rozwoju. Może kiedyś…

Wyszłam bez słowa. Po raz pierwszy poczułam gniew zamiast smutku.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra, Ania.

– Słuchaj, a może to czas pomyśleć o własnej firmie? Zawsze mówiłaś, że chciałabyś robić coś swojego.

– Anka, ja nawet nie wiem od czego zacząć…

– Ale jesteś uparta jak nikt! Przemyśl to.

Tej nocy długo patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie wszystkie chwile, kiedy rezygnowałam z siebie dla innych: dla firmy, dla rodziny…

Następnego dnia napisałam wypowiedzenie. Oddałam je pani Ewie bez słowa wyjaśnienia. Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Magda… jesteś pewna?

– Tak. Chcę w końcu zawalczyć o siebie.

Wyszłam z biura z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Ale po raz pierwszy od dawna poczułam się wolna.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę trzeba coś stracić, żeby odnaleźć siebie? Czy warto było tyle lat poświęcać dla firmy, która w jednej chwili potrafi cię zastąpić kimś obcym? Co wy byście zrobili na moim miejscu?