„Nie mogę już dłużej dźwigać problemów cioci Haliny. Muszę skupić się na mamie. Ona też ma swoje dzieci…” – historia o rodzinnych konfliktach, które rozdzierają serce
– Nie rozumiesz, Anka! – głos mojego brata, Pawła, odbijał się echem od ścian starego mieszkania cioci Haliny. – Nie możemy brać na siebie wszystkich problemów tej rodziny! Ty masz swoje dzieci, ja mam swoje życie. Mama też powinna zrozumieć, że nie damy rady wszystkiego ogarnąć!
Stałam przy oknie, patrząc na szarą ulicę, gdzie śnieg topniał w brudne kałuże. W dłoniach ściskałam kubek zimnej już herbaty. W głowie miałam mętlik – czy naprawdę jestem jedyną osobą, która widzi, że nie możemy zostawić cioci Haliny samej? Że jej stare mieszkanie na Pradze już dawno przestało być bezpieczne?
– Paweł, ona nie ma nikogo poza nami – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się we mnie gotowało. – Ty wiesz, jak wygląda jej codzienność? Ledwo chodzi, zapomina o lekach…
– Anka, nie przesadzaj! – przerwał mi brat. – Przecież jeszcze miesiąc temu sama robiła zakupy. Poza tym, to mama jest naszą matką. Halina to tylko ciotka.
Zacisnęłam zęby. „Tylko ciotka”… Jakby to było takie proste. Przecież to ona opiekowała się mną, kiedy mama leżała w szpitalu po wypadku. To ona nauczyła mnie robić pierogi i czytać książki. Ale dla Pawła liczyły się tylko obowiązki i rachunki.
Mama siedziała w fotelu, skulona pod kocem. Miała 70 lat i coraz częściej zapominała, gdzie odłożyła okulary albo czy już brała leki. Ostatnio zaczęła mówić rzeczy, które nie miały sensu – jakby jej myśli rozchodziły się na wszystkie strony naraz.
– Aniu… – odezwała się cicho. – Może Paweł ma rację? Może powinniśmy znaleźć Halince jakiś dom opieki…
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Dom opieki? Dla kobiety, która całe życie poświęciła rodzinie?
– Mamo, przecież ona by tam nie wytrzymała nawet tygodnia! – wybuchłam. – Ona potrzebuje nas!
Paweł wzruszył ramionami i spojrzał na zegarek.
– Muszę lecieć. Dzieci zaraz wracają ze szkoły. Zastanówcie się jeszcze raz nad tym wszystkim.
Zostałyśmy same. Mama patrzyła na mnie z troską i smutkiem.
– Aniu… Ja wiem, że chcesz dobrze. Ale ty też masz swoje życie. Twoja Zosia ma maturę w tym roku, a Tomek ciągle choruje…
Usiadłam obok niej i złapałam ją za rękę.
– Mamo, nie zostawię cioci Haliny. Ale nie wiem już, co robić… Paweł nie chce pomóc, a ja nie dam rady sama wszystkiego ogarnąć.
Przez następne dni próbowałam rozmawiać z rodziną. Dzwoniłam do kuzynki Kasi z Gdańska – może ona mogłaby przyjechać na kilka tygodni? Ale Kasia miała własne problemy: dwójka dzieci, mąż po operacji.
W pracy szefowa patrzyła na mnie coraz bardziej krzywo – spóźnienia, urlopy na żądanie… W końcu wezwała mnie do siebie.
– Pani Anno, rozumiem sytuację rodzinną, ale firma też musi funkcjonować. Jeśli nie może pani pracować na pełen etat…
Wróciłam do domu i rozpłakałam się przy kuchennym stole. Zosia weszła do kuchni i przytuliła mnie bez słowa.
– Mamo… Może ja mogłabym pojechać do cioci Haliny po szkole? Przynajmniej dwa razy w tygodniu?
Popatrzyłam na nią z wdzięcznością i poczuciem winy jednocześnie. Czy naprawdę muszę obciążać własne dzieci problemami dorosłych?
W sobotę pojechałam do cioci Haliny z zakupami. Siedziała przy stole w kuchni, zapatrzona w okno.
– Aniu… – powiedziała cicho. – Ty się tak o mnie martwisz… Ale ja już nie chcę być ciężarem.
Usiadłam naprzeciwko niej i złapałam ją za rękę.
– Ciociu, nigdy nie byłaś ciężarem. Ale musimy coś wymyślić…
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. W końcu ciocia westchnęła:
– Może rzeczywiście powinnam się przeprowadzić do was? Choćby na jakiś czas?
Serce mi zabiło mocniej. Wiedziałam, że to oznacza jeszcze więcej obowiązków, jeszcze mniej snu i jeszcze więcej konfliktów z Pawłem i mamą. Ale czy miałam wybór?
Wieczorem zadzwoniłam do Pawła.
– Paweł… Ciocia Halina przeprowadzi się do nas na jakiś czas. Nie dam rady inaczej.
Usłyszałam tylko ciężkie westchnienie.
– Rób jak uważasz, Anka. Ale nie licz na moją pomoc.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam się tak samotna jak nigdy dotąd.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy wszyscy razem: ja, mama, Zosia, Tomek i ciocia Halina w naszym dwupokojowym mieszkaniu na Ochocie. Było ciasno, głośno i nerwowo. Mama coraz częściej kłóciła się z ciocią o drobiazgi: o to, kto ma siedzieć przy oknie, kto pierwszy idzie do łazienki.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich podniesione głosy:
– Zawsze musisz być najważniejsza! – krzyczała mama.
– A ty myślisz tylko o sobie! – odpowiadała ciocia Halina.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam dwie starsze kobiety płaczące jak dzieci.
– Dość! – powiedziałam stanowczo. – Nie dam rady was wszystkich pogodzić! Jeśli tak dalej pójdzie…
Nie dokończyłam zdania. Zosia weszła do pokoju i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Mamo… Ja już nie wytrzymuję tej atmosfery…
Usiadłam na podłodze i rozpłakałam się razem z nimi wszystkimi.
Dziś minęły trzy miesiące od tamtego dnia. Ciocia Halina zamieszkała w domu opieki prowadzonym przez siostry zakonne na Bielanach. Mama została ze mną i dziećmi. Paweł prawie się do nas nie odzywa.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy rodzina zawsze musi wybierać między lojalnością a własnym szczęściem? Czy naprawdę jesteśmy skazani na samotność w najtrudniejszych chwilach?
Może ktoś z was zna odpowiedź…