Cienie nad stołem – opowieść o rodzinnych sekretach i przebaczeniu
Kiedy weszłam do kuchni, ojciec siedział przy stole z głową opartą na dłoniach. Było po północy, a ja wróciłam z dworca z walizką i ciężarem, którego nie potrafiłam z siebie zrzucić od pogrzebu mamy. W powietrzu wisiał zapach starej kawy i niedopalonego papierosa.
– Znowu nie śpisz? – zapytałam cicho, stawiając torbę pod ścianą.
Nie odpowiedział od razu. Spojrzał na mnie wzrokiem, w którym było wszystko: zmęczenie, żal i coś jeszcze – może wstyd? Przez chwilę miałam ochotę wyjść, zamknąć za sobą drzwi i udawać, że nie widzę tych wszystkich cieni, które snują się po naszym domu od śmierci mamy. Ale zostałam.
– Nie mogę spać w tym domu – powiedział w końcu. – Za dużo tu twojej matki.
Usiadłam naprzeciwko niego. Kuchnia była naszą sceną – tu się kłóciliśmy, tu płakaliśmy, tu mama podawała rosół w niedzielę i tu tata rzucał talerzami, kiedy miał zły dzień. Teraz była tylko cisza.
– Tata…
– Nie mów mi teraz o niej – przerwał ostro. – Nie chcę słuchać.
Zacisnęłam pięści pod stołem. Od dziecka uczyłam się milczeć przy ojcu. Mama zawsze powtarzała: „Nie drażnij go, Ania. On ma swoje demony.” Ale ja już nie byłam dzieckiem. Miałam trzydzieści dwa lata i własne życie w Poznaniu, do którego nie chciałam wracać.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo. – O wszystkim.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– O czym? O tym, że twoja siostra nie przyjechała nawet na pogrzeb? O tym, że twój brat woli siedzieć za granicą niż pomóc mi tu ogarnąć dom?
– O tym, że ty nigdy nie potrafiłeś być ojcem! – wybuchłam nagle. – Że zawsze byłeś tylko cieniem przy tym stole!
Zamilkliśmy. W kuchni było słychać tylko tykanie starego zegara i szum lodówki. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę – jakby ktoś otworzył okno w dusznym pokoju.
Tata spuścił głowę.
– Może masz rację – wyszeptał. – Ale co mam teraz zrobić?
Nie wiedziałam. Przez kolejne dni krążyliśmy wokół siebie jak obcy ludzie. Ja sprzątałam kuchnię, gotowałam obiady, których nikt nie jadł. On wychodził na długie spacery albo zamykał się w pokoju mamy. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Pewnego wieczoru przyszła ciotka Zosia. Przyniosła sernik i plotki z sąsiedztwa.
– Aniu, dziecko, ty tu długo nie wytrzymasz – powiedziała cicho, kiedy tata wyszedł na papierosa. – Twój ojciec… on nigdy nie umiał kochać po swojemu.
– A mama? – zapytałam z goryczą.
Ciotka spojrzała na mnie uważnie.
– Twoja mama miała swoje sekrety. Nie wszystko było takie, jak myślisz.
Zamarłam.
– Co masz na myśli?
Zosia pokręciła głową.
– To nie moja sprawa. Ale może powinnaś zajrzeć do jej rzeczy. Tam znajdziesz odpowiedzi.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W końcu weszłam do pokoju mamy. W szufladzie znalazłam stary notes i kilka listów zaadresowanych do niej… przez kobietę o imieniu Barbara. Z listów wynikało, że mama miała romans wiele lat temu. Pisała o miłości, której zabrakło jej w domu, o tęsknocie za kimś innym niż tata.
Rano patrzyłam na ojca inaczej. On też wiedział? Czy to dlatego był taki zgorzkniały?
Przy śniadaniu zebrałam się na odwagę:
– Znalazłam listy mamy…
Zamarł z łyżką w powietrzu.
– Wiedziałem o wszystkim – powiedział cicho. – Ale nigdy jej tego nie wybaczyłem. I nigdy jej tego nie powiedziałem.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Dlaczego więc zostaliście razem?
Wzruszył ramionami.
– Bo tak trzeba było. Bo dzieci. Bo dom. Bo wstyd przed ludźmi.
Wtedy zrozumiałam: całe życie byliśmy rodziną tylko na pokaz. Każdy miał swoje tajemnice i żale, których nie dało się wypowiedzieć przy stole.
Kilka dni później przyjechała moja siostra Marta z Niemiec. Od progu zaczęła narzekać:
– Po co tu wracasz? Tu nic już nie ma! Tata cię wykorzystuje!
Pokłóciłyśmy się jak za dawnych lat:
– A ty? Uciekłaś i nawet nie zadzwoniłaś do mamy przed śmiercią!
– Bo miałam dość tego domu! Tych kłótni! Taty!
Ojciec słuchał nas zza drzwi kuchni. W końcu wszedł i powiedział:
– Dość tego! Albo zaczniemy rozmawiać jak rodzina, albo każdy idzie swoją drogą!
Usiedliśmy razem przy stole po raz pierwszy od lat. Każdy mówił swoje: Marta o samotności za granicą, ja o pustce po mamie, tata o żalu i winie. Płakaliśmy wszyscy.
Od tamtej pory coś się zmieniło. Kuchnia przestała być miejscem cieni – stała się miejscem rozmów i pojednań. Tata nauczył się mówić „przepraszam”, ja nauczyłam się słuchać bez oceniania, a Marta… może kiedyś wróci na dłużej.
Czasem myślę o mamie i jej sekretach. Czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Czy rodzina to tylko wspólne zdjęcia na ścianie i niedzielny rosół? A może to właśnie te cienie przy stole sprawiają, że jesteśmy sobą?
Czy wy też macie swoje rodzinne tajemnice? Co byście zrobili na moim miejscu?