„Babciu, kiedy dostaniesz emeryturę, zostanę z tobą” – historia o samotności, rodzinnych konfliktach i nadziei na miłość
– Babciu, a jak już dostaniesz emeryturę, to wtedy będę mógł z tobą zostać? – zapytał Kuba, mój siedmioletni wnuk, patrząc na mnie wielkimi, poważnymi oczami. Zamarłam z kubkiem herbaty w dłoni. W kuchni pachniało jeszcze świeżym chlebem, a zza okna dobiegał gwar dzieci bawiących się na podwórku. Ale te słowa… Przeszyły mnie jak igła.
– Dlaczego pytasz? – wydusiłam z siebie, starając się nie pokazać łez.
Kuba wzruszył ramionami. – Mama mówi, że jak będziesz miała emeryturę, to już nie będziesz musiała pracować i będziesz miała czas dla mnie. Bo teraz zawsze jesteś zmęczona albo nie możesz.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę tak to wygląda? Czy przez te wszystkie lata pracy w sklepie spożywczym zaniedbałam rodzinę? Czy moje dzieci i wnuki widzą we mnie tylko zmęczoną staruszkę?
Wieczorem, kiedy Kuba już spał, usiadłam przy kuchennym stole i patrzyłam na stare zdjęcia. Na jednym z nich byłam ja z moim mężem, Januszem, jeszcze młodzi, uśmiechnięci, pełni planów. On odszedł pięć lat temu. Od tamtej pory dom wydawał się coraz większy i coraz bardziej pusty.
Moja córka, Magda, mieszkała ze mną od rozwodu. Pracowała w urzędzie miasta, wracała późno, często rozdrażniona. Nasze rozmowy były coraz krótsze.
– Mamo, nie mam teraz czasu – rzucała przez ramię, gdy próbowałam zapytać o jej dzień.
Czułam się jak cień w ich życiu. Byłam potrzebna tylko wtedy, gdy trzeba było odebrać Kubę ze szkoły albo ugotować obiad.
Pewnego dnia Magda wróciła wcześniej niż zwykle. Była wyraźnie zdenerwowana.
– Mamo, musimy pogadać – zaczęła bez ogródek. – Dostałam propozycję pracy w Warszawie. To duża szansa… Ale nie wiem, co zrobić z Kubą. Nie chcę go ciągnąć do nowego miasta.
Zamarłam. – Chcesz go tu zostawić?
– Na jakiś czas… Może na rok. Ty już niedługo przechodzisz na emeryturę…
Poczułam się zdradzona i wykorzystana. Czy naprawdę byłam dla niej tylko darmową opiekunką? Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, wspominając czasy, gdy Magda była małą dziewczynką i przysięgała mi, że nigdy mnie nie zostawi.
Następnego dnia zadzwonił mój syn, Tomek. Od lat mieszkał w Gdańsku i rzadko się odzywał.
– Mamo, słyszałem o tej sprawie z Magdą… Może przyjedziesz do mnie na jakiś czas? – zaproponował niepewnie.
– A twoja żona? – zapytałam ostrożnie.
– No… Basia nie jest zachwycona tym pomysłem… Ale może jakoś się dogadamy.
Zrozumiałam wtedy, że nigdzie nie jestem naprawdę chciana. Ani tu, ani tam. Byłam tylko problemem do rozwiązania.
W kolejnych tygodniach coraz częściej zamykałam się w sobie. Chodziłam na spacery po lesie za domem, rozmawiałam z sąsiadką Zosią o dawnych czasach.
– Wiesz, Anka – powiedziała pewnego dnia Zosia – my już jesteśmy dla nich niewidzialne. Dzieci mają swoje życie. My jesteśmy tylko tłem.
Te słowa bolały. Przecież całe życie poświęciłam rodzinie! Czy naprawdę na starość zasłużyłam tylko na samotność?
Któregoś wieczoru Kuba przyszedł do mnie z książką.
– Babciu, poczytasz mi?
Przytulił się do mnie mocno. Poczułam jego ciepło i niewinność. Może to właśnie jest sens? Być dla niego wsparciem wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebuje?
Ale co ze mną? Czy mam prawo marzyć o czymś więcej niż tylko bycie babcią na pełen etat?
Zaczęłam pisać pamiętnik. Spisywałam swoje myśli, żale i marzenia. Pisałam o Januszu, o dawnych przyjaciółkach, o tym, jak bardzo brakuje mi rozmów i bliskości.
Pewnego dnia Kuba znalazł mój zeszyt.
– Babciu… Ty płaczesz czasem?
Przytuliłam go mocno i pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na łzy przy kimś innym.
Magda wyjechała do Warszawy. Zostałyśmy z Kubą same. Każdego dnia uczyliśmy się siebie na nowo: on – mojej cierpliwości i czułości; ja – jego dziecięcej radości i ciekawości świata.
Ale nocami wciąż wracały pytania: czy jestem jeszcze komuś potrzebna? Czy moje życie ma sens poza rolą babci?
Dziś wiem jedno: samotność boli najbardziej wtedy, gdy jest się otoczonym ludźmi. Ale może właśnie w tych drobnych chwilach bliskości z Kubą odnajdę nowy sens?
Czy starość musi oznaczać rezygnację z własnych marzeń? A może jeszcze mam prawo zawalczyć o siebie?